[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niezamierzałam pierwsza się odezwać.Nawet nie winiłam Taty.Serce mi pę-kało pod wpływem rozczarowania, nie tylko z powodu Taty, ale z powoduwszystkich tych męsko-damskich spraw.Idziesz przez życie, czekając, ażpojawi się ten jedyny pocałunki przy świetle księżyca, wieczna miłość,Mr Brown i jego tajemnicze wybrzuszenie, wierność aż po grób; a potemnagle uświadamiasz sobie, że to, na co czekałaś, w ogóle nie istnieje i będzietrzeba przystać na coś gorszego gatunku.Co za zawód.Więc gdy po dziesięciu minutach ciszy Andrij nagle objął mnie ramie-niem, po prostu się odsunęłam. Nie rób tak!A potem natychmiast zaczęłam tego żałować, lecz było już za pózno.Przepraszam.Nie chciałam.Proszę obejmij mnie raz jeszcze.Ale przecieżtakich rzeczy się nie mówi, prawda?***W takim razie to już koniec, myśli Andrij.Za kilka dni dostanie tygo-dniówkę, a potem pojedzie do Sheffieldu.Nie ma sensu dłużej tu siedzieć irobić z siebie głupca, uganiając się za dziewczyną, która w ogóle nie jesttobą zainteresowana.Ten Londyn jest ekscytujący, daje dużo do myślenia i prawdę mówiąc,Andrij cieszy się, że tu trochę pobył i zaznał jego słodko-gorzkiego smaku.Imilej będzie jechać na północ z jakimiś pieniędzmi w kieszeni.Czas wy-ruszyć w drogę.Dziewczyna sobie poradzi.Może skorzystać z zakwate-rowania, które oferuje restauracja, cokolwiek to jest, i wygląda na to, żeoprócz wynagrodzenia zarobi na napiwkach.Pewnie dlatego nosi takąbluzkę.To jej sprawa.Dla niego nie ma to żadnego znaczenia.Irina możeLRTzałatwić sobie paszport, choć wygląda na to, że wcale jej do tego nie-spieszno, i zarobić na bilet, a nawet kupić sobie jakieś ładne ciuszki, jeżelina tym jej zależy.On nie musi się o nią martwić.Zabierze przyczepę i Psa.Nie może się już doczekać, kiedy będzie sam, w drodze.Znajdują się o jedną przecznicę od miejsca, w którym zostawili przy-czepę i land-rovera, gdy dobiega ich wściekłe szczekanie Psa i niewyrazny,przerywany głuchy odgłos.W miarę jak się zbliżają, dzwięk się nasila idochodzą do niego niezrozumiałe ostre i nieprzyjemne głosy.Andrij przy-spiesza kroku, a potem rzuca się biegiem.Kiedy skręcają za ostatni róg, ich oczom ukazuje się horda dzieci ota-czających przyczepę i rzucających w nią cegłami.Pies szczeka jak oszalały,robiąc uniki przed nadlatującymi cegłami i usiłując przegonić dzieci.Skądsię wzięły te małe łobuzy? W pomarańczowej poświacie ulicznych lampmałe postaci pląsają niczym uczestnicy cudacznych bachanaliów.Jeden zchłopców ułożył obok przyczepy stosik z patyków i papieru i rzuca w niegozapalonymi zapałkami. Co robisz! Przestań! Andrij rzuca się pędem w ich stronę, ma-chając rękoma.Chłopiec przerywa, ale tylko na ułamek sekundy.NajbliżejAndrija stoi obdarty chłopak z włosami przypominającymi szczurzegniazdo.Ich wzrok się spotyka.Chłopak podnosi połówkę cegły i ciska niąw Andrija. Niedorwieszmnietyskurwielu niedorwieszmnie!Cegła ląduje w połowie drogi.Andrij podbiega do małegosukinsyna, łapie go obiema rękami i kilkakrotnie obraca się z nim wkółko.Kiedy chłopak wreszcie ląduje na ziemi, chwieje się na nogach. Pieprzsiępieprzsiępieprzsiętykutasie!Andrij zabiera się do następnego dzieciaka, który robi unik i puszcza sięLRTbiegiem, i do kolejnego, który wywija mu się zwinnie jak kot i daje nogę,wcześniej go opluwając.Nawet Irina dobiera się jednemu do skóry.Aapiego za ramię, a kiedy on ją opluwa i przeklina, ona opluwa i przeklina jego,po czym przywala mu z całej siły w tyłek.Gdzie ona się nauczyła takichsłów? Pies warczy i rzuca się na chłopca z zapałkami akurat w chwili, gdypapier zaczyna się palić.Dociera do nich zapach dymu.Dzieci rozbiegająsię, krzycząc i rzucając za siebie kamieniami.Pies goni maruderów, kłapiączębami tuż przy ich stopach.Papier zajął się ogniem i teraz pod przyczepą trzaskają patyki, unosi się znich dym i strzelają iskry.Pies szaleje.Andrij w mgnieniu oka rozpinarozporek i sika na płomienie.Słychać syczenie i jest trochę dymu, aleprzyczepa nie jest uszkodzona.Dlaczego Irina patrzy na niego z taką miną?A niech sobie patrzy.Niech sobie robi miny.Kim ona dla niego jest?Andrij siada na schodku przyczepy i opiera głowę na ramionach.Pod-daje się zmęczeniu.Ale ona musi przyjść i usiąść obok niego.Jej ramię, jejudo te miejsca, gdzie ich ciała się stykają, są jak rozgrzana stal.Tadziewczyna dlaczego tak mu zaszła za skórę? Jeśli nie ma z tego wy-niknąć jakaś okazja, to dlaczego po prostu nie zostawi go w spokoju?Ta myśl sprawia, że wzbiera w nim beznadziejna złość zarówno na sa-mego siebie, jak i na Irinę.I jest coś jeszcze, co go niepokoi spojrzenie woczach tego szczurowatego chłopaka, kiedy podrzucił go w powietrzu.Tonie były szelmowsko roziskrzone oczy niegrzecznego dzieciaka, który maniezłą zabawę.To były puste oczy, jak martwe rozlewiska oczy, którewidziały już zbyt wiele.Jak oczy tej nagiej dziewczyny w terenówce.Jakoczy ukraińskich chłopców na molo.Dlaczego na świecie jest tylu ludzi ztakimi martwymi oczami zombi? Andriju?LRT Co? Nie możemy tu zostać. Dlaczego nie? Te dzieci.one tu wrócą, gdy zaśniemy.Podłożą ogień pod przyczepę,kiedy będziemy w środku. Nie zrobią tego.Czy ona nie może po prostu się zamknąć i zostawić go w spokoju? Ale mogą tak zrobić.A nawet jeśli nie wrócą tej nocy, to przyczepa niebędzie tu bezpieczna.Wcześniej czy pózniej na pewno tu wrócą. Wobec tego możemy ją przestawić jutro rano.Andrij czuje się tak wyczerpany, jakby struga roztopionegoołowiu sączyła się i tężała w jego mięśniach.Musiał naciągnąć sobiemięśnie karku, kiedy wymachiwał tym chłopakiem, a w plecach i nogachma jeszcze jakieś inne dziwne bóle.Musi się wyspać. Rano będzie zbyt wielu ludzi.Teraz łatwiej znajdziemy miejsce.Jedzmy już teraz! Dokąd chcesz jechać? Nie wiem.Gdziekolwiek.Może znajdziemy coś trochę bliżej restau-racji.Andrij bierze kawałek cegły i tłucze nią w kłódkę przy bramie.Kłódkaszybko spada.W zasadzie Irina ma rację nocą łatwiej jest jezdzić pomieście.Raz nawet udaje mu się wrzucić czwórkę bez wrzucania wcześniejwstecznego biegu.Przypomina sobie cichą boczną uliczkę, niedaleko tyl-nego wejścia do restauracji, gdzie czasem stoi kilka zaparkowanych aut.Narazie będzie to musiało wystarczyć.To tylko tymczasowe rozwiązanie.Wkrótce i tak się stąd wyniesie.** *LRTPo incydencie z dzieciakami Andrij był bardzo zirytowany.Próbowałamżartować i go rozweselać, ale z każdym dniem robił się coraz opryskliwszy iwciąż powtarzał, że jak tylko dostanie pierwszą tygodniową wypłatę, odrazu wyruszy w drogę do Sheffieldu.Miałam już około osiemdziesięciu funtów z napiwków, które kliencizostawiali na stolikach.Chciałam się z nim podzielić, ale Andrij pokręciłgłową, mówiąc nie, zachowaj je, marszczył się przy tym, jakby go bolałbrzuch, i powtarzał, że ma dość tej pracy i tak czy owak wkrótce będziejechać do Sheffieldu.Co się z nim działo? Chyba nie stroił fochów z po-wodu tego dwudziestofuntowego banknotu?Wróciłam więc do sklepu z przecenioną odzieżą i kupiłam inną bluzkę,która nie miała tak głębokiego dekoltu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]