[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To był komplement, który należało odwzajemnić. Ale ja chciałabym posłuchać.Oparł się na łokciu, wyciągnął jak rzymski senator, zrobiłam to samo.Słońce chyliło się kuzachodowi, a ja wyglądałam jak dziecko słuchające bajki na dobranoc. Trzy Gracje to dobrze znany klasyczny temat tekstów starożytnych.U Horacego, Hezjodai Seneki występują pod imionami Aglaja, Eufrozyna i Talia.Były to trzy siostry, któresymbolizowały wzajemną korzyść, bo jedna siostra daje, druga dostaje, a trzecia odwzajemnia przysługę. A więc  przerwałam mu  pomysł sojuszu nie jest taki głupi.W przeciwnym razie po cota flota, pewnie powinniśmy ją nazywać  Muda , zmierza do Neapolu?Rozpromienił się na chwilę. To niewykluczone. No widzisz! Co jeszcze wiesz? Dla nas bardziej istotny od tych wspaniałych pisarzy jest fakt, że Marsilio Ficino napisałlist o trzech Gracjach do Lorenza di Pierfrancesca Medyceusza. Chwileczkę.Kto komu napisał? Do kogo.Klasnęłam niecierpliwie, a Guido zrozumiał, o co chodzi, i wyjaśnił: Marsilio Ficino to poeta na dworze Medyceuszy. Sądziłam, że to ten jakiś Polly, o którym ciągle mówiliście ze stryjem. Poliziano, który napisał Stanze.Moim zdaniem na nich opiera się Primavera.Owszem, onjest poetą laureatem, ale na florenckim dworze jest wielu poetów.To wspaniałe miejsce, gdzierozwijają się nauka i sztuka. Więc ten człowiek, Ficino, pisał do Wawrzyńca Medyceusza o Gracjach? Nie, nie do Wawrzyńca Wspaniałego.Do Lorenza di Pierfrancesca Medyceusza, jegopodopiecznego i młodszego kuzyna, który mieszka w Castello.Mówi się, że WawrzyniecWspaniały jest bliżej z Lorenzem di Pierfranceskiem niż z własnymi synami. Nagle w oczachGuida odmalowała się rozpacz, a ja zrozumiałam, jak bardzo przeżywa śmierć ukochanego stryja. W porządku.I co dalej?  spytałam, chcąc, by się uspokoił. Lorenzo di Pierfrancesco jest patronem Botticellego.Zamówił u niego dużo obrazów i niedziwiłbym się, gdyby Primavera okazała się jednym z nich.Wszystko stawało się jasne. I co było w tym liście? Nie, poczekaj, najpierw powiedz, skąd o nim wiesz? Jestem skrybą. Kim? Kopistą.W klasztorze.Ponieważ w tych poetyckich listach są fragmenty pięknej prozyi wiersze dużej wartości, Lorenzo di Pierfrancesco wypożycza je klasztorowi Santa Croce.Po raz kolejny byłam pod wrażeniem jego umiejętności, tym bardziej że ja nie potrafiłabymnapisać  tyłek na drzwiach wychodka. Przepisujemy je w skryptorium, oprawiamy i przechowujemy w bibliotece, by mogły byćpodziwiane przez następne pokolenia. Więc co tam było?  spytałam sennie. Byłam już bardzo śpiąca, a tymczasem się ściemniło.Rozmawialiśmy od wielu godzin.Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałam, był cichy głos mówiący: Sol autem inventionem vobis omnem sua luce quaerentibus patefacit.Venus deniquevenustate gratissima quicquid muentum est, semper exornat. Słońce swoim światłem objaśniawszystkie twoje wynalazki.A w końcu Wenus swą urodą zawsze zdobi wszystko, co wynaleziono.Mogłabym przysiąc, że Guido delikatnie dotknął mojego policzka.Spałam. ROZDZIAA 2Obudził mnie odgłos wymiotowania i mdląco-słodki zapach rzygowin.Brat Guido skrył sięw kącie i zgięty wpół pozbywał się zawartości żołądka.Bladość jego twarzy pasowała do ołowianejszarości świtu.Troska wzięła górę nad obrzydzeniem i zerwałam się na równe nogi. Do diaska! Jak się czujesz? Doskonale. Gestem ręki pokazał, żebym się oddaliła, najwyrazniej zawstydzony swoimstanem. To choroba morska. Splunął jeszcze raz, a potem, jak to się często zdarza po atakutorsji, od razu poczuł się lepiej. Kuzyn Niccolo zawsze bezlitośnie się ze mnie wyśmiewał, kiedybyliśmy dziećmi. Uśmiechnął się blado. Uważał to za dobry żart, że potomek państwa będącego morskąpotęgą nie może znieść wzburzonego morza. Ale wczoraj czułeś się dobrze. Nie słyszałaś, co powiedziałem?  Wzburzonego morza.Woda dzisiaj jest inna, zerwał sięwiatr, okręt podnosi się i opada.Miał rację.Nie mogłabym do niego podejść, nawet gdybym chciała, bo kiedy próbowałamiść, podłoga podskakiwała, a ja razem z nią, jakby mnie coś ugryzło.Uśmiechnęłam się, bopodobała mi się ta zabawa.Po chwili zrozumiałam, jak zachować równowagę. Spójrz!  zawołałam, tańcząc wokół rozkołysanej ładowni. Ruszam się jak marynarz!Brat Guido popatrzył na mnie z niechęcią.Usiadł ciężko pod ścianą z dala od swoichrzygowin. Jesteś bardzo zadowolona.Miejmy nadzieję, że sytuacja się nie pogorszy. Pogorszy?  Byłam zadowolona i pełna optymizmu, bo wiedziałam, że to nasz ostatnidzień na pokładzie. To tylko szkwał, prawda?Guido wzniósł oczy do nieba.Miał głębokie oczodoły, pewnie od tej swojej pracy.Wyrosłamu ciemna broda, a bladość i to, że stracił na wadze, sprawiały, że przypominał raczej nabożnegoascetę niż anioła. Chyba tak.Prawdę mówiąc, wody wokół Cieśniny Neapolitańskiej zawsze są wzburzone,bo kiedy okrąży się spokojny kraniec półwyspu, trafia się na miejsce, gdzie zbiegają się prądysiedmiu mórz.Nie mówiłem o tym w obawie, że to cię wystraszy, ale sama się o tym przekonujesz. Westchnął. Przynajmniej dotrzemy tam szybciej, bo wiatr wpycha nas do portu i kręcimy się jakżołądz na młyńskim stawie.Wiatr jest korzystny. Sam widzisz!  triumfowałam. Musimy jakoś to przetrzymać, a potem nadejdzie pora, żeby rzucić ten przeklęty okręt i te drańskie szczury, które na nim płyną.Możesz być pewny, żejutro wieczorem będziemy leżeli w jedwabnej pościeli w pałacu don Ferrantego. Podeszłam doGuida i poklepałam go po ramieniu. Nie trać odwagi. Posłużyłam się jego własnymsformułowaniem. Może pokazuję ci moje weneckie cechy, bo mówi się, że każdy wenecjaninrodzi się podczas sztormu, toteż musimy mieć żołądki odporne na morską chorobę. Byłamuszczęśliwiona, zapomniałam o zagrożeniu ze strony załogi nad nami i miasta przed nami.Chciałam tylko zejść z tego przeklętego okrętu.Godzinę pózniej pragnęłam tego jeszcze bardziej.Brat Guido i ja toczyliśmy się jak groszki,kiedy statek przechylał się niepokojąco.Ilekroć rzuciło nas pod kratownicę włazu, pryskała na nasmorska woda, od której szczypały oczy i zapierało dech.Wymiotowaliśmy obficie, ja nawet więcejniż Guido.Nie przechwalałam się już, że jestem morską wilczycą z Wenecji.Nie dało się rzygaćelegancko w kącie, więc robiliśmy to wszędzie, jedno na drugiego i na siebie samych, i tylkomorska woda zmywała nasze nieszczęście i wstyd.Byliśmy posiniaczeni i obolali, miotani od burtydo burty i z rufy na dziób.Aadownia zaczęła się napełniać wodą.Było to przerażające, woda sięgałanam do kostek, potem do pasa.Bałam się, że bezlitosna słona woda zmoczy obraz, alepostanowiłam się tym nie przejmować.Burza na zewnątrz huczała tak głośno, że nie słyszeliśmysiebie nawzajem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire