[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To była jedna z jego gierek.Bawił się ludzmi i ich emocjami.Wykorzystywał mnie,manipulował.A ja? Sama już nie pamiętam, kiedy się w nim zakochałam przyznała lekarka.Pisali tę książkę prawie rok.W tym czasie spotykali się rzadko, ale mieli ze sobą stałykontakt.Elwira nie była w stanie ogarnąć rozumem tej fascynacji.Kiedy Johann przekonałsię, że jest mu oddana i gotowa w każdej chwili pójść z nim do łóżka, odsuwał ją i karmił sięjej cierpieniem.Odrzucał ją i trzymał na dystans, po czym znów się zbliżał, doprowadzając doszaleństwa.Elwira nie pamięta, ile nocy przepłakała, ile razy czuła się zrozpaczona, ile razypragnęła zerwać tę relację.Wtedy ze zgrozą uświadomiła sobie, że nie potrafi.Powiedziałamu, że jest w nim zakochana.To wyznanie bardzo go rozbawiło.Wiedział o tym, zanim onasama się zorientowała.Wtedy rozpoczął naprawdę ostre gry.Na przykład wysyłał jej zdjęciaswojego członka we wzwodzie, obsceniczne listy, składał perwersyjne propozycje.Mówił otym, co jako uzależniony rzeczywiście robił.Elwira poczuła się jak w pułapce.Zrozumiałateż, że go nie wyleczyła.Poniosła dotkliwą klęskę zawodową.Oszukał ją.Wprawdzienauczył się kontrolować fizycznie, jednak lubieżne fantazje wciąż rozwijały się w jegogłowie.Wiedziała, że nią manipuluje, bawi się jej emocjami i sprawia mu to perwersyjnąsatysfakcję.W jego chorym umyśle była ofiarą, której cierpieniem się karmił.Byłanajtrudniejszym celem do zdobycia, a jednak on z łatwością go osiągnął.Elwira zastanawiałasię, do czego to ich doprowadzi.Wszystko analizowała i wiedziała, że musi z tym skończyć.Emocje jednak dryfowały w zupełnie inne rejony.Była tym przerażona i zafascynowanajednocześnie.W połowie lutego tego roku zaproponował jej spotkanie w Latawcu.Rzadkosię spotykali, więc pobiegła jak na skrzydłach.Kiedy przyszła na miejsce, okazało się, żeSchmidt siedzi tam z Klaudią.I choć lekarka znała jego stosunek do swojej połowicy,początkowo odgrywał rolę wzorowego, choć autorytarnego męża. Wobec mnie zaś był zimny jak lód podkreśliła lekarka. Jakby chciał dać dozrozumienia Klaudii, że jesteśmy tylko znajomymi.Z trudem powstrzymywałam się odpłaczu.Zranił mnie dotkliwie.Doskonale o tym wiedział.Siedziałam sztywna, jakbympołknęła kij od szczotki.W pewnym momencie wstałam i pożegnałam się z nim i jego żoną,która też nic z tego nie rozumiała.Nie mogłam znieść ich fałszywej sielanki.Uśmiechnął siępodstępnie i dodał: Poczekaj chwilę.Magda bardzo chciała z tobą porozmawiać.Ona tak ciępodziwia.Za chwilę tutaj będzie.Tak też się stało.Zmusił mnie do jałowej konwersacji, apotem odprawił je obydwie.Kompletnie nie rozumiałam, o co chodzi w tej kolejnej gierce,których było naprawdę wiele opowiadała Elwira.Kiedy tylko żona i pasierbica oddaliły się od stolika, pochylił się, zamarkował gest, jakprzy pocałunku.Elwira omal nie zemdlała z wrażenia. Prawdopodobnie tylko ty jedyna mnie znasz zaczął przebiegle.Poczuła siędoceniona.Przepełniała ją euforyczna radość.Po chwili jednak błogi nastrój prysł.Schmidtmówił dalej świszczącym, złowieszczym szeptem: Otworzyłem się przed tobą.Nie przedkobietą, lecz przed lekarzem, który sądzi, że mnie uzdrowił.Ale tak ci się tylko wydaje.Wciąż nie jestem zdrów.Tak naprawdę jestem zepsuty do szpiku kości.To, co wiesz, jesttylko wierzchołkiem góry lodowej przerwał.Elwirę wcisnęło w krzesło.Nie była w staniesię poruszyć.Nie miała czasu zastanowić się nad tym, dlaczego Klaudia i Magda zostałyodprawione, bo znokautował ją słowami: Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, zostań.Jeślinie, droga wolna włożył do ust papierosa i spojrzał na nią wyzywająco. Jak miałam odejść? zapytała Meyera Poniatowska. Czy pan by odszedł?Meyer nie odpowiedział.Wpatrywał się w lekarkę i czekał na dalszy ciąg.Czuł, jaksłońce przypieka go w skronie.Tymczasem Poniatowska skuliła się w sobie, jakby było jejbardzo zimno.Drżała.Psycholog podał jej swoją marynarkę.Kiedy kobieta otuliła sięciepłym tweedem, przytoczyła opowieść Schmidta o czasach jego młodości. Wtedy nie podejrzewał, że zostanie potentatem recyklingu wyjaśniła. Był kimśzupełnie innym.Nazwisko też miał inne. Jakie? Meyer zapytał i wstrzymał oddech. Królikowski odparła lekarka. Ale mówili na niego Król.Zyga Król.Spróbuję jaknajwierniej przytoczyć jego słowa.Kiedy miałem dwadzieścia parę lat, przepełniała mnie mania wielkości.Byłem pełenbuty.Chciałem mieć wszystko i szybko.Bycie kimś oznaczało dla mnie tylko jedno byćbogatym.Pieniądze wydawały mi się jedynym skutecznym sposobem na odmianę losu.Byłemgotów sprzedać za to duszę, oddać życie.Technikum nie skończyłem.W drugiej klasieprzestałem chodzić do budy.Nie chciało mi się uczyć ani pracować.Harówa mnie mierziła.Tych, którzy stawiali na wykształcenie i pracę, miałem za frajerów.Wierzyłem, że jestemstworzony do innych rzeczy.Moi kumple to byli ludzie z miasta : drobni złodzieje,cwaniaczki, ale i nieobliczalne zabijaki, co za krzywe spojrzenie wyciągają kosę.Aspirowałem do nich.Chciałem być zły, najgorszy.W ich towarzystwie czułem się dobrze.Doceniali mnie.Nie traktowali jak wyrzutka.Większość z nich miała podobne życiorysy.Sieroty albo dzieci z patologicznych rodzin, które nigdy nie zaznały miłości.Kilka razy wzięlimnie na robotę.Sprawdziłem się.Potem sam znalazłem lokal go ogolenia.Dobrze ten włamzaplanowałem, postawiłem kumpla na czatach.Udało się.W jeden wieczór zdobyłem tylefantów, że miałem hajsu na trzy miesiące.Leżałem przez ten czas bykiem i byłem szczęśliwy.Myślałem: Jestem taki spryciarz, co wykiwał suki63 i będę to robił dalej.Najpierw nie musiałem nikomu robić krzywdy.Brałem się tylko za drobne włamania,ewentualnie kradzieże kieszonkowe.Aż wreszcie przypadkiem wziąłem udział w ulicznympobiciu na tak zwaną dziesionę 64.Zrabowany łup dzielono wedle zasług.Zagrało we mniepragnienie posiadania więcej.Byłem zachłanny i głupi.Zacząłem coraz bardziej ryzykować istałem się agresywniejszy.Popisywałem się przed kumplami swoim bestialstwem.Chciałemmieć ze wspólnego łupu jak największą część
[ Pobierz całość w formacie PDF ]