[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minęła szereg wąskich uliczek na pewno chodziła wcześniejtą drogą i fiu, fiu! z trudem za nią nadążał, chociaż zaledwie osiem dnitemu urodziła dziecko.Eleanor do tej pory nie ruszała się z łóżka.DoktorLangdon przychodził dwa razy dziennie, poza tym jego delikatna małżon-ka miała do dyspozycji pielęgniarkę, która dbała o potrzeby jej i małej Sybil.W końcu kobieta, którą śledził, dotarła do bramy Princes Park.Weszła,usiadła na ławce i rozwiązała szal, odsłaniając swoje piękne włosy, a takżemaleńką, białą twarzyczkę dziecka.Był rześki, słoneczny dzień wczesnejjesieni i park wyglądał wyjątkowo pięknie.Ziemię pokrywały kobiercezłocistych i purpurowych liści, a powietrze było świeże i czyste, przesyconezapachami natury: ziemi, ściętej trawy i więdnących kwiatów.Brenna Caffrey coś mówiła.Marcus pomyślał, że jest może szalona,po chwili jednak zrozumiał, że mówiła do dziecka, pokazując mu różnerzeczy: drzewo, słońce, niebo, bawiące się dzieci, które pochodziły z dwóchcałkowicie różnych światów.Chude, wynędzniałe maluchy ze strupamina brudnych twarzach, w obszarpanych ubrankach i bose, a z drugiejstrony ładne, dobrze odżywione i pięknie ubrane laleczki, prowadzonedo parku przez matki lub niańki; te najmniejsze w kosztownych wózecz-kach.Pilnowane z najwyższą czujnością, tak aby te dwa światy, brońBoże, nie spotkały się ze sobą.Marcus został w parku dobre pół godziny, po czym wrócił do pracy,ale umysł miał zmącony; zastanawiał się, dlaczego ta kobieta tak bardzogo fascynuje.Podobała mu się, co do tego nie było żadnych wątpliwości.Poza tym zrobiło na nim wrażenie, że jest taka nieugięta, przyjmującz uśmiechem na twarzy przeciwności losu.Stwierdził, że byłoby ciekawiepoobserwować, ile jeszcze złych rzeczy musi ją spotkać, żeby przestała" się wreszcie uśmiechać.Może o to mu właśnie chodziło? Czekał z zaofiarowaniem swojejpomocy, aż jej uśmiech zamieni się w rozpacz.Wtedy jej wdzięczność powinna być dużo, dużo większa, niż byłabyw tej chwili.Rozległy się trzy stuknięcia w okno i Brenna pognała na górę, żebywpuścić Nancy. Piękny dziś mamy dzień, złotko sapnęła Nancy, zmagając sięz wąskimi schodkami prowadzącymi do piwnicy; na ramieniu niosłakoszyk.35 Wiem, zabrałam nawet Carę na mały spacerek do parku.Mojacóreczka to uwielbia.Nancy wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Powiedziała ci? Potrafię to wyczytać z jej buzi.Mogłabym przysiąc, że kiedy słońcena nią świeci, śmieje się do niego.Ona sama prawdopodobnie też to robiła, jak tylko wyszła za próg.Mieszkali tutaj już tydzień, w pomieszczeniu gorszym niż więziennacela.Brakowało tu światła dziennego, ogrzewania i porządnego łóżka.Jedynym umeblowaniem były dwa twarde krzesła, stół, szafka kuchen-na i materac na podłodze, na którym spali we trójkę.Zciany pokrywałapleśń, wspólna ubikacja była obrzydliwie brudna, a do kuchni Brennamiała odwagę wejść tylko po to, żeby nabrać wody.I nie potrafiłasobie nawet wyobrazić przygotowywania posiłków w tak ohydnymmiejscu. Przyniosłam ci trochę drobiazgów oznajmiła Nancy, opróżniająckoszyk z zawartości i układając wszystko na zniszczonym stole. Mleko,trochę zimnego mięsa z wczorajszej kolacji, chleb, jabłko i pomarańczę.Owoce i mleko są dla ciebie mówiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.Jesteś teraz matką karmiącą i musisz się dobrze odżywiać. Och, Nancy! wykrzyknęła z wdzięcznością Brenna. Chybawtedy, gdy siadłam na schodach przed drzwiami twojej kuchni, samaNajświętsza Panienka musiała na mnie rzucić okiem!Gdyby nie Nancy, która codziennie przynosiła im jedzenie, nie mielibynawet co do ust włożyć od tego ranka, gdy opuścili Parliament Terracei przenieśli się do tego raczej mało zachwycającego lokum. Cóż.byłoby lepiej, gdyby Najświętsza Panienka przypatrzyła cisię odrobinę dłużej i dokładniej.i dopilnowała, żebyście sobie znalezlijakieś bardziej komfortowe mieszkanie.Nancy była pierwszą niewierzącą w Boga osobą, którą Brenna spotkaław swoim życiu.Poza tym znała całe mnóstwo nieprawdopodobnie długichsłów, których Brenna nigdy nie słyszała.Co znaczyło na przykład kom-fortowe"? Skoro już tu jesteś i przyniosłaś nam mleko, może napiłabyś sięherbaty? spytała. Dopiero co zagotowałam wodę w czajniku. Nie, dzięki, złotko.Zawsze mogę sobie zrobić herbatę w domu,poza tym wolałabym, żebyś to ty wypiła całe mleko.Jak sobie radzi Colm?Brenna się skrzywiła.36 W ogóle sobie nie radzi.Całymi dniami chodzi z miejsca na miejsce,od jednej fabryki do drugiej i pyta, czy nie potrzebują pary silnych rąkdo pracy ale nawet jak potrzebują, to najwyżej na godzinę, dwie.Biedak sam już nie wie, co robić.Och, Nancy, tak mi go szkoda.Zawszeutrzymywał całą rodzinę, a teraz nie może i to go zabija. Nie zawsze tak będzie, złotko. Wiem westchnęła Brenna i spuściła głowę. Bardzo tęsknimyza chłopakami.W tym klasztorze Zwiętej Hildy nawet nasz Tyrone jeststrasznie nieszczęśliwy, a znów Fergusowi dzieciaki dokuczają bez litości.Pewnie dlatego, że taki spokojny.Zakonnice są okropnie twarde, a trzcinatylko fruwa im w rękach! Wolno nam się z nimi widywać raz w tygodniu,w niedzielę po południu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]