[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No a ty dlaczego tego nie zrobiłeś?- Po prostu jeszcze nie znalazłem takiej osoby, która byłaby dla mniena tyle ważna, że chciałbym dzielić z nią życie.- Dax na chwilę przeniósłwzrok z malowniczej drogi na Keely.- Jak taką osobę znajdę, zrobięwszystko, żeby ją tam ściągnąć.Gardło Keely zacisnęło się tak samo mocno jak pięści, którespoczywały na jej kolanach.Odwróciła się, nie wytrzymując jegozniewalającego spojrzenia.- A jaki jest ten twój dom? Stary?- Nie.Rodzina Devereaux miała swoją siedzibę rodową, ale zostałaona zniszczona podczas wojny przez wojska Unii.Dopiero w tysiącdziewięćset dwunastym roku wyrównaliśmy straty poniesione podczaswojny i zbudowaliśmy nowy dom.Jestem do niego bardzo przywiązany,ale nie będę ci o nim opowiadał.Mam nadzieję, że sama go kiedyśzobaczysz.- Czy on jest w Baton Rouge?- Trzydzieści kilometrów od Baton Rouge.- A ile macie ziemi? Wzruszył ramionami speszony.- Dosyć, żeby mieć i dochód, i jeszcze trzymać kilka koni.79RS- Pan odpowiada wymijająco na moje pytania, panie Devereaux.Totalent, który pan z pewnością rozwinął w częstym obcowaniu zreporterami.Roześmiał się.- Złapałaś mnie.Keely nie nalegała więcej, a Dax nie wyrywał się z dalszymiinformacjami.Najwyrazniej krępowało go bogactwo rodziny.Był to tematwielu niewybrednych artykułów w prasie.Resztędwudziestopięciokilometrowego odcinka drogi spędzili w miłymmilczeniu.Na parkingu zastali zaledwie kilka samochodów.W miejscuprzeznaczonym dla autokarów, gdzie zwykle były ich dziesiątki, stał terazjeden.- A nie mówiłem? - powiedział Dax.- Będziemy praktycznie sami.Wątpię, żeby George i Martha mieli kiedykolwiek tak dobrze.-Pieszczotliwie ujął ją pod brodę, sięgnął za siedzenie po płaszcz i wysiadł,a następnie otworzył jej drzwi.Na jedną krótką chwilę położył jej dłoniena ramionach, po czym wziął ją delikatnie za łokieć i poprowadził wkierunku bramy.Ubrana w kostium w stylu kolonialnym dama, siedząca wzakratowanym okienku, powiedziała:- Nie najpiękniejszą wybrali państwo pogodę, żeby nas odwiedzić,ale mam nadzieję, że deszcz państwa nie wystraszy i że obejrzycie równieżzabudowania zewnętrzne.Co jakieś dwadzieścia minut przewodniczkazbiera grupę.Zresztą nie przestrzegamy ściśle tego rozkładu, poza latem,kiedy mamy bardzo dużo gości.Już się zbiera grupa, która zacznie odzwiedzania domu.Mogą się państwo przyłączyć, przewodniczka zarazprzyjdzie.80RS- Dziękujemy bardzo.- Dax nagrodził ją jednym ze swoich słynnycholśniewających uśmiechów.- Ja nawet chciałem przyjechać w lecie, aledziś jest praktycznie jedyny dzień, kiedy siostra miała czas.Keely spojrzała na niego w kompletnym osłupieniu.Dax szedłdługim, swobodnym krokiem.- Chyba zwariowałeś! - mruknęła pod nosem.Nie patrzył w jejstronę.Był skupiony na wyławianiu z głębokiej kieszeni płaszczaskładanej parasolki.Nacisnął guzik i otworzyła się nad nim z głośnymtrzaskiem.- Czy ty uważasz, że ludzie uwierzą w to, że ja rzeczywiście jestemtwoją siostrą? - Przystanęła na żwirowanej ścieżce wiodącej do domu.Trzymając rozpiętą nad nimi parasolkę, Dax przez jakiś czaswpatrywał się w Keely uważnie.- Nie, nie sądzę.Musimy to przećwiczyć.Masz, trzymaj.- Ku jejbezgranicznemu zdumieniu wcisnął jej do ręki parasolkę.- Siostrzyczko! -wykrzyknął, łapiąc ją za ramiona.- Na jaką piękną wyrosłaś kobietę!- Nachylił się i złożył na jej ustach mocny pocałunek.- Chodz, niech no cię obejrzę!Oszołomiona jego aktorstwem stała potulnie, podczas gdy Daxbezceremonialnie rozsunął poły jej płaszcza, a potem żakietu, pełnympodziwu wzrokiem ogarniając jej zgrabny, obciągnięty sweterkiem biust.- Nigdy nie przypuszczałem, że z takiego długonogiego, płaskiegojak deska stworzenia wyrośniesz na taką zgrabną pannę.Keely już otworzyła usta, żeby go przywołać do porządku, ale nimzdążyła to zrobić, Dax podjął:81RS- Jest ci wspaniale właściwie w każdym kolorze.Wiesz o tym? - Wjego paplaninie zmienił się ton, czubkami palców delikatnie muskał jejpoliczek.- Jest ci do twarzy w czarnym.Ale podobałaś mi się też bardzo iw zielonym, wtedy w samolocie.- Zniżył głos do szeptu.- Nie mówiąc jużo tym, jak cudownie wyglądasz w żółtym, frotowym szlafroku.Czy jestwśród kolorów tęczy taki, w którym wyglądałabyś blado, który by gasiłblask twoich oczu i odbierał połysk włosom?Palcem uwodzicielsko głaskał ją po brodzie.Zobaczyła swojeodbicie w przepastnej głębi jego czarnych oczu i była zaskoczonawyrazem rozmarzenia, jaki dostrzegła na swojej twarzy.Nie powinnamstać tak blisko niego, zauważyła w myślach, ale nie powiedziała tego nagłos, nie chcąc psuć nastroju chwili.A jego palce nie powinny dotykać jej ust.To gest stanowczo zbytintymny jak na stosunki między siostrą a bratem.Ale mimo że zdrowyrozsądek mówił co innego, usta rozchylały się posłusznie, a głowa Daksapochylała się nad nią niebezpiecznie nisko.Nagle zobaczyli nadchodzącągrupkę czterech osób.Dax cofnął się, speszony.- Idziemy, siostrzyczko - mruknął, biorąc od niej parasolkę i ruszającw stronę niewielkiego wzgórza, na którym wznosiło się okazałe domostwoi gdzie zebrała się już gromadka turystów.Po chwili zjawiła się przewodniczka i poprowadziła przemoczonych,ale wytrwałych amatorów zwiedzania pod górę.Tekst, jakim ich raczyła,był naturalnie wykuty na pamięć, ale na szczęście dość urozmaicony iutrzymany w tonacji konwersacyjnej.Keely i Dax wspinali się poschodach, zaglądali do pozagradzanych linami pokojów i podziwialipamiątki - po to, by bardzo szybko o nich zapominać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]