[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak ją odratowali, to jakaś dziwna się zrobiła.Tak jakby trochę jej odbiło.Nawetwegetarianką próbowała zostać, bo ona podobno tę głowę wciąż na talerzu widziała, ale Józek jąpowstrzymał. A to dlaczego? Bo u nas trawę to krowy jedzą, a nie ludzie! odparła bez wahania Kusiakowa.Więc ją Józek lekko przetrącił i była znów jak nowa.Rozdział VIJasiek zdawał sobie sprawę z tego, że Kinga jest roztargniona, ale był osobą praktyczną,mocno stąpał po ziemi, nie przejmował się głupotami i nie rozumiał, jak ktoś mógłby takniefrasobliwie zachowywać się w lesie, toteż kiedy wybierał się z Kingą na spacer, nieprzeczuwał niczego nadzwyczajnego, no, może poza ewentualnym pocałunkiem.Kiedy więc na samym początku dziewczyna wlazła niechcący w krzaki malin, a zarazpotem w krowią kupę, uznał, że chyba się w nim zakochała, skoro chodzi z głową w chmurach,zamiast patrzeć pod nogi.Kiedy potknęła się o wystający z ziemi korzeń, a chwilę potem wpadłana pień pochylonej sosny, stwierdził, że nie chyba, ale na pewno, i to szaleńczo.Ucieszył sięjeszcze bardziej, kiedy jakimś cudem prawie wpadła do rowu melioracyjnego.Dopiero poślizg naspróchniałym, porośniętym opieńkami pniaku trochę go otrzezwił.Owszem, dobrze, niech gokocha! To miłe, przyjemne i fantastyczne, ale niech zostanie przy życiu! Tragiczna miłość dogrobowej deski niespecjalnie go interesowała, ta mniej tragiczna, ze szpitalem i połamanymikończynami, też nieszczególnie. Uważaj trochę, dziewczyno! Ostrożnie! Co ty wyprawiasz?! krzyknął, łapiąc ją załokieć. Przepraszam, potknęłam się odparła Kinga, wzruszając ramionami. Opanuj się i patrz pod nogi, bo w końcu skręcisz kark! Jesteś przewrażliwiony odparła z lekką dezaprobatą w głosie. Ale obiecuję, żebędę uważać, tylko tak jakoś trudno się tu chodzi.Nie dokończyła.Pośliznęła się na wilgotnym pniu, co bardzo chłopaka ucieszyło. Mam nadzieję, że robisz to specjalnie mruknął, chwytając ją wpół i ratując przedkonsekwencjami poślizgu. To niebezpieczne! Baby są takie nieuważne! Baby? Myślałam, że masz bardziej otwarty umysł! fuknęła Kinga. Owszem, nawet bardzo, już bardziej się nie da, chyba że siekierą! jęknął na widokKingi usiłującej utrzymać równowagę po kolejnym potknięciu. Taniec świętego Witaodwalasz?W tym samym momencie Kinga z mlaskiem wylądowała twarzą w kałuży.Jasiek rzuciłsię jej na pomoc, a chwilę potem leżał obok niej, ocierając błoto z oczu. Chyba zwichnęłam nogę powiedziała dziewczyna, siadając.Rezygnując z dalszego spaceru, wziął ją na ręce i poniósł w kierunku domu.*Wieczór nie przyniósł żadnych rewelacji.Kinga z racji obrażeń nie była w stanie koczować na podłodze u pani Stasi, choć bardzosię przy tym upierała. Jestem przeziębiona jęknęła w końcu tak żałośnie, że Dagmarze zrobiło się jej żal. Na przeziębienie najlepszy jest pies grzewczy stwierdziła dziewczyna. Jasne, piec byłby idealny, ale skąd go teraz wziąć? Nie piec, ale pies! Taki jak Bestia, milutki, mięciutki i cieplutki.Jak wpuścisz go dołóżka, rano nie będzie śladu po przeziębieniu. Albo po mnie, jak mnie zeżre! mruknęła niechętnie Kinga, niezbyt ufając słowomkoleżanki, nie miała jednak wyboru, zresztą pies, grzewczy czy nie, zawsze stanowił jakąśochronę w razie napadu.Skoro nie mogła koczować u pani Stasi, musiała się zabezpieczyćinaczej.O ile wieczór był w miarę spokojny, wręcz nudny, o tyle noc obfitowała w gulgotyi chichoty.Tym razem także wyło i waliło.Rozpętała się potężna burza, błyskawice cięły niebozygzakiem jak pijak tort, a deszcz dudnił o dach, deski w oknach, resztki parapetów i nieliczneszyby.Mimo całego tego huku wyraznie dało się słyszeć dziwne odgłosy dochodzące z góry. Jasna cholera! Ja tego nie wytrzymam. Pierwszy na korytarz wypadł Filip i piekliłsię tak głośno, że wszyscy, nawet ci, którzy usiłowali zignorować hałasy, musieli zerwać się narówne nogi. Pieprzę! Pieprzę! Pieprzę to wszystko! Wariacji tu dostanę! Zróbcie coś wreszcie,bo nie wytrzymam! No czego japę drzesz? burknął zaspany Michał. Zamknij się i daj ludziom spać. W takich warunkach?! Przecież tu coś straszy.Tu są jakieś pieprzone duchy, utopcealbo cholera wie jakie jeszcze złe moce! Ten dom to jeden wielki horror.Wyje, chichocze,morduje.Nie wytrzymam! No nie dam rady! piszczał chłopak jak niezbyt rozgarnięta pannana widok szczura.Kinga zwlokła się z łóżka, kulejąc.Pies grzewczy podążył za nią. Dagmara, zabierz ode mnie tę syrenę przeciwpożarową mruknęła, ledwie otwierającoczy. Może i grzeje, ale wyje!Właśnie w tym momencie Bestia usiadł, podniósł pysk i zaskowytał.Wyglądało topięknie, ale niepokojąco. Zmierć przechodzi koło domu jęknęła Andżelika, przeżegnawszy się. Czylipewnie znów ktoś kogoś morduje. Wypluj te słowa, dziewczyno obruszyła się pani Stasia. Mało nam dwóch trupów? No to dlaczego tak się zachowuje? Nigdy nie wył na burzę.Na chichot też ostatnionie.Nagle zdali sobie sprawę, że rzeczywiście coś w tym jest.Michał, nic nie mówiąc, wielkimi susami dopadł schodów i wbiegł na piętro.Usłyszelidochodzące z góry ciężkie tupanie, potem urywany wrzask, grzmot i krótką szamotaninę. Czy mi się zdaje, czy on dopadł utopca? A coś ty! To niemożliwe wyjaśniła Andżelika. Utopce są, no tego.Nie da sięich.Ani dopaść, ani zabić.Kołki na nie nie działają.Utopce to takie wodne demony, wbijeszkołek w wodę?Zbili się w ciasną grupkę obok wejścia na schody, którymi po chwili zszedł Michał. Uciekł mi! powiedział niezadowolony. Nie wiem, co to było.Wiem tylko, że mijakimś cudem uciekło.Przez okno? W taki deszcz? To pewnie się łobuz pośliznął i zabił stwierdziła Andżelika. A bodajby cię pokręciło warknęła pani Stasia. Czyś ty oszalała? Pani Stasiu! Nie oszalałam! Każdy by kark skręcił, schodząc z dachu w taką ulewę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]