[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uśmiechnąłsię lekko.- Przynajmniej trzymały mnie na nogach.- W stacji pogotowia też jest okropnie nudno.Gram w pokera -odpowiedziała Faith, spoglądając na niego.- Pokłóciłeś się z żoną?- Mieliśmy.mieliśmy sprzeczkę - odrzekł i cisnął niedopałek papierosa natrawnik.Suche zdzbła trawy zatliły się szkarłatem i Guy obserwował, jak płoną.Faith chciała wyciągnąć ku niemu rękę, ale tego nie zrobiła.Biła odeń ponurarezerwa, chłód i napięcie.Gdyby go dotknęła, pomyślała, jego złośćrozprysnęłaby się na tysiąc ostrych kawałków, a jeden z nich mógłby ją zranić.Zaczął padać deszcz.Mroczne, ciężkie krople leciały na wypaloną trawę.- O czym chciałeś ze mną rozmawiać, Guy? - zapytała Faith, ale spojrzał nazegarek i potrząsnął głową.- Może innym razem.Spóznię się do szpitala - odrzekł i poszedł.Wzywając psy, czuła niepokój, a nawet strach.Przypomniały jej się chwilemiędzy dzwiękiem alarmowych syren przeciwlotniczych a odgłosem pierwszychspadających bomb.To pogoda, pomyślała, patrząc na deszcz uderzający wwyschniętą ziemię.Dzwięk spadających kropli stłumił odgłos kroków Rufusa.Zadrżała, gdy się odezwał.- Chyba nie spodobało mu się nasze wesołe towarzystwo.Podążyła zawzrokiem przyjaciela ku Guyowi, który oddalałsię szybkim krokiem, zmierzając w stronę parkowych bram.- Jak się między wami układa?-Doskonale - odpowiedziała z uśmiechem, przypinając smycze do psichobroży.- Byłaś w nim zakochana.- Głos Rufusa brzmiał niemal oskarżycielsko.- To już skończone - odpowiedziała zdecydowanym tonem.- Jesteśmy terazserdecznymi przyjaciółmi.Milczał przez chwilę, a potem zapytał:- Naprawdę w to wierzysz?- Tak.Dlaczego miałabym nie wierzyć?- Bo ten rodzaj miłości nie zmienia się w przyjazń.- To nonsens!Pozostali biegli już, by schronić się przed deszczem.Faith zabrała koszykpiknikowy i koc.- Czyżby?- Oczywiście.A zresztą co masz na myśli, mówiąc ten rodzaj miłości"?- Namiętność.Przecież sama mówiłaś, że kochałaś Guya Neville'a przezdziewięć lat.Faith zaczęła iść ku bramie parku, nie bacząc na strugi deszczu, którespływały jej po twarzy i przesiąkały przez cienką bawełnianą sukienkę.- Byłam dzieckiem! - wykrzyknęła za siebie.- Nie darzyłam Guya żarliwąnamiętnością.Nigdy!A jednak pamiętała sen o ukąszeniu żmii i cieszyła się, że chłodny deszczobmywa jej płonącą twarz.Rufus dogonił ją przy bramie.-.i oczywiście on także jest w tobie szaleńczo zakochany-powiedział, poczym odszedł, zostawiając ją samą na ulicy.Dwie duże szklaneczki dżinu z tonikiem uspokoiły trochę Eleanor.Wyglądając przez okno sypialni, zobaczyła, jak ciężkie, szare chmury zasłoniłymiedziane oblicze słońca, a krople deszczu zaczęły spadać na parapety okienne.Zdjęła z siebie wygniecione ubranie, umyła twarz i wyszczotkowała włosy, apotem wyjęła z szafy czerwoną jedwabną suknię.Na toaletce stały jeszczeopakowania z resztkami szminki i pudru, więc ułożyła je starannie.Potem rzuciłaokiem na zegarek.Siódma.Pora kolacji.Nie była pewna, czy Guy został dzisiajna dyżurze, ale nawet gdy miał dyżur, na kolację przychodził zwykle do domu.W kuchni sprawdziła, czy rolada już się zrumieniła i dobrze wyrosła oraz czywarzywa są miękkie.Nakryła do stołu i zapaliła świece.Deszcz bębnił okamienne płyty, którymi wyłożony był dziedziniec i spływał po schodach dopiwnicy.Eleonora uważała, że gniew Guya jest krótkotrwałym efektemprzepracowania i zbyt małej ilości snu.Wiedziała też, że po namyśle mążzrozumie, iż miała rację, i Oliver pozostanie w Derbyshire.Guyzawsze w końcu z nią się zgadzał.Zawsze potrafiła skutecznie się sprzeciwićjego zapalczywości.Chociaż był uparty, nie lubił konfliktów.To tylko kwestiaskutecznej perswazji i wystarczającej stanowczości.Kwadrans po siódmej ponownie wstawiła roladę do ciepłego piekarnika.Owpół do ósmej zdmuchnęła świece.O ósmej nalała sobie kolejnego drinka i zzaciśniętymi ustami usiadła w salonie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]