[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chciała pani jechać w taką pogodę? To nierozsądne.Czy coś się stało?- Wie pan zapewne, że rozmawiałam już z prawnikiem Linasa.- I?- Są rzeczy, które musimy przedyskutować - oznajmiłam, zerkając na otwartąszufladę nocnego stolika.- Prawnik prosił, żebym sporządziła listę swoich osobistychrzeczy, ale ja nie robię takich list.Zbyt wiele w życiu straciłam.- Nie mam do pani o to żalu.Treddle powiedział mi, że pani jest na górze.Coznajduje się w tej szufladzie?- Srebrne pudełko na tabletki.Należało do mojego ojca.- Proszę je zabrać - powiedział, a kiedy nie drgnęłam, wyjął je z szuflady i wci-snął mi do ręki.- Proszę.Jest tu jeszcze coś, co należy do pani?- Nie ma pan nic przeciwko temu, żebym je zabrała?- Dlaczego? Moja służba przyjeżdża tutaj w przyszłym tygodniu.Nikt z nich nieR Swie, co do pani należało.- Pana służba.?Winterson spojrzał na mnie z namysłem, jakby zastanawiał się, co odpowie-dzieć.Poczułam, że za chwilę usłyszę kolejne złe wieści.- Dom należy teraz do mnie.Przyjadą tu moi ludzie z Abbots Mere, ale kamer-dyner i pozostała trójka nadal będą tu pracować.Brierley pani o tym nie powiedział?Zamierzam korzystać z tego domu, kiedy będę w mieście.- A do kogo należy dom na Blake Street? - zapytałam, choć czułam, że już znamodpowiedź.- Prawnik mówił, że mogę.- Może pani tam mieszkać, jak długo pani zechce.Nie ma tego w testamencie,ale ustaliliśmy to z Linasem między sobą.Dom należy do mnie, zawsze był mój.Kil-ka lat temu użyczyłem go Linasowi, dla pani.- Gdybym wiedziała.- Wstałam z łóżka i zatrzasnęłam szufladę nocnego stoli-ka.- Co by pani zrobiła? Odmówiłaby pani mieszkania w nim?- Myślałam.miałam nadzieję.że Linas zadba przynajmniej o to, żebyśmymieli z Jamiem dach nad głową.Zamierzałam sprzedać dom i wynająć coś mniejsze-go, co będę w stanie utrzymać, ale w tej sytuacji nie wiem, jak zwiążę koniec z koń-cem.Jednym z powodów, dla których chciałam Linasowi urodzić dziecko, była na-dzieja, że to mnie jakoś zabezpieczy.Jamie stał się radością ostatnich lat Linasa i mo-ją, ale jednocześnie wszystko skomplikował.- Nie musi się pani martwić, jak związać koniec z końcem.Od kiedy użyczyłemdomu mojemu bratu, pokrywam wszystkie koszty z nim związane i w dalszym ciągubędę to robił.Pod tym względem nic się nie zmieni.Natomiast na pani osobiste wy-datki Linas zostawił pani dość pieniędzy.- Pan płacił nasze rachunki przez te wszystkie lata?- Ja.Linas nie prowadził ekstrawaganckiego trybu życia.- Ja byłam jedyną jego ekstrawagancją!R S- Owszem.I z przyjemnością za to płaciłem.Zapewniam jednak, że nie musi pa-ni czuć się wobec mnie zobowiązana.- Dość już usłyszałam.Nie rozumiem, jak pan może mówić o zobowiązaniach,skoro obaj się mną podzieliliście.Pan nawet za mnie płacił.Jak, pana zdaniem, mamsię teraz czuć? Może powinnam uznać, że to mi pochlebia? Powinnam być wdzięcz-na? Zdumiona? Zastanawiam się, do kogo tak naprawdę należałam przez ostatnie lata?Świetnie to sobie wymyśliliście.Będąc kochanką jednego z bliźniaków, urodziłamdziecko drugiego.Ktoś powinien napisać o tym sztukę! To prawdziwa komedia! -krzyknęłam i ruszyłam do drzwi.- Wracaj, Helene.Nie możesz wyjść w połowie rozmowy.- Winterson chwyciłmnie za ramię.- Dla mnie ta rozmowa jest skończona - syknęłam, wyszarpując ramię.- Pozo-stałe moje rzeczy może pan zatrzymać.Pan za nie płacił, więc należą do pana.- Posłuchaj mnie, kobieto! - zagrzmiał, zastępując mi drogę.- Zaślepia cię gniew, bo nie tego oczekiwałaś.Ale okaż trochę rozsądku, dobrze? Chcesz nadalmieszkać na Blake Street i chcesz pieniędzy, by zapewnić dziecku spokój i stabiliza-cję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]