[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biegnąc przez dym, iskry i wybuchy granatów, Andrzejkrzyczy: -  Sad. Saaad.do mnie! Wycofujemy się!  Saad.cofać się! - Jurek pobiegłkrzycząc podobnie w innym kierunku.Spotkali się przy rannym w brzuch %7łaku, którywpychał wychodzące mu na zewnątrz wnętrzności.Andrzej chwyta %7łaka pod ramiona, Jurekpod kolana, nie mogą już biec, ale wciąż krzyczą: -  Sad.Cofać się! - Po chwili natykająsię na czterech innych, także dzwigających rannego, i widzą, jak pada Parys.Idą coraz wolniej, krztusząc się dymem i utykając w miejscach większego ostrzału.Gdy wyszliwreszcie na czystsze powietrze i bezpieczniejszy obszar, przekrwione oczy wychodziły im zorbit, język robił wrażenie jakiegoś obcego, wstrętnego ciała, a pot oblewał skórę.Ujrzelikrzaki pomidorów, zostawili więc rannych i wszedłszy do warzywnika drżącymi, uwalanymiwe krwi rękoma zrywali owoce i podsuwali do spragnionych ust.Tam właśnie znalazła Andrzeja łączniczka.- Andrzej, Bonawentura ranny!- Gdzie? - pyta Andrzej i czuje, jak serce stanęło mu w piersiach, a potem walićzaczęło gwałtownie.- Już go wynieśliśmy ze Stawek.Jest na noszach.Andrzej, a ty? Masz twarz wekrwi.- Głupstwo, prowadz.Opowiadaj.Idą tak szybko, jak tylko są w stanie.Andrzej odzyskał zdolność prędkiego ruchu.Chłonie każde słowo łączniczki.- Chłopcy mówili, że to podczas walki z czołgiem.Bonawentura, wiesz, zawsze bezstrachu.Podsadzili go na dach przybudówki magazynu, pod którym stał czoig.Miat rzucićgamoń.Nawet nie podpełznął do końca.jakiś pojedynczy strzał z boku.W kilka minut potem Andrzej klęczał koło brata.Przybył, gdy sanitariuszka kończyłazakładać opatrunek.Nie przerywając pracy, powiedziała: - W brzuch.- I dodała: - Małyotwór po pojedynczej kuli.- W spłoszonych myślach Andrzeja błysnęła nadzieja: to nie jestprzypadek stracony.Nachyla się nad bladą twarzą dziewiętnastoletniego brata i kładzie lekko rękę na jegospoconym czole, odgarniając kosmyki jasnych włosów, Jaś-Bonawentura nie odzywa się, jestnajoczywiśdej speszony swoją przygodą, patrzy tylko szeroko otwartymi oczami na brata.Byli zawsze razem - oni dwaj i matka! Matka! Serce Andrzeja znów walić zaczyna na trwogę.Wraz z innym powstańcem Andrzej bierze nosze.Ruszają.Na szczęście w tym tereniejest stosunkowo spokojnie.- Wiesz, bracie, Okura i Cis ranni - odzywa się wreszcie Bonawentura.Andrzejmilczy.Po dłuższej chwili Bonawentura zaczyna znów, a tym razem głos jego jest, jak częstodawniej, kpiący: - Moja rana to zdaje się betka wobec tych draństw, jakie tu się działy, pewnosię wyliżę.Ale jeśli nie, wysłuchaj ostatniej woli swego brata: żadnego uroczystegopogrzebu, żadnego Krzyża Walecznych.Najwyżej cywilne bławatki pod kocyk.- Nie wygłupiaj się, Jasiek - mówi Andrzej i usiłuje wikłać krok, aby usunąć kołysaniesię noszy.Jaś rozgadał się jednak na dobre i częstuje brata nowym zwierzeniem: - A swoją drogą, czy to nie zabawne, Andrzeju, że uderzył we mnie tradycyjny dosromantycznych poetów: kula. Leński brew ściągnął, właśnie brał wroga na cel, gdy w tejżechwili z przeciwnej lufy huknął strzał.Wyroczny bije grom w poetę: dłoń się rozstała zpistoletem.Andrzej mówi raz jeszcze: - Nie wygłupiaj się - ale w duszy jest rad z postawy brata isam uspokaja się nieco.Weszli w ulicę Sierakowską.Ludność, widząc powstańcówwracających z rannymi, prześcigała się w okazywaniu serdeczności.Kobiety i mężczyzniwybiegali na ulicę z napojami, z pożywieniem, z chwyconymi naprędce lekarstwami.GdyAndrzej Morro, zwilżywszy bratu usta, sam wypił chciwie podaną mu przez jakąś tęgąkobietę szklankę herbaty z winem, Bonawentura szepnął doń po odejściu kobiety:- No, braciszku, ten polski narodek nie jest ostatecznie najgorszy. Sad dostał dziśdiabelnie po skórze, ale patrząc na tę herbatę, robi się jakoś lżej.Od Stawek szybko zbliżał się do nich Matros.- Wiecie, Nowina zabity.Bonawentura zbladł.Nowina? Przyjaciel.- Zamknął oczy.Dopiero teraz uczuł, że jestnaprawdę ranny.Ruszyli dalej, niewielka karawana ocalałych.Zdrowi prócz dzwigania rannych nieślitakże broń kolegów.Nieco ponad dwudziestu ludzi czarnych od dymu, prochu i ziemi,uwalanych we krwi, ledwo trzymających się na nogach - oto czym był wracający z natarcia naStawki pluton  Sad.Zginęła trzecia część plutonu.Straty  Sadu były tym boleśniejsze, że na skutek spóznienia się oddziałów Sosny Rudy nie mógł utrzymać zdobytych pozycji i Stawki 13 sierpnia znalazły się znów wrękach nieprzyjadela. Rudego ogarnęła fala złych uczuć i oburzenia odbierającegorozsądek.Piotr, po zdziesiątkowaniu  Sadu , nie zważając na drogę służbową, zgłosił się dodowódcy Starego Miasta, pułkownika Wachnowskiego.Kwatera pułkownika znajdowała sięw kamienicy Archiwum Głównego Akt Dawnych na Długiej.Oczekując na przyjęcie wjednej z sal wśród żelaznych rusztowań i półek.Piotr zbliżył się do okien zastawionychstosami foliałów mających zabezpieczać pomieszczenie od odłamków.Gdy wziąwszy któryśtom zaczął przerzucać pożółkłe karty rękopisów, zauważył w osłupieniu, iż trzymaprzypuszczalnie księgę sądową ziemi czerskiej z początków XV wieku, mniej więcej zczasów bitwy grunwaldzkiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire