[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W imię piekła samego, skąd te wszystkie zwierzęta tu przyłażą? - zapytał.- To uwolnieni więzniowie z Belbury - odrzekł Ransom.- Zbliżyła się do Ziemi bardziej, niżmiała to w zwyczaju.Perełandra jest wokół nas i ludzie nie są już osamotnieni.Teraz jesteśmy tacy,jakimi powinniśmy być: między aniołami, które są naszymi starszymi braćmi, i zwierzętami, któresą naszymi błaznami, sługami i towarzyszami zabaw.Odpowiedz pana MacPhee utonęła w ogłuszającym ryku zza okna.- Słonie! Dwa słonie! - jęknęła Jane.- Och, nasze selery! I rabaty z różami!- Za pozwoleniem, panie Przewodniczący - powiedział MacPhee chłodnym tonem - ale chybabędzie lepiej, jak zaciągnę te zasłony.Chyba pan zapomniał, że w pokoju są panie.- Nie - rozległ się mocny głos Grace Ironwood.- Nie zobaczymy tam nic zdrożnego.Rozsuń jeszerzej.Jak jasno! Jaśniej niż w pełnię księżyca, prawie jaśniej niż w dzień.Spójrzcie! Nad całymogrodem unosi się wielka kopuła blasku.Patrzcie! Te słonie tańczą! Jak śmiesznie podnoszą nogi! Ijak krążą! Och, jakie są uroczyste! To prawdziwy menuet olbrzymów.Nie wyglądają jak zwierzęta,raczej jak jakieś dobre demony.- Odchodzą - powiedziała Camilla.- Chcą zachować intymność, jak ludzie, którzy się kochają - zauważył Przewodniczący.- Tonie są zwykłe zwierzęta.- Myślę, że powinienem pójść do mojego biura i podsumować parę rachunków - rzekłMacPhee.- W końcu dobrze będzie, jeśli przynajmniej jedna osoba w tym domu nie straci głowy,bo wy wszyscy chyba powariowaliście.Dobrej nocy, miłe panie.- Do widzenia, MacPhee - powiedział Ransom.- Nie, nie - odparł MacPhee.Stał od Ransoma dość daleko, lecz wyciągnął rękę.- Nie będziepan nade mną szeptał żadnego z tych swoich błogosławieństw.Jeśli kiedyś zbliżę się do religii, bę-dzie to coś innego.Mój wuj był moderatorem Zgromadzenia Ogólnego Prezbiterianów.Ale otomoja dłoń.To, co pan i ja razem widzieliśmy.zresztą dajmy temu spokój.I powiem panu,doktorze Ransom, że przy wszystkich pana błędach.a spośród wszystkich żywych ludzi ja znamje najlepiej.jest pan, ogólnie rzecz biorąc, najlepszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znałemalbo o jakim kiedykolwiek słyszałem.Pan.pan i ja.ale dość, widzę, że panie płaczą.Jużodchodzę.Nie trzeba tego przedłużać.Niech pana Bóg błogosławi, doktorze Ransom.A paniomżyczę dobrej nocy.- Otwórzcie wszystkie okna - rzekł Ransom.- Pojazd, którym będę podróżował, jest już prawiew atmosferze naszego świata.- Robi się coraz jaśniej - zauważył Denniston. - Czy możemy być z panem do samego końca? - zapytała Jane.- Ty, moje dziecko, nie powinnaś pozostawać tak długo.- Dlaczego?- Ktoś na ciebie czeka.- Na mnie?- Tak.Twój mąż oczekuje ciebie w domku przy furtce.Przygotowałaś swoją własną komnatęmałżeńską.Nie chcesz do niego pójść?- Ale.czy muszę iść teraz?- Jeśli pozostawiasz decyzję mnie, to posyłam cię do niego właśnie teraz.- A więc pójdę.Ale.ale.czy ja jestem niedzwiedzicą albo jeżem?- Czymś więcej.Ale nie czymś mniej.Idz.Bądz posłuszna, a odnajdziesz miłość.Nie będzieszjuż miała tych snów.Obyś zamiast nich miała dzieci.Urendi Maleldil.* * *Na długo przedtem zanim doszedł do St Anne's, Mark uś wiadomił sobie, że albo on sam, alboświat wokół niego jest w dziwnym stanie.Wędrówka zajęła mu więcej czasu, niż się spodziewał,musiał chyba raz czy dwa zabłą dzić.O wiele trudniejsza do wyjaś nienia była upiorna łuna nazachodzie, nad Edgestow, a także ustawiczne dygotanie i osuwanie się ziemi.Potem nastąpiłogwałtowne ocieplenie i wokoło płynęły potoki szybko topniejącego śniegu.Powietrze wypełniałagęsta mgła.Auna na zachodzie znikła, natomiast jasność zaczęła przeświecać przez mgłę nad nim,jakby jakaś fantastyczna kopuła światła zawisła nad celem jego wędrówki - nad St Anne's [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire