[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aragorn podszedł i objął go ramieniem.Mocno.Elf odetchnął głęboko i umilkł.Elrohir pospiesznie upchnął książkę do podręcznej sakwy i zbliżył się do nich.- Przepraszam - mruknął, a potem przyciągnął brata do siebie i ucałował go w czoło.- A, odejdź - Elladan odsunął go, niby to ze wstrętem, ale napięcie, jakie się w nim wyczuwało, zelżało znacznie.- Co mam robić? - zapytał Elrohir.- Trzeba spuścić szalupę - odrzekł Elladan i obaj bracia zajęli się studiowaniem lin.Aragorn sprawdzał właśnie, czy w łodzi są wiosła, kiedy zauważył, że do Elladana podchodzi Boromir.- Jeśli mogę coś powiedzieć - zaczął syn Denethora ostrożnie, gdy elf zwrócił na niego pytający wzrok.- Wiem, że… nic ci go nie zastąpi, ale pomyślałem, że może zechciałbyś moją Koń… to znaczy mojego konia? Co prawda w porównaniu z nim jest brzydka i toporna, ale to szybka, silna klacz.Jeśli tylko zechcesz – jest twoja.Elladan spojrzał na niego z niedowierzaniem, odruchowo przeniósł wzrok na Koń, a potem znów na Boromira.- To nazbyt hojny dar - odparł poważnie.- Nie mogę go przyjąć.Ale wzruszony jestem twoją propozycją, dziękuję ci.- Jesteś pewien decyzji?- dociekał Boromir.- Pomyśl, to rzadka okazja.Na pewno nie chcesz konia z wysypką?- Jaką wysypką?!- Elladan szerzej otworzył oczy.- No przecież sam widzisz.Piegowata jest.- To się nazywa „hreczka” - wyjaśnił Elladan z uśmiechem.- Brzmi bardzo zaraźliwie - podsumował Boromir, a elf roześmiał się lekko i położył mu rękę na ramieniu.- Dziękuję - powtórzył.- Bardzoś zacny.Ale to twój koń.A poza tym, wolę ogiery.- No, cóż - Boromir uśmiechnął się nagle.- W sumie, nawet dobrze się składa, bo się do niej zdążyłem przyzwyczaić, piegowata czy nie - wyznał.- No to dlaczego chciałeś mi ją oddać?- zapytał Elladan ze śmiechem.- W dowód przyjaźni - odparł Boromir szczerze.- Tym bardziej jestem wzruszony – rzekł Elladan ciepło, a potem spojrzał ponad jego ramieniem na Legolasa, który pomagał Gimlemu przejść do szalupy.-Widzę, że nasi towarzysze sadowią się już w łodzi.Wsiadaj, opuścimy was na wodę.- Te liny są mocne - powiedział Aragorn, widząc, że Boromir krytycznie przygląda się mocowaniom szalupy.- Wskakuj.Syn Denethora ostrożnie wszedł do środka i usiadł obok Legolasa.- I znowu łodzie - mruknął.- Wspominałem już może, że nie lubię łodzi?- Tak - rzekł elf lekko.- Kiedy płynęliśmy Anduiną nie było dnia, żebyś o tym nie wspomniał.- Ano, właśnie - potwierdził Boromir, nie przejmując się uwagą Legolasa.- Człowiek winien przemieszczać się na własnych nogach.Albo końskich.Zgodnie z naturą.- O tym też już wiemy - zauważył elf z uśmiechem.- I pamiętamy, że „ręka, ułożona do miecza nie pasuje do wiosła”.- Z ust mi to wyjąłeś, mości elfie.- Wiem.Liny zaskrzypiały i łódź zaczęła sunąć w dół.Gdy tylko dotknęła wody Gimli i Boromir pochylili się i wzięli po parze wioseł.- Ja też umiem wiosłować - zauważył Legolas.- Chętnie was któregoś z was zmienię.Boromirze? Nie musisz tego robić.- Muszę.Siła przyzwyczajenia, rozumiesz - Boromir westchnął i usadowił się na środku deski, wsuwając wiosła w dulki.Gimli też nie zamierzał oddać swoich, więc Legolas wymienił tylko porozumiewawcze spojrzenie z Aragornem i ograniczył się do wzruszenia ramionami.- Uwaga! Rzucam wam linę! - rozległ się z góry głos Elladana.Legolas złapał ją, a Aragorn odczepił drugą, która przytwierdzona była z drugiej strony – od rufy.Uwolniona szalupa zaczęła z wolna dryfować z prądem.- Wiosłuj - powiedział Boromir, widząc, że krasnolud ogląda się na niego.- Ja się dostosuję do twojego tempa.I popłynęli.Umarli rozstąpili się kiedy Aragorn wszedł na pokład i na jego znak wycofali ku rufie.- Boromirze, Gimli, mam do was prośbę.Człowiek i krasnolud spojrzeli na niego pytająco.- Widzicie tamte surmy?- Aragorn wskazał dłonią za siebie.- Zechcecie w nie zadąć? Ile sił w płucach.Dajcie z siebie wszystko - dodał.Krasnolud skwapliwie pokiwał głową, natomiast Boromir rzucił mu wymowne spojrzenie z rodzaju: proszę-mnie-nie-pouczać-jak-dąć-w-róg.Chwilę później przenikliwy zew surm wypełnił powietrze i poszybował nad wodami budząc rozliczne echa.Pierwsze odpowiedziały mu mewy, a zaraz potem zaśpiewały surmy na okręcie bliźniaków.I tak, jedna za drugą do chóru dołączały kolejne, gdy każdy ze Strażników obwieszczał zwycięstwo ze swego pokładu.Aragorn na moment przymknął oczy, słuchając tej niezwykłej pieśni, pozwalając się jej ogarnąć.W końcu odetchnął głęboko i uniósł dłoń, dając towarzyszom znak, by zamilkli.Boromir i Gimli opuścili surmy i uśmiechnęli się do siebie.Pieśń zaczęła stopniowo cichnąć, aż umilkła kompletnie, a jej echa przejęły port we władanie.Umarli posłusznie wycofali się na brzeg i zamarli w oczekiwaniu – szare cienie o jarzących się czerwienią oczach wśród czerni pogorzeliska; dopiero teraz Aragorn zauważył, że nie odbijali się w wodzie.Zaczekał, aż zamilkną ostatnie echa i zagrzmiał donośnym głosem:- Słuchajcie, co wam oznajmia Spadkobierca Isildura! Dopełniliście przysięgi! Wracajcie do swej siedziby i już nigdy nie nawiedzajcie dolin! Odejdźcie w pokoju!Wódz upiorów postąpił krok do przodu.Wyciągnął przed siebie włócznię, jakby chciał ją zaprezentować Drużynie zebranej na okrętach, a potem złamał broń w rękach jak suchą gałąź.Z setek widmowych gardeł dobyło się coś na kształt zbiorowego westchnienia.Wódz Umarłych cisnął szczątki włóczni na ziemię, głęboko skłonił się Aragornowi i odwrócił się, by odejść.Po kilku krokach zaczął tracić kontury i wkrótce cało wojsko w absolutnej ciszy rozpłynęło się niczym mgła.W momencie, gdy zniknęli odezwały się mewy, wody znów zaczęły pluskać o nabrzeże, żagle załopotały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]