[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dolgan pykał fajkę i kiwał powoli głową.Grimsworth zwrócił się bezpośrednio do Tomasa. Przynoszę ci wiadomość od księcia Borrica, Tomas. To Grimsworthwłaśnie jakiś czas temu zaniósł pierwsze wieści od Krasnoludów oraz informację,że Tomas jest cały i zdrów.Tomas chciał powrócić do Armii Królestwa razemz nim, lecz Strażnik Natalski zdecydowanie odmówił tłumacząc, że przemieszczasię bardzo szybko i po cichu, a dodatkowa osoba zwiększa ryzyko wykrycia przezwroga.Grimsworth mówił dalej: Książę cieszy się bardzo, że dobry los czuwałnad tobą i że pozostajesz w dobrym zdrowiu.Przesyła także smutne wiadomości.Twój przyjaciel Pug dostał się w ręce wroga w czasie pierwszego napadu na obózTsuranich.Książę prosił przekazać, że dzieli twój ból po stracie przyjaciela.Tomas wstał bez słowa i wszedł do jaskini.Usiadł ciężko na samym końcui pozostawał nieruchomy jak otaczające go skały.Po pewnym czasie ramiona za-częły mu drżeć.Dygotanie nasilało się i po paru minutach Tomas trząsł się całyjak liść na wietrze.Zęby szczękały jak w ataku febry.Po policzkach spływały stru-mienie łez.Tomas poczuł, jak z wnętrza unosi się ku górze fala gorąca.%7łelaznapięść dławiła go za gardło.Chwytał łapczywie powietrze ustami.Ciałem wstrzą-sało straszne, bezgłośne łkanie.Kiedy ból stawał się nie do zniesienia, poczułnagle, jak gdzieś głęboko w jego wnętrzu rodzi się zalążek zimnej, nieopanowa-nej furii.Lodowaty, wyrachowany gniew narastał, piął się ku górze, wypychającgorący ból żalu i smutku.Kiedy wyszedł z jaskini i wszedł w krąg światła z ogniska, Dolgan, Grim-sworth i reszta Krasnoludów spojrzeli na niego.Tomas zwrócił się do Strażnika. Przekaż, proszę, Księciu, że jestem mu wdzięczny i dziękuję za pamięćo mnie.296Grimsworth skinął głową. Na pewno przekażę, chłopcze.Wydaje mi się, że Książę nie miałby nicprzeciwko temu, żebyś udał się do Crydee, jeżeli oczywiście chciałbyś wrócić dodomu.Jestem przekonany, że twój miecz przydałby się księciu Lyamowi.Tomas zastanawiał się przez kilka chwil.Co prawda dobrze by było wró-cić w rodzinne strony, lecz przecież po powrocie na zamek byłby tylko jeszczejednym terminatorem, nawet jeżeli nosił broń.Zezwoliliby mu na uczestniczeniew walce tylko w razie napadu na zamek.Na pewno nie zgodziliby się jednak, bybrał udział w wypadach na teren zajęty przez wroga. Dziękuję, Grimsworth, ale chyba zostanę tutaj.Sporo tu jeszcze roboty.Może się przydam.Mam do ciebie tylko prośbę, abyś przekazał mym rodzicom,że miewam się dobrze i że myślę o nich. Usiadł i po chwili dodał: Jeżeliprzeznaczeniem moim jest, żebym powrócił do Crydee, powrócę.Grimsworth spojrzał twardo na Tomasa i już chciał coś powiedzieć, gdy spo-strzegł, że Dolgan lekko pokręcił głową.Strażnicy Natalscy, lepiej niż inni miesz-kańcy zachodu, wyczuwali różne niuanse obecne w życiu Krasnoludów i Elfów.Działo się tutaj coś, co należało według Dolgana pozostawić na razie w spokoju.Grimsworth skłonił lekko głową, zdając się na doświadczenie i mądrość wodzaKrasnoludów.Po skończeniu posiłku wystawiono warty, a reszta przygotowała się do snu.Kiedy ogień przygasł, Tomas usłyszał znowu jakby z wielkiej oddali dochodzą-ce dzwięki nieziemskiej muzyki i zobaczył tańczące cienie przeszłości.Zanimzapadł w głęboki sen, ujrzał wyraznie jedną, oddaloną od reszty i stojącą w mro-ku postać.Był to wysoki, potężnie zbudowany wojownik z okrutnym grymasemmalującym się na twarzy.Miał na sobie śnieżnobiały kaftan z wyhaftowanym napiersi złocistym smokiem.* * *Tomas stał przyciśnięty płasko plecami do ściany tunelu.Twarz rozjaśnił munagle straszny i okrutny uśmiech.Oczy miał szeroko otwarte.W mroku widaćbyło białka otaczające bladoniebieskie zrenice.Stał bez ruchu sztywno wyprosto-wany.Palce prawej dłoni zamykały się i otwierały rytmicznie na rękojeści biało--złotego miecza.Przed oczami przesuwały się drgające świetliście obrazy.Wysocy, poruszają-cy się płynnie i z godnością ludzie dosiadający grzbietów smoków, zamieszkującywysokie sale głęboko pod ziemią.Słyszał w uszach odległe tony przedziwnej mu-297zyki i nieznany mu język.Dawno wymarła rasa wołała do niego z otchłani: to onawykonała jego zbroję i oręż, które nie były przeznaczone dla człowieka.Napływały następne wizje.Zazwyczaj potrafił zapanować nad przychodzą-cymi do niego obrazami.W takich chwilach jak ta, kiedy rosło w nim napięciei nieopanowane pragnienie walki, wizje przybierały realne wymiary, nabierałykolorów i słyszał różne dzwięki.Aż do bólu wytężał słuch, aby wyłapać poszcze-gólne słowa.Napływały ledwo słyszalne i bywały chwile, że prawie je rozumiał.Potrząsnął głową, zmuszając się do powrotu do terazniejszości.Rozejrzał siępo ciemnym chodniku.Już dawno przestał się dziwić, że widzi w mroku.Po-machał do Dolgana, który stał w milczeniu na pozycji kilkanaście metrów dalej,po drugiej stronie krzyżujących się tuneli, na czele swego oddziału.Krasnoludodpowiedział machnięciem ręki.Po obu stronach szerokiego chodnika czaiło sięsześćdziesięciu Krasnoludów czekając, aby zatrzasnąć pułapkę.Czekano na kil-kunastu ludzi Dolgana, którzy uciekając przed oddziałem Tsuranich, prowadziliwroga w potrzask.Poderwali głowy.W oddali, w mroku chodnika usłyszeli narastający tupotnóg.Po chwili dobiegł ich także szczęk broni.Ciało Tomasa napięło się.Doj-rzał kilku cofających się tyłem Krasnoludów, broniących się przed nacierającymiTsuranimi.Kiedy mijali wylot bocznego chodnika, nawet drgnienie powieki niezdradziło, że zauważyli czekających po obu stronach towarzyszy.Gdy tylko pierwsi żołnierze wroga minęli tunel, Tomas wyskoczył do przodu. Teraz! krzyknął i ruszył do ataku.Tunel wypełnił się nagle kłębowiskiem wpadających na siebie i kręcącychw kółko ciał.Tsurani byli przeważnie uzbrojeni w szerokie miecze, które nienadawały się zbytnio do walki na bliski dystans.Krasnoludy posługiwały sięz wielką wprawą krótkimi toporami i młotami.Tomas ciął szeroko mieczem i naziemię padło kilka ciał.Niesione przez Tsuranich pochodnie to przygasały, to bu-chały pełnym płomieniem, rzucając na ściany i strop tunelu wściekle tańczącecienie, tak że trudno było się połapać, kto wróg, a kto swój.Z tyłów oddziału wroga doszedł ich krzyk i Tsurani poczęli się wycofywać.%7łołnierze z tarczami przedarli się do pierwszego szeregu, tworząc z nich ruchomąścianę, ponad którą ich towarzysze razili nacierających ciosami miecza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]