[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sądzę, że wyślę mojego małżonka doJerozolimy i zatrzymam cię przy sobie.- Każde z nas ma swą Ziemię Zwiętą do podbicia, szlachetna pani.Chrapliwy ryk przeleciał echami przez cały dom, przytłumiając przerazliwe krzykidzieci.Oliwia niemal nie zwróciła na niego uwagi.- Sebastian wstał - rzekła krótko.- Może lepiej się oddal.- Ale poznaliśmy się zeszłego wieczoru - zaprotestowałem.- Zaręczam ci, że nie zachował tego w pamięci.Mój intendent cię odprowadzi.Możezechcesz z nim przedyskutować szczegóły swej propozycji.Mam na myśli propozycjęwzględem korzeni.Fabianie!Przybył tak szybko, że wiedziałem, iż słyszał każde słowo.Ona również o tymwiedziała i było jej to obojętne.- Potraktuj dobrze tego cudzoziemca - poleciła.- Jego pragnienia mogą namprzysporzyć niemałych zysków.- Oczywiście, pani hrabino - powiedział, składając imponująco głęboki ukłon.- Signore Oktawiuszu, wspomniałeś o kolejnym przybyszu z obcych stron.Błagam,może byś się z nami podzielił tą ostatnią ploteczką.- Oczywiście, łaskawa pani - powiedziałem, unosząc się i kłaniając w odpowiedzi.-Błazen z Toledo pojawił się na rynku.Nadzwyczaj zabawny i zręczny żongler.A nuż mógłbyzabawić twoje dzieci.- A nuż - powtórzyła, marszcząc czoło.- To nie najlepsza wróżba.- Czemu to, pani?- W moim życiu błazni pojawiali się wraz ze śmiercią.Zauważyłeś to, Fabianie?- Wasza hrabiowska mość mówi najświętszą prawdę - odparł z niebywałąsłużalczością zapytany.- Ta pijaczyna Feste po śmierci brata pani hrabiny i teraz ten człek pośmierci księcia.- Dwaj błazni i już widzisz, pani, związek? - spytałem ze śmiechem.- Japotrzebowałbym o wiele więcej dowodów, żeby przyjąć to za znak.- Niemniej jednak to dziwny zbieg okoliczności - powiedziała z uporem.- Znajdz tegoczłowieka, Fabianie, i dowiedz się, w jakim celu tu przybywa.Skłonił się, po czym odprowadził mnie do wyjścia.- Czy zawsze jest taka przesądna? - spytałem, gdy byliśmy przy bramie.- Nie lekceważ jej - ostrzegł.- To pierwsza głowa w mieście, może nie licząc księżnej.- Doprawdy?- Tak.A jeśli chodzi o rozumienie mechanizmów władzy, nikt jej nie dorówna.Wiesz,gdzie zatrzymał się ten błazen?- Coś wspominał, że zapuka do furty bursy.Może ty potrafiłbyś mu pomóc znalezćlepsze lokum.Z mego doświadczenia wynika, że pozyskanie błazna bywa przydatne.- Pozyskanie każdego bywa przydatne - powiedział, zawieszając znacząco głos.Rzuciłem mu monetę, na co odpowiedział ukłonem, którego głębokość odpowiadaławysokości łapówki.- Miło mi zawrzeć z tobą znajomość, signore - dodał.- Dwa statki, jak siędorozumiewam.Jakiej ładowności?Po drodze do rynku rozwinąłem sieć łgarstw.Miał kantorek nieopodal Klaudiusza iIzaaka, tylko znacznie wytworniej wykończony.Dobry smak musiał go nielicho kosztować,ale znał się na swojej robocie.Zastanawiałem się, czy zastąpi intendenta księcia, jeśli hrabinazostanie regentką.Wróciłem do Słonia i samotnie zjadłem lekką kolację w kącie oberży.Udawszy się nagórę, zastałem Bobo wygodnie drzemiącego na mym posłaniu.Aagodnie go kopnąłem, na cozgrabnie zeskoczył na podłogę, dzierżąc sztylet w dłoni.- Musisz się lepiej spisywać, mój chłopcze - zadrwiłem z niego.- Prawdziwyskrytobójca do tej pory by cię wyfileto-wał, opanierował i wrzucił na patelnię.- Nie tak przyrządza się błazna - zaprotestował.- Nam najlepiej służy marynata.Azresztą nie widział mnie wchodzącego, a skoro nikt nie wie, że jesteś błaznem, założyłem, żebędę mógł się tu bezpiecznie zdrzemnąć.Jaka wydała ci się hrabina?Opowiedziałem mu o mej wizycie.- Czy ktoś tam mógłby być Malwoliem?- Nie widziałem reszty domowników - wyznałem.- Ale przy kolejnych odwiedzinachmogę poznać ich więcej.Powiodło ci się u księżnej?- Tak i nie.Z przyjemnością mogę stwierdzić, że miałem występ przed dziećmi pani,nawet młodym księciem.Chyba odzyskuje zdrowie.Jego opiekunka podziękowała miwylewnie, gdy skończyłem.Powiedziała, że pierwszy raz od śmierci ojca widziała uśmiech natwarzy chłopca.- Z radością to słyszę.Czy mówiłeś z księżną?- Złożyłem jej wyrazy szacunku.Nosiła gęstą woalkę i była milcząca.Nie odezwałasię, ale na końcu zapłaciła mi srebrną monetą i kazała podać jedzenie w kuchni.Niezwykleelegancka dama.W kuchni wiele się nie dowiedziałem.Medyk był z wizytą u chłopca, aleprzybywa do niego każdego dnia.Dworzanie nie mają o nim dobrego mniemania.Jedenpowiedział, że w nocy, której Orsyno zginął, a Marek zachorował, księżna potrzebowałagodziny, zanim udało się go znalezć.W końcu zwleczono go z posłania jakiejś dziewkistajennej.Pewnie przekazała mu tyle chorób, że potem miał pełne ręce roboty, lecząc się znich.Pozostaje im ratować chłopca tęgimi rosołkami, co pewnie przynosi lepsze wyniki niżwszystko inne.- Dobrze byłoby się z nią spotkać - powiedziałem.- Myślę, że trzeba ją ostrzec.- Niełatwe to - stwierdził.- Jest za szczelną osłoną pozycji, murów, bram i woali.Jakmamy do niej dotrzeć?- Na otwartym terenie - podsunąłem.- Ale nigdy nie jest tak, żeby jej ktoś nie towarzyszył.- Mam przeczucie.Chcesz się dołączyć?Wyjrzał przez okno.Słońce zeszło poniżej horyzontu, nadal śląc promienie kudalekim chmurom.- Jest zimno, ciemno i zaraz znów będzie śnieżyć.Oznacza to pewnie, że wychodzimyna dwór.- Tak.- Bo jesteśmy durnymi błaznami.- Właśnie.Wkrótce potem tkwiliśmy na dachu, z którego był widok na północną stronę pałacu.W środku światła przygaszono, okiennice przymknięto.Wkrótce słaby blask kominków byłjedynym dowodem życia za murami.Bobo dygotał pod opończą.- Czy kiedykolwiek była chłodniejsza zima? - narzekał.- Wyjaśnij mi, dlaczego tujesteśmy, zanim się spalę z gorąca.- Wiola, którą znam, była kobietą niezwykłych namiętności - wyjaśniłem.- Oddała sięOrsynowi cała, bez wahania.Powiedziano mi, że od jego śmierci codziennie udaje się na jegogrób, ale nie widziałem, by to czyniła.Spodziewam się, że chadza tam nocą i potajemnie.Będziemy ją śledzić i spróbujemy do niej przemówić.-1 jej straż posiecze nas na kawałki.Czemu po prostu nie przekazać jej listu?- List mogą przeczytać niepowołane oczy.- A pogwarkę o północy usłyszeć niepowołane uszy.Czy ujawnisz się jako Feste?- To nie byłoby ujawnienie się, jedynie przedstawienie jako ktoś, kim byłem jakiśczas.- A kto zniknął.Czy wróci? - zapytał.- Zostanie wezwany.Wywołany przez złośliwego ducha.Znów zadygotał.- Powinniśmy zabrać butelkę wina, żeby odpędzić zimno - powiedział.- Zabraliśmy - rzekłem i wyjąłem spod płaszcza rzeczone naczynie.Przekazywaliśmy je sobie z rąk do rąk, niespiesznie rozkoszując się zawartością.- Gdzie mieszkałeś jako Feste?- Tam, przy starym kościele.Popatrzył na rozpoczętą budowę, szkielet rusztowań widoczny za wykończoną fasadą.- Wygląda dostojnie, ale nieco przewiewnie - ocenił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]