[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ty jednak miłościKrzywdę chcesz czynić, bo jej poczciwościI praw nie chowasz; mówić przecie muszeJa za miłością (lub mi wezmiesz duszę),%7łe miłość szczera nikogo nie myli Chyba obłudna z chylącym się chyli.Bóg zna me serce, jakom cię kochałaPrawdziwie, iżem nigdy nie uznałaWe mnie odmiany, owszem wiele sobieObiecowałam przyjazni po tobie.A ty  jak widzę (czemuż mówić śmieleNie mam?), żeś dotąd pokrywał forteleI fałsz, nie miłość.Skąd ci się ta rodziZłość, bo z szczerości tego nie pochodzi.Więc-że złość nasyć! niech z twych ręku lunęCiepłą krwią, a niech w swej ranie utonę!Dobrze tak na mnie! sama sobie winą,Sama do żalu zostaję przyczyną,Bom ci ufała prawie nazbyt wieleI wstyd, ktoryjem chowała w mym ciele,Z oczu wyzułam przestępując progiOjczyste dla twej, niewdzięczniku, drogi.Dopiero widzę, iżem pobłądziła.O! kiedybym to była obaczyłaPrzedtym, mój Boże! Pewnieby ma siałaSława po dziś dzień i jeszczeby trwałaCnota w swej cenie! jeszczeby mię znaliPanną, co mi się przedtym zalecali,A teraz oto, kędym się spodziałaWiary, tam zdradę pono będę miała.Zdrowia nie pytam, bo to jako swojeMiałeś szanować, ale jeślić mojeSerce co krzywo, kiedyś się nasadził,Abyś mię z świata za mą szczerość zgładził,Zabij! dla Boga, zabij, mój kochanyArnolfie, zabij! Wolę, że od ranyBez skazy umrę, a czyste kryniceDyanny będą me obmywać lice. 141Wolę, że zginę, niżeli w takowymAkcie mam zostać Hymeneuszowym,Drogą zapłatę za moje miłościDasz mi, gdy umrę w panieńskiej czystości. Zatym umilknę.A on się zdumieje,Jakoby nie znał, co się w jego dziejeNiezbożnej myśli.Znać, że od ciężkiegoTkniony sumnienia, z żalem zmieszanegoPoruszył płaczu i oblał się łzami(Własny krokodyl!), a przecie prozbamiUprzykrzał mi się.Ale kiedym lałaI ja łzy z oczu i swą-m przeklinałaGodzinę i dzień, który mi do tegoNieszczęścia stał się początkiem wielkiego,Począł mię cieszyć i chustką łzy mojeSamże ocierał.Jednak przecie swojeKnuł w sercu zdrady a takiemi słowyPoczął wybijać troski z mojej głowy: Nie płacz, Praksedo, nie trap serca mego!Masz mię i doznasz męża prawdziwego.Dotrzymam słowa (zostaj w bezpieczeństwie),Ktorem więc mawiał z tobą o małżeństwie.Nie troszcz się o to! wierną zawsze żoną --Przysięgam  będziesz moją poślubioną.Ja cię nie myślę uwiozszy porzucić;Nie masz się o co, ma Praksedo, smucić.Wezmę ślub z tobą! A kiedymi tak stały,Czemuż tak trzymasz swój umysł zuchwały?Czem się mnie chronisz? raczej jak miłegoMałżonka kochaj i skłoń się do niego.Jeśli się boisz na świecie osławy,Któż będzie wiedział kiedy nasze sprawy?Możem to sprawić wszytko z sobą skrycie,A ślubem ten grzech nagrodzić sowicie.Toć to małżeństwo! Ksiądz tylko to sprawi,%7łe nam gotową rzecz pobłogosławi."Tak mię łagodził  ja więcej do niegoSłowa nie rzekszy, tylko z ręku jego 142Jakoś wypadszy  com jeno sił miała,Jako na skrzydłach od niego-m leciała.On zatym, chcąc mi bokiem przepaść w oczyBieży (własny wiatr, który gdy więc skoczyNa gładkie morze bez wszelakiej sprawyZwykł zewsząd smutne obskakiwać nawy,%7łe choćby one w drogę bieżeć chciały,Nie mogą, bo je zewsząd tłuką wały).Tak też i Arnolf nad morskiemi brzegiKoło mnie czynił  jako wiatr  przebiegi.Gdzie jeno kinę sobą lub nogami,On za mną bieży, a zdała rękamiChwyta mię grożąc i trząsając głowąI twarzą na mnie patrzając surową.Ja też w ostatku, gdym już sobie radyDodać nie mogła a zewsząd mię zdradyNiecne trapiły, jużemi nie patrzała,Gdzie idę, tylko  gdzie mi się podałaDroga  tam biegnę.Zaczynu z tak nagłegoBiegu przypadłam do brzegu morskiego,A ten ujrzawszy  prawie bez pamięciStanę, aż mi się głowa w koło kręciMyśląc, co czynić? Ale że w tej dobieRozmysł nie służył, rzekłam cicho sobie: Gdzież już mam uciec? zewsząd mię strach[porze,Z tyłu mi zdrajca, w oczach stoi morze.Stamtąd sromoty, gdyż go już nie minę,Pewnie nie ujdę,  tu zaś w morzu zginę,Jeśli w nie skoczę!"  A tak-em postałaTrochę, a trochę sobie-m rozmyślała,A potym rzekłam:  A któż się wykradnieKiedy przed śmiercią? wiem, że na mnie spadnieZmierć kiedyżkolwiek, jak na inne ludzie.Ale w czystości umrzeć, a nie w brudzie To sam Bóg kocha! I nigdy nie ginieTakowy człowiek, lecz na wieki słynie.Wolę-ż utonąć! A wy, co pływacieI w Hypokrenie czystym przebywacie 143Nimfy, przymcie mię i tak utrapionąSiostrę chowajcie sobie poślubioną,Która swe ciało, acz nie morską złością,Ale zdradzoną utapiam miłością.Zwiedziona tonę, jednak przecie w czystejCnocie chcę pływać w wodzie przezroczystej.Jeślim jest godna, jeśli mię kochacie,O piękne Nimfy, co w wodach mieszkacie,Dajcie, niechaj się z tej zmazy omyję,A ten niewdzięcznik niech przezemnie żyje!"To z żalem rzekszy  biegę przez piaszczystyBrzeg ku zginieniu, abym oczywistyJemu wizerunk śmierci wystawiła,A swój tym kształtem despekt nagrodziła.Ale nim piasek szeroki przepadnęA do tej wody pożądanej wpadnę,Zrozumiał Arnolf rzecz umysłu mego,A zrozumiawszy  on jeszcze sporszegoPoruszył biegu i prędsze zawodyNademnie puścił tak, że wprzód u wody,Niżli ja, stanął.Dopieroż mi w oczyJak nieprzyjaciel niedyskretny skoczyI porwie za pas, ani się uśmierzy,Aż mię na brzegu o piasek uderzy.Ach! mnie niestetyż! jak na mnie drży ciało,Gdy to wspominam! Wszakże, co się stało,Wstyd mię i mówić! Same zapłakałyNimfy na ten grzech i w glos zahuczałyZ grontu morskiego.Sama ziemia drżała,Gdym wielkim gwałtem z kwiecia opadała!Zliczne fiałki, róże, wonne kwiecie,Już więcej na mej głowie nie będziecie!Tak-em nieszczęsna, żem was postradała,Lubom swe zdrowie za was łożyć chciała,Lubom płakała.Ale pono skałyRychlejby płaczu mego usłuchały,Nizli ten kamień z jakiejsi zrodzonyTwardej opoki, który ze mnie żony 144Przed ślubem doznał, który stanu megoNie czcił i ślubu nie zachował swego.Kajcieżi się ze mnie, ach! dla Boga kajcie!A gładkiem słowom, panny, nie ufajcie!Bodaj ja ten wstyd1 za was zastąpiła,A w tym rosole sama jedna była!Ale na cóż się tak długo w żałobieMojej zabawiam? albo twej osobie,Cny Marynarzu, przecz się przykrzę słowy?Snąć pono nie masz w świecie białej głowyGorszej nademnie! sama swe bezprawieWidzę! Zgrzeszyłam1 Lecz że Bóg łaskawieZwykł sądzić ludzie, i ty za me złości Proszę  nademną chciej użyć litości!W rękach twych jestem i ten jest, co tegoBył mi przyczyną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire