[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W nowymśrodowisku nie zawarła wielu znajomości, nie mówiąc o przyjazniach.Jedynie o Marcie,której zawdzięczała wprowadzenie w toruńskie życie, mogła powiedzieć, że jest jejprzyjaciółką.Spotkały się czasem na Starym Mieście, by zjeść pizzę - zupełnie wówczasnowe danie! Dopiero tu, w Toruniu, miała okazję po raz pierwszy poznać smak tego nibyzwykłego ciasta z równie zwykłymi dodatkami, ale jakże innego w smaku.Może trochę, zasprawą egzotycznych jak na tamte czasy ziół, smakującego.wielkim światem.Zwiatemnieznanym jeszcze w małych miasteczkach początku lat dziewięćdziesiątych.Trochę jej toprzypominało tradycyjny polski podpłomyk, podzieliła się nawet tą myślą z Martą, ale Martapokiwała tylko głową, odgryzając wielki kęs ciasta.Jej kolega z miasteczka, który razem w nią zdawał na sztuki piękne - poległ nakolejnym etapie egzaminu i podobnie jak ona dostał się na inny wydział, został studentem.socjologii.Spotykali się czasem, rozpamiętując i analizując swoje porażki.Ruta zródła tychżeporażek dopatrywała się w ich pochodzeniu z małego miasteczka.- My z prowincji przegrywamy w tym wyścigu po indeks, bo nie chodzimy nadodatkowe zajęcia przygotowawcze, nie mamy wysoko postawionych rodziców ani siłyprzebicia.To i tak dużo, że w ogóle studiujemy.Tak właśnie wtedy myślała.Uczelnie nie były tak powszechne jak kilkanaście latpózniej, wyższe wykształcenie to był prestiż, a zdanie egzaminu - duże osiągnięcie.Mówiłosię czasem tu i ówdzie, że indeks kosztował - ceną były na przykład kluczyki do auta, czasemjakieś załatwione WA%7łNE sprawy.Ruta nie chciała w to wierzyć - głowę miała przepełnionąideałami, dopiero po latach.częściowo dała temu wiarę.W jej pokoju numer 108, w akademiku przy ulicy Gagarina, główne miejsce zajęłasztaluga.Prezent od pana Piotra, z jego pracowni.Współlokatorka Edyta, studiująca filologiępolską, początkowo trochę kręciła nosem na ten nietypowy mebel, ale potem zauważyła, żedzięki temu malowaniu w ich pokoju zapanował klimat toruńskiej bohemy i pogodziła się zoryginalnym zajęciem sympatycznej, choć nieco zamkniętej w sobie studentki filozofii.Nie bywali tu mężczyzni - Ruta unikała nawiązywania bliższych relacjidamsko-męskich, a i Edyta - szczególnie pilna studentka, miała w swoim życiu zupełnie innepriorytety.Czas więc płynął im spokojnie, a o pokoju 108 mówiło się, że jest dziewiczospokojny.Rucie to nie przeszkadzało, miała bowiem czas na rozwój swego talentu.Lubiła malować portrety.Na pierwszym, który uznała za udany, była starawieśniaczka o rysach jakby wyrzezbionych, wyrytych przez ból.Ruta spotkała ją natoruńskim dworcu, zniszczona twarz przykuwała uwagę.Ruta powtarzała w myślach, patrzącna nią: Oto dojrzały owoc boleści.Kobieta zgodziła się na zrobienie jej kilku zdjęć, nierozumiejąc tego nagłego zainteresowania jej zapomnianą przez czas i ludzi osobą.Poddałasię jednak operacji obiektywu aparatu fotograficznego.Ruta nosiła go czasem, by mócuwieczniać ważne momenty z życia świata.Spotkanie z tamtą kobietą było jednym z nich.A potem nastąpiły kolejne próby uchwycenia ludzkich twarzy - czasem również nażywo, bo Ruta próbowała pracować z modelem.Nie było to jednak łatwe, na przykład Martanie potrafiła usiedzieć w miejscu, wciąż poruszała się i zmieniała pozycję, mówiąc: mamprzechodzone ADHD i nic na to nie poradzisz.Spokój artystyczny Ruta odnajdywała przy malowaniu pejzaży.Piękne pejzaże takbardzo ją urzekały, że odczuwała pragnienie odtworzenia ich na płótnie wiernie, bezdodawania linii, kolorów, ekspresji.Z kolei malowanie martwej natury dawało jej szansę nawiększą dowolność interpretatorską.Mogła ją tworzyć według własnej woli, wystarczyło, abykształty, odpowiednie walory, kolory umieszczać na właściwych miejscach, wyznaczonychprzez rzeczywistość, reszta była czystą sztuką.Niestety, kontakty z matką słabły; listy pisała coraz rzadziej, a czas pomiędzyodwiedzinami w domu wciąż się wydłużał.Była młoda, chciała czerpać z życia pełnymigarściami.Uspokojona słowami mamy nie przejmowała się już tak bardzo, dodając sobieotuchy, że przecież teraz ma swoje życie i swoje pasje, musi je rozwijać, a nie tylko myślećo domu pod lasem i o tym, co się tam dzieje.Tak właśnie powiedziała Marcie, której, jakojedynej, zwierzała się ze swoich trosk.O nieobliczalnej sąsiadce nie mówiła nikomu innemu -czując, że dopóki problem nie jest nazwany, wypowiedziany do końca, to jakby nie istniał lubbył tylko szkicem, esejem życia, lekkim pyłkiem, strząśniętym ze skrzydeł motyla.Marta wysłuchała jej zwierzeń i namawiała do pójścia do sądu, który miałby wydaćsprawiedliwy werdykt, czy nienawiść można siać tak bezkarnie i gdzie jest granica ludzkiegowybaczenia.Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Ruta i jej matka, mając wtedy, po tamtympobiciu tak mocne dowody: nagrania, świadka i obdukcję lekarską, nie zdecydowały się nasprawę karną.Ruta tłumaczyła, że niewiele by to dało, że sprawa ciągnęłaby się miesiącami, aona nie miała na to wszystko czasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]