[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Loki wzruszył ramionami.- I poczekałem z wybuchem, ażgość się zbliży.Czy to podchodzi pod nieumyślne?- Jesteś potworem!- Tak - zgodził się Kłamca.Sięgnął pod siedzenie i wyciągnął nadpaloną księgę.- I tosprytnym.Jak myślisz, ile da mi Michał za, powiedzmy, jakąś połowę jego listy?* * *Aniołom dobrze było w czerni.Loki krążył wokół zakapturzonych skrzydlatych postaci i zuśmiechem przyglądał się goszczącemu na ich twarzach speszeniu.W końcu Gabriel niewytrzymał.- Jesteś pewien, że to zgodnie z zasadami?Kłamca nie zdążył odpowiedzieć.Za jego plecami rozległ się tubalny głos archaniołaMichała.- A myślisz, Gabrielu, że ta wojna wciąż jeszcze ma jakieś zasady? Uważam, że pomysłLokiego jest wręcz genialny.- Cieszę się - odparł bóg fałszu z uśmiechem.- Ale ten komplement nie zbije ceny.Głową wskazał wyrysowaną na posadzce pięcioramienną gwiazdę.- Czas zająć miejsca - powiedział i ruszył w stronę ambonki.Coś się zmieniło.Pięć stojących za wierzchołkami pentagramu aniołów spoglądałoniepewnie na boki.Michał z twarzą skrytą w mroku czarnego kaptura zajął pozycję obokLokiego, ściskając w dłoni płonący miecz.Po chwili w kręgu pojawił się demon.Jego zamknięte oczy i wysunięty lubieżnie językmówiły wyraznie, jaką przyjemność czerpał z przyzwania.Trwał tak w całości jużzmaterializowany, a jego rogaty łeb kiwał się w ekstazie.Loki krytycznie obejrzał rycinę w księdze.- Niepodobny wcale - stwierdził.- To ten?Archanioł skinął głową i ruszył w stronę demona.Ten, słysząc głosy, otworzył oczy.izamarł.Ostatnim jego widokiem była pozbawiona wyrazu twarz wodza zastępów Michała.Kłamca wykonał ołówkiem haczyk w rogu strony i raz jeszcze przewertował księgę.- Działamy dalej, chłopaki - powiedział z uśmiechem.- Czeka nas jeszcze mnóstwo pracy.PRZEPOWIEDNIAPrzeddzieńw Los AngelesLoki podniósł karty i westchnął w duchu.Zupełnie nie szło mu tego wieczora.Powiódłwzrokiem po gładkich twarzach pozostałych graczy.A miało być tak pięknie! W końcu aniołynie potrafią blefować.Z ich oczu zwykle czytał jak z otwartych ksiąg.Nie może być nicprostszego - myślał - niż ograć anioła w pokera i na parę piór.Dopiero po pół godziny spostrzegł, że przeoczył mały szczegół - oni czytają w myślach.Zanim nauczył się blokować swój umysł, minęło następne trzydzieści minut, a potem poprostu miał pecha.Tak się przynajmniej łudził, licząc, że fart wróci.- To jak, Loki? - zapytał zniecierpliwiony Araazel.- Grasz czy nie? Pamiętaj, że niektórzy znas mają pracę.- Ty to nazywasz pracą? - prychnął Kłamca.- Leży sobie twój podopieczny w szpitalu izasysa kroplówy.Jedyne, co mu grozi, to nagły wzwód i tym samym niedokrwienie mózgu.Awtedy przynajmniej odetchną pielęgniarki.Wiesz, ile one mają już siniaków na tyłkach od jegoszczypania?- A ty skąd to wiesz? - zaciekawił się siedzący po lewej Mirael.Loki rzucił mu pełne pogardy spojrzenie.- Bo to normalne dla tych, co nie mają braków w aparaturze, skrzydlaty - odparł.Przeniósłwzrok na milczącego dotąd Kerrousa.Biedak chyba nie bawił się najlepiej tego wieczora.- Jaktam stawki?Anioł wzruszył ramionami.Myślami był gdzie indziej.Aż dziw, że wygrał niemalwszystkie kolejki.- Jest tak - wyjaśnił szybko Mirael - że właśnie rozdanie temu przegrałeś swój ostatnisamochód, a teraz Kerri postawił wszystko, co dziś zdobył, i dwa pióra.Ja wszedłem, Araazelspasował.Wchodzisz?Loki sięgnął do kieszeni po pudełko wykałaczek.Włożył jedną z nich do ust.- Głupia sprawa - powiedział, uśmiechając się przymilnie - ale nieszczególnie mam już zczym.- A gdybyś miał z czym, to wszedłbyś? - zapytał Kerrous.Jego głowa nie opierała się już nałokciu, a oczy nagle zapłonęły ognikami nadziei.- Co ci się zrodziło pod tą blond grzywką, cwaniaczku? - Nordycki bóg spojrzał nańpodejrzliwie.Anioł niepewnie poruszył skrzydłami.- Powiedzmy, że jak przegrasz, przejmiesz za mnie robotę.Na jeden dzień.Z całąodpowiedzialnością przed górą - zaproponował.Araazel pokręcił z dezaprobatą głową i położył rękę na ramieniu towarzysza.- Kerri, nie szalej.Wiesz, że jemu nie wolno.On może tylko w sytuacji, gdy.- Gdy dostanie polecenie z góry lub gdy pojawia się problem z siłami mitycznymi -dokończył Kerrous.- To jest taka właśnie sytuacja.Loki uśmiechnął się na myśl o ewentualnej pracy.Zaczynał już trochę gnuśnieć w tym LosAngeles.A siedzenia tu bez grosza w ogóle sobie nie wyobrażał.- Słucham cię uważnie - powiedział.Anioł odchrząknął.- Rzecz w tym, że nie tak dawno udałem się z kumplami do Mojr.Wiesz, tych z Grecji,prządek czy jak je tam zwą.- Parki - podpowiedział Mirael.- Właśnie.Poszliśmy do nich tak dla zabawy.Mieliśmy trochę wolnego, jakiś tydzieńrozejmu czy Zwierzchności wiedzą co jeszcze.A Grecja to piękny kraj.Loki skinął głową.- Byłem tam.Do rzeczy.- One przepowiedziały mi - Kerrous skrzywił się - że moja podopieczna zginie w tymtygodniu.Dokładniej mówiąc, jutro i to przed obiadem.- Na Trony i Zwierzchności - westchnął Araazel.- Teraz rozumiem twój nastrój.Poklepał go po ramieniu.- Przykro mi, stary - wyszeptał, a Mirael zrobił minę pełną zarazem współczucia i radości,że padło na kogoś innego.- Tak, tak, mnie też przykro - rzucił niecierpliwie Loki.- Czyli moją stawką jest terazewentualne stróżowanie przez jeden dzień przy jakiejś ofierze losu?- Tak właśnie - zgodził się Kerrous.- Ale skuteczne stróżowanie.- Niech będzie.Wchodzę i wymieniam dwie karty.- Tak po prostu? - nie dowierzał anioł.Kłamca wzruszył ramionami.- A nad czym tu się głowić? Zwłaszcza że i tak wygram to rozdanie.Ktoś jeszcze dobiera?- Podbijam - powiedział Araazel, ale pod wzrokiem Lokiego skapitulował.- Alewłaściwie.Bóg fałszu uśmiechnął się do swojej karety.Tym razem poszło dobrze.Choć może i szkodatej roboty.Zapowiadała się niezle.- Sprawdzam - powiedział i zanim pozostali zdążyli zaprotestować, dorzucił: - i zastawiamto, co mam na sobie.Poranekgdzieś w Teksasie- Mamusiu! - Mały Johny raz jeszcze szarpnął śpiącą matkę.Rosie otworzyła zaspane oczy.- Co jest? - zapytała.Chłopiec patrzył na nią z konspiracyjną miną.- Znowu przyszedł ten pan.Siedzi na ławce naprzeciwko i gapi się w nasze okna.Kobieta usiadła i przetarła powieki.- Jaki pan?Johny zamyślił się, po czym wyrecytował z pamięci:- Ten skurwiony wielbiciel psich tyłków i właściciel najmniejszego fiutka w całympieprzonym stanie.- Komornik przyszedł? - skojarzyła własne słowa.- Znowu?- Tak, mamo - potwierdził chłopiec.- Pukał, ale bałem się otworzyć.Zostawił to wdrzwiach i poszedł.Podał matce kopertę z kilkoma urzędowymi pieczęciami.Rosie wzięła ją do ręki, przezchwilę zastanawiała się, czy może jednak nie rozkleić, po czym sięgnęła do szuflady komódkistojącej przy łóżku i wrzuciła list na stosik podobnych nigdy nieotwieranych kopert.- Tak sobie myślę - Johny zmarszczył swój pięcioletni nosek - że jak tata wróci, to mu siędobierze do dupy, prawda, mamo?- Pewnie tak, kochanie - potwierdziła, wstając.Nie miała sumienia tłumaczyć dziecku, że towłaśnie przez jego kochanego tatusia znajdowali się w takiej sytuacji.Do dziś nie potrafiłazrozumieć, gdzie miała rozum, kiedy postanowiła zamieszkać z tym facetem.Ale jak zawszemawiała jej matka pełna swych pijackich mądrości: Aadne dziewczyny są jak wyboryprezydenckie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]