[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to mała sklepiona komórka, jakie bywają po lwowskich kamienicach, a w nich albołaznię mają, albo ich też jako rodzaj skarbca używają, osobliwie tacy, co się zastawami trud-nią.Zdaje się, że ta komora więcej onej strasznej babie w żółtej chuście aniżeli samemu Fo-kowi należała, bo więcej tu białogłowskich rzeczy było niż męskich; stały pod ścianami statkigliniane i drewniane, fasy z masła i banie, jakich przy syceniu miodów używają, kilka półse-tek płótna domowego, takiego jak je zawadowscy i zaszkowieccy tkacze robią, ale leżało napodłodze także sporo ksiąg rozmaitych, od wieku pewnie nie ruszanych, bo grubo prochemnasiadłych, a ze sprzętów innych był w kącie stół mały, połamany, o dwóch tylko nogach istała przy jednej ścianie duża, mocno kowana skrzynia, taka ciężka, że ją ruszyć trudno byłoz miejsca, i ta pewnie do samego Foka należała.Siadłem sobie na tej skrzyni, dumając, codalej pocznę, a wszystkie myśli moje z jednej rzeczy bieżą i ku jednej wracają, jak rójpszczół z ula i do ula, a to: jakby stąd uciec.Mam przed sobą dużo czasu, jeżeli wszystko tak się stanie, jako w izbie uradzono.Będzieteraz jeszcze ze dwie albo i trzy godziny do południa, tedy Fok jeśli pojechał zaraz z Morda-chem do %7łółkwi, nie stanie tam prędzej jak dobrze z południa.Będą się tam jeszcze pewnoswarzyć i targować z sobą, nim ową porękę spiszą, upłynie im choćby dwie godziny, gdybytego najspieszniej im było, dobrze pod wieczór dopiero wrócą.Jeżeli mi się uda uciec, totylko przez ono okno; innego sposobu nie ma.Okno okrągłe i ciasne: jam wprawdzie niegruby, a raczej wiotki, ale tak na oko trudno zgadnąć, czy się przewlokę.A jeżeli się prze-wlokę, jak się na dół spuszczę? A jeżeli się spuszczę, kędy tam na dole się znajdę, bo aniwiem, gdzie to okienko wychodzi?59Tak rozmyślając ciągle, patrzę w ono okienko okrągłe jakoby w zbawienie moje, jakoby woko dobrego przyjaciela, co na mnie opuszczonego litośnie patrzy i mruga tajemnie, abym sięco rychło ratował, i tak mi się w tej biedzie okienko to wydało jako słoneczko w onych wier-szykach, które Urbanek na pamięć umiał: śliczne oko, dnia oko pięknego.Kiedy mu się takprzyglądam i mierzę okiem jego szerokość i jego odległość od podłogi, dopiero obaczę, żeowo drewniane puzdro, na które stanąłem, kiedym chciał okna dosięgnąć, i z któregom sięobalił na ziemię, połamało się pode mną i że to stąd był ów trzask, który padając słyszałem.Puzdro podstawiłem był sobie nie dnem ale bokiem, bo było za płaskie, tak że kiedy się za-padło pode mną, zameczek się rozsadził, wieczko się popękało, a ze środka wysypało sięwszystko, co tam było.Nie było tego wiele: kilka maluczkich bardzo flaszeczek, jakie by-wają u doktorów na bardzo ostre i drogie leki, długi tulich, a raczej sztylet włoski i trochępapierów.Wpadł mi w oko najpierwszy sztylet, bo mi mógł być wielce użyteczny w mojej potrzebie.Wziąłem go do ręki i wydobyłem z skórzanej pochwy: trochę był rdzą nadjedzony, ale jesz-cze ostry i jako broń mógł dobrze służyć.Zgarnąłem potem papiery i chcę je nazad wrzucićdo puzdra wraz z onymi flaszeczkami, kiedy na jednym z nich wpada mi w oko napis więk-szymi literami:Andreas Curtius Doctor Medicinae.Skwapliwie się teraz rzuciłem na te papiery, a dziękowałem w myśli mendyczkowi, żemnie w czytaniu przećwiczył, bom przedtem ledwie z drukowanego czytać umiał, a pisanegoani w ząb, zwłaszcza kiedy było drobne i choćby troszkę tylko posuwiste a pokrętne.Byłotych papierów kilkanaście sztuk, i po łacinie i po polsku pisanych, a chociaż wszystkiego nietylko rozumieć, ale nawet odczytać nie mogłem, przecie to mi jasna rzecz była, że wszystkiesię odnoszą do onego doktora weneckiego, Kurcjusza, który stanąwszy u pana Foka weLwowie, w taki tajemny sposób zginął bez śladu i wieści.Były tam cyrografy i zapisy z pie-częciami i podpisami, jako np
[ Pobierz całość w formacie PDF ]