[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.252Kamień-serce nie posiadał inteligencji, jednakże miał swą pamięć.I każdepytanie, któremu odpowiadała informacja w niej zapisana, mogło wywołać z ka-mienia swą odpowiedz.Naraz przed oczami Vanyela wyrosła niezwykle klarowna wizja biegłychz Tayledras.Było ich kilku, każdy promieniował potężną energią, a jednego z nichotaczała szczególna niebiesko-zielona aura właściwa wyłącznie nadzwyczaj rzad-ko spotykanym biegłym uzdrowicielom.Obraz tego właśnie biegłego wyróżniałsię swą klarownością i zabawił w umyśle Vanyela nieco dłużej niż pozostałe po-stacie, za czym kryła się zapewne wskazówka, iż to on, a nie kto inny, ponosiłodpowiedzialność za zostawienie kamienia oraz ogniska energii w stanie aktyw-ności.Gdyby w tym momencie Vanyel mógł podskoczyć ze zdumienia, na pewnowłaśnie to by zrobił.Aczkolwiek biegli uzdrowiciele z Tayledras mogli i niekie-dy działali jako zwykli uzdrowiciele, to jednak przede wszystkim zajmowali sięleczeniem nie ludzi, lecz środowisk.Przywracali naturze zamierzoną przez niąrównowagę.Naprawiali szkody wyrządzone w niej ręką ludzką bądz też z uży-ciem magii.To, że biegły uzdrowiciel uznał za konieczne pozostawienie na miej-scu tak niebezpiecznego zródła mocy na ziemiach, które wkrótce miały być zasie-dlone przez zwyczajnych ludzi, wskazywało na jakąś ogromnie istotną przyczynęprzewyższającą swą wagą wszelkie inne okoliczności. Dlaczego? zapytał Vanyel z naciskiem.I poczuł, że coś wciąga go jeszcze głębiej, poniżej podłoża skalnego, do same-go jądra ziemi.Wtem uświadomił sobie, iż także sam kamień zakorzeniony jestw tej głębinie.Ciśnienie było ogromne i rosło w miarę, jak Vanyel przenikał coraz niżej; na-pierało na niego ze wszystkich stron, już prawie nie mógł oddychać.Siła, któraporwała go ze sobą, by odpowiedzieć na jego pytanie, ściągała go głębiej i głę-biej, aż do miejsca, gdzie temperatura otaczających go skał zaczynała gwałtownierosnąć.I wtedy ujrzał to.Biegnące z północy na południe, niewidoczne z góry, a mimoto naznaczone niebezpieczeństwem, które zmroziło krew w jego żyłach, Vanyelujrzał pęknięcie w najgłębszym pokładzie skał.Był to uskok, miejsce, gdzie war-stwy skalne przesunęły się, tworząc szczelinę biegnącą wzdłuż koryta rzeki napowierzchni ziemi.Ale w tym nie było jeszcze nic nienaturalnego; natomiast czymś, czego napewno nie stworzyła natura, był otwór przebity w miejscu uskoku, a sięgającyaż do roztopionego wnętrza planety; zapewne pozostałość po Wojnach Magów.W tym właśnie wyłomie osadzony był kamień-serce.I całe Highjourne wzniesione zostało wprost na nim.Co więcej, szczelina po-wodowała, że terytorium Lineasu rozszerzało się na ziemie dotąd nie zamieszka-ne.Gdyby nastąpiło dalsze przemieszczenie.253Było już tylko kwestią czasu, kiedy pokłady skał osuną się, doprowadzającdo potwornej katastrofy, która z ogniem i trzęsieniami ziemi przyniesie zagładęcałemu miastu.i wielkiej połaci kraju.Dlaczego jeszcze do tego nie doszło,Vanyel nie potrafił sobie wytłumaczyć.Aż w końcu pojął, dokąd odpływa energiacałego ogniska.Otóż zasilała ona ogromnie zawikłane i skomplikowane zaklęcie, jakiego Va-nyel nigdy nie byłby w stanie rzucić.Takie zaklęcie mogło pochodzić wyłącznieod biegłego uzdrowiciela z Tayledras musiało być dziełem całego życia tegomaga i biegłego w jednej osobie.To ono zamykało ranę w skale i zapobiegałodalszemu przesuwaniu się jej pokładów.Co więcej, z czasem zupełnie zaleczyi ranę, i cały uskok, wzmacniając jednocześnie wszelkie inne zagrożone miejsca,aż cały ten obszar na powrót odzyska równowagę.Taki proces jednakże wymagadługiego czasu, stu, a może i jeszcze więcej lat; w dodatku każdy wypadek wy-sysania energii z ogniska pozbawi zaklęcie niezbędnej mocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]