[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Albo morderczyni.- dodał po namyśle.Ian Douglas pokręcił głową.- %7łona darzyła go uwielbieniem.On był według wszystkich świadectwwrzeszczącym bydlakiem, który potrafił lżyć ją nawet publicznie.Ale ona i takgo podziwiała.Uważała go za geniusza.- On pewnie też karmił się tą myślą - stwierdził z ironią Mark.Douglas skinął głową.- Bez wątpienia.Ona fizycznie nie miała sposobu, żeby popełnić tęzbrodnię.Inna rzecz, że z pewnością by do niej nie dopuściła.- Kto jeszcze miał klucz?- Tylko sam Brandon i jego gospodyni, Tilly.Kiedy poznasz Tilly,zrozumiesz, że nie mogła tego zrobić.To skóra i kości, wprawdzie osoba ciężkopracująca, ale z pewnością niezdolna do osiągnięcia fizycznej przewagi nadBrandonem.Poza tym potrzebowała pieniędzy, które u niego zarabiała, a mimoże miał paskudny charakter, służba u niego była dla Tilly elementem prestiżu.- 46 -SR- Jeśli żona i gospodyni są niewinne, to albo jedna, albo druga zostaławykorzystana przez mordercę.Zaryzykowałbym przypuszczenie, że którejś znich skradziono klucz, a potem odłożono go na miejsce.To nie byłprzypadkowy akt przemocy, więc morderca poświęcił sporo czasu nazaplanowanie zbrodni - powiedział Mark.- To kolejny atak na antymonarchistów - ocenił Douglas, kręcąc głową.-Czyż ten dumy nadgorliwiec nie uświadamia sobie, że tylko pogarsza sytuacjękrólowej?Mark przez chwilę milczał.- Sądzę - stwierdził w końcu - że morderca jest antymonarchistą.- Co takiego? - zdziwił się Douglas.- Po co więc zabijać? - Urwał, odkryłbowiem drogę rozumowania Marka.- Właśnie - powiedział Mark.- Moim zdaniem, ludzie mają myśleć, że tomonarchiści zabijają tych ludzi dlatego, że odważają się głośno wyrażać swojepoglądy.Czyż jest lepszy sposób na przeforsowanie swojej sprawy niżstworzenie armii męczenników?- Czyli.- Douglas zmrużył oczy.- Myślę, że musimy przyjrzeć się przyjaciołom i osobom z otoczeniaGilesa Brandona.Jestem bowiem pewien jednego - oznajmił Mark.Czego mianowicie?Giles Brandon znał swojego mordercę.Powiedziałbym, że znał go bardzodobrze.Po skończonej kolacji długi stół znikł tak szybko, jakby w ogóle go niebyło.Rozstawiono inne stoły pod ścianami i wkrótce znalazły się na nicheleganckie filiżaneczki z kawą, talerzyki z deserami i aperitify.Odkądrozpoczęły się tańce, Ally rozpoznawała coraz więcej gości znanych jejosobiście lub ze słyszenia.- 47 -SRPierwszy porwał ją na parkiet Brian Stirling.Zwietnie jej się z nimtańczyło, jako że pierwsze kroki taneczne poznała jeszcze jako dziecko, stojącna jego stopach.- O, jest ten dziennikarz, Thane Gier - szepnęła, gdy przemierzali parkiet.- Ano jest.- Brian nie wydawał się zadowolony.- Zaprosiłeś go?- Oczywiście.Gdybym tego nie zrobił.Cóż, z wrogiem najlepiej sięzaprzyjaznić.- A on jest wrogiem?- Każdy, kto ma do czynienia z prasą, może być niebezpieczny - orzekłBrian.- Zaprosiłem go więc.zwłaszcza dziś wieczorem.- Błagam cię.Brian przystanął, bo właśnie ktoś poklepał go po ramieniu.- Lordzie Stirling, czy można?To był sir Andrew Harrington.Ally przypomniała sobie, że widziała gotego ranka na schodach przed biurem szeryfa, razem z sir Angusem Cunning-hamem i lordem Lionelem Wittburgiem.Ich drogi przez lata skrzyżowały siękilkakrotnie, raz podczas balu dobroczynnego na rzecz muzealnego działustarożytności, a potem na jednym z przyjęć Maggie, mających zwrócić uwagęna problem biedoty z East Endu.Brian skłonił się dwornie, choć wydawał siędość sztywny, gdy przekazywał ją pod opiekę następnego tancerza.Sir Andrewuśmiechnął się czarująco do Ally, ujął ją za rękę, objął w talii i lekkopoprowadził w walcu.- Wchodzi pani w dorosłe lata pełna wyjątkowego uroku, panno Grayson -powiedział- Dziękuję.A co u pana słychać? Widziałam pana dziś rano.- Tak?- Owszem, w osadzie.- A, rzeczywiście.Wydawało mi się, że Angusowi przydałaby się pomoc.- 48 -SR- %7łołnierze wspierają się wzajemnie - zauważyła Ally.Uśmiechnął się, ale szybko spoważniał.- Słyszałem, że napadł panią ten potwór.- Nic mi się nie stało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]