[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mamy zapasy żywności i wszystko, co będzie nampotrzebne do przetrwania w niegościnnym środowisku.- Veller.- zagadnął nagle Reiner.- Kim są ci ludzie,którzy pracują przy vimanie?Veller zatrzymał się w pół kroku.- Tak.to ci się nie spodoba.- Tak?- Musisz zrozumieć, wróg mojego wroga i tak dalej.Toludzie Fannsbacha, którzy uszli cało z czystki, zostalischwytani i osadzeni w areszcie.Najniżsi rangą członko-wie Stowarzyszenia Thule.- Ludzie Fannsbacha?! Wypuściłeś ich? Współpracu-jesz z nim? Ty cholerna gnido!Reiner złapał Vellera za kołnierz płaszcza, ale tamtensię nie opierał.- Reiner, viman potrzebuje załogi.Pomyśl, dla nichbędzie to podróż w jedną stronę.To odpowiednia kara.- Kara? Współpracujesz ze sługami Lewiatana.- A ty ze mną.Jaki z tego morał? - zapytał retorycznieVeller.- Jeśli mi pozwolisz, zrobię z nich instrumentupadku ich własnego boga.Reiner zacisnął usta, ale zwolnił uścisk.Po chwili za-pytał:- Jak ich przekonałeś?- Nie musiałem.To smutna prawda, ale wiara nieznosi próżni.Kiedy należeli do Stowarzyszenia Thule,obiecywano im życie wieczne na najdalszym brzegu, wrajskich ogrodach Boga.Ich bóg zawiódł, a jego wybra-niec okazał się zaskakująco śmiertelny.Otworzyłem imoczy na nową prawdę.Czyż bóg, który powala twojegoboga, nie jest godzien najwyższego oddania?- Jesteś straszliwie cyniczny.- Wiara to nie lojalność, Reiner, to sposób na życie.Zupełnie im się nie dziwię i, prawdę powiedziawszy, cie-szę się, że trafnie odgadłem ich naturę.Jako nieliczniwyszli z pogromu Stowarzyszenia Thule, pewnie uważająsię za szczęściarzy.Chciałbym widzieć ich miny, kiedy sięprzekonają, że ponownie zostali oszukani i że tym razemnie będzie dla nich ratunku.Czy to wystarczająca kara?- Tak - szepnął wreszcie Reiner.- W takim razie nie poruszajmy więcej tego tematu.Reiner zauważył, że Delphine chce coś wtrącić, dlate-go chwycił ją za rękę i delikatnie ścisnął.Kobieta zrozu-miała i nie odezwała się słowem.Veller poprowadził ich w stronę vimana.Aerolot stałna czterech teleskopowych nogach zakończonych mniej-szymi trójnogami.To był jeden z pierwszych modeli,messerschmitt Vi1 gigant, opancerzony transportowieczdolny zabrać na pokład cały pluton żołnierzy wraz zciężkim sprzętem.Nie był najszybszy, ale grube płatykadłuba mogły wytrzymać nawet kilka trafień z bronitermostrugowej.Wyglądem przypominał szarą, pękatąłódz podwodną, na której burtach wyrosły huby.Reinerwiedział, że przypominające dyski zwojnice generują sfe-rę pola antygrawitacyjnego, ale w jaki sposób było tomożliwe, pozostawało dla niego zagadką.Dziób aerolotuwieńczył kopulasty kokpit, z którego piloci mielitrzystusześćdziesięciostopniowe pole widzenia.Przedniiluminator był zaparowany, trudno było więc dostrzec,czy ktoś przeprowadza już procedurę przedstartową.Odspodu do vimana przymocowano gondolę obserwacyjną,a z tyłu, w okolicach rufy, mieściła się płyta załadunkowa.Właśnie na tę platformę mężczyzni, którzy przygoto-wywali aerolot do startu, wciągali mniejszy, staromodnysamolot.On też wydał się Reinerowi znajomy.HeinkelHe 116.To był samolot wielozadaniowy, transportowiec ijednostka dalekiego zwiadu.Takich pojazdów używanoprzed nadejściem ery Eskalacji.- To na drogę powrotną - wyjaśnił Veller, podążając zaspojrzeniem Reinera.- Kiedy zniszczymy Słupy Wieczno-ści, vimany staną się bezużyteczne.Heinkel powinienmieć dostatecznie duży zasięg, żeby zabrać nas z powro-tem do E-osobliwości.- Czyli jednak nie widzisz wszystkiego w tak czarnychbarwach, jak starasz się nam przedstawić - zauważył Er-hard.Veller nic na to nie odpowiedział.Podszedł do jednegoz mężczyzn i zamienił z nim kilka słów.Wreszcie odwró-cił się i oznajmił:- Za dziesięć minut będziemy w powietrzu.Ona leci znami?- Tylko poza granice Niemiec.- Reiner.- zaczęła Delphine.- Rozumiem.- przerwał jej Veller
[ Pobierz całość w formacie PDF ]