[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było tuż po wpół do szóstej.Elvira przed wyjściem położyła mu na biurku stos akt.Przejrzy je jutro.Wziął od telefonistkiprywatny numer Manfreda Petersena i zadzwonił do niego.Przeprosił, że przeszkadza, izapytał, czy może sobie wyobrazić, że na jakiś czas zostanie przydzielony jako asystent dowydziału zabójstw.Miał nadzieję, że Petersen się ucieszy.Wyglądało na to, że słusznie. Jest tylko jeden haczyk powiedział musiałbyś jeszcze dziś wieczorem pojechaćze mną do Badenii-Wirtembergii. Do Badenii-Wirtembergii? Tak, musimy przesłuchać pracowników stacji benzynowej w pobliży Karlsruhe. Zaczekaj.Słychać było, jak rozmawia z kobietą.Potem wrócił do telefonu. W porządku, za dziesięć minut będę w komendzie. Nie, lepiej za godzinę u mnie w domu.Nie pukając, wszedł do biura Kerstin Henschel.Opowiedział o odkryciu Sabata. Petersen i ja pojedziemy pózniej na stację Schwarzmoor.Może któryś zpracowników przypomni sobie tego młodego mężczyznę. A jeśli nie? Nie sądzisz, że wystarczyłoby tam zadzwonić? Nie, nie wierzę w dochodzenia telefoniczne.Kiedy ktoś odpowiada na pytanie, chcęwidzieć jego twarz, inaczej odnoszę wrażenie, że słyszę tylko pół prawdy.Poza tym prawiewszystkie stacje mają monitoring.Przy odrobinie szczęścia nie skasowali jeszcze taśmy zwczoraj i będziemy mogli ją przejąć.Mamy już zdjęcie ofiary? Tak, laboratorium przysłało kilka odbitek.Położyłam je na twoim biurku. Dziękuję.Mogłabyś jeszcze zadzwonić do zakładu medycyny sądowej i dowiedziećsię, czy mają już jakieś wyniki? Już dzwoniłam.Zrobili obdukcję.Raport dostaniemy jutro w południe.Wcześniejnie zdążą.Marthaler skinął głową. W takim razie idz do domu.Proponuję, żebyśmy się spotkali jutro o ósmej w saliodpraw.Wrócił do biura, żeby obejrzeć zdjęcia z miejsca zbrodni.Znalazł je pod aktami.Dopiero po chwili był gotów na nie spojrzeć.Znów zobaczył te wytrzeszczone z przerażeniaoczy.I znów pobladł.Jedno zdjęcie laborant wyretuszował jednak do tego stopnia, że natwarzy prawie nie było widać krwi ani ran.Oczy były zamknięte i można było niemal odnieśćwrażenie, że to fotografia śpiącego mężczyzny.Jeśli wkrótce nie zidentyfikują ofiary, właśnieto zdjęcie poda do prasy.Schował fotografię.Wyszedł z biura, na korytarzu przywitał się z tureckimisprzątaczkami, które właśnie zaczynały pracę.Przeprosił, że musi przejść po świeżo zmytym,jeszcze mokrym linoleum, ale one patrzyły na niego bezradnie i uśmiechały się.Niezrozumiały go.Wzruszył ramionami i życzył im miłego wieczoru.Na podwórzu odpiął rower i przeprowadził do głównego wejścia.Przeniósł go nadszynami tramwajowymi na drugą stronę D�sseldorfer Strasse i ruszył przez dzielnicędworcową, gdzie już migały świetlne reklamy burdeli i striptizów.O tej porze zbierała się tudziwna mieszanina: bankowcy w drodze do domu albo do jednego z barów, ciekawscyturyści, Japończycy, Amerykanie, Francuzi, ale także ci, którzy przyjechali tu na jedenwieczór z okolicznych wsi, żeby poczuć dreszczyk, spróbować tego, co zakazane.Niecodalej, na M�nchner Strasse, właściciele i klienci tureckich warzywniaków i masarni,czarnoskóre kobiety w drodze do zakładu fryzjerskiego Black Beauty , prostytutki czekającena klientów, wyniszczeni narkomani okupujący krawężniki i bramy.Zewsząd napływaliklienci, którzy snuli się schodami w górę i w dół kamienic przy Mosel i Elbestrasse, zanimdali się skusić jakiejś dziewczynie na dziesięć minut albo na kwadrans.Wszystkich zapełniających tę dzielnicę spotykało się pózniej w niezliczonychknajpach i Marthalera naszła ochota, żeby właśnie dziś na dwie albo trzy godziny usiąść wjednej z nich i wychylić w milczeniu kilka piw, przysłuchując się gadaniu przy barze iszlagierom z grającej szafy.Zamiast tego dotarł do teatru, przejechał przez most Untermain,potem przez piękną starą dzielnicę Sachsenhausen.Kiedy dotarł do domu, był wyczerpany:podjazd pod Grosser Hasenpfad dał mu się we znaki.Zniósł rower na schody do piwnicy itam go przypiął.Na klatce schodowej natknął się na dozorczynię.Udawała, że ich spotkanie jestprzypadkowe, ale najwyrazniej na niego czekała. Dobry wieczór, dobrze, że pana widzę. Dlaczego? Są na pana skargi. Od kogo? Tego nie powiem.Ale musi pan pamiętać, żeby zamykać drzwi wejściowe na klucz.Usiłował być uprzejmy, choć przychodziło mu to z trudem. Tak.Będę próbował. To nie wystarczy, musi pan też to robić.Poczuł, że skacze mu ciśnienie i ogarnia go złość.Spojrzał starszej kobiecie prosto woczy i milczał.Zdenerwowała się i zaczęła się bawić pękiem kluczy. Czy to wszystko? zapytał. Tylko panu mówię.Tyle się dzieje.Pan to musi najlepiej wiedzieć.Już nie jest jakwcześniej, że można zostawiać wszystkie drzwi otwarte. Co to znaczy jak wcześniej? Ma pani na myśli czasy, kiedy jeszcze był stróż, którynie wpuszczał żydowskich domokrążców i Cyganów? Co też pan mówi? Niech pan da spokój, wypełniam tylko swoje obowiązki. Właśnie, to powinna pani robić.Zostawił dozorczynię, zły na siebie.Zamknął za sobą drzwi do mieszkania.Petersen przyjedzie za kwadrans.Włączyłodtwarzacz i włożył płytę z nokturnami Chopina.Zdjął koszulę, wszedł do łazienki i włożyłgłowę pod kran.Wziął dwa proszki przeciwbólowe, wrócił do pokoju, usiadł w fotelu izamknął oczy.Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, właśnie zasypiał.DwanaściePół godziny pózniej stanęli na autostradzie na skrzyżowaniu Frankfurter Kreuz, gdziekażdego wieczoru o tej porze tworzy się korek.Potem, już za Darmstadtem, też posuwali siępowoli.Jechali starą A5 na południe, między Renem a drogą zwaną Hessische Bergstrasse.Słońce zachodziło, w dachach domów, które przycupnęły na wzgórzach na wschód od nich,odbijało się czerwone wieczorne światło. Jeśli ci to nie przeszkadza powiedział Marthaler, wsiadając do mercedesa 190 niebędę zbyt rozmowny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]