[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dziękuję powiedział cicho do Case'a. Mój dług wobec ciebie rośnie. To nie ja ją uratowałem. A kto? Jak się dowiem, dam ci znać odparł Case.Hunter nie słuchał go.Przykląkł obok Elyssy i odsunął kaskadę złotych włosów z jejtwarzy. Wszystko w porządku, Sassy? spytał.Z cichym jękiem Elyssa ukryła twarz na piersi jego brata. Nie jest ranna uspokoił go Case. W takim razie czemu tulisz ją czule jak kociaka?Jasne było, choć tego nie powiedział, że sam wolałby trzymać Elyssę w ramionach.Niestety, wyraznie dała mu do zrozumienia, że jest to pragnienie nieodwzajemnione. Zabiła Culpeppera wyjaśnił Case.Na twarzy Huntera odmalował się szok, który zdumiałby każdego z wyjątkiemCase'a. No i żołądek wywrócił jej się na drugą stronę dodał.Elyssa jęknęła z upokorzenia i zapragnęła wtopić się w szarą flanelową koszulęCase'a, który łagodnie głaskał po włosach. Co się właściwie stało? spytał Hunter.Z zamkniętymi oczami potrząsnęła głową.Upokorzenie było zupełne. Razem z Billem rozwiązaliśmy dziewczynę, kiedy wszyscy spali.Potem śledziłemtego przeklętego ducha. To znaczy szpiega? upewnił się Hunter.Case skinął głową. Przyjechał tuż przed świtem ciągnął. Pokłócili się i on odjechał.Potemzabawialiśmy się w podchody.Doszedłem za nim aż tutaj. Jest teraz na moczarach? Tak. W takim razie to nikt z Ladder S.Wszyscy są na miejscu.Case chrząknął. Kiedy usłyszałem strzały, przekradłem się na skraj moczarów i wyjrzałemostrożnie.Indianka co sił w nogach pędziła w tę stronę.Zcigało ją czterech konnych.Hunter spojrzał na dziewczynę.Wyczuwając zainteresowanie swoją osobą, podniosławzrok.Siniaki na młodej twarzy oraz strach i ostrożna kalkulacja w oczachpowiedziały mu wszystko.Widywał takie kobiety podczas wojny.Wykorzystane wokrutny sposób przez łajdaków, nigdy już nie potrafiły zaufać żadnemu mężczyznie.Podniósł lewą rękę.Wskazującym palcem prawej dotknął środka lewej dłoni.Dziewczyna zrozumiała.Uspokojona zajęła się dzieckiem. I co dalej? spytał. Sassy jechała na tym wielkim nakrapianym ogierze.Pędziła jak szatan.Hunter mruknął coś pod nosem. Kiedy pierwszy Culpepper ją zauważył, nawet nie zwolniła.Puściła cugle, złapałakarabin i zaczęła strzelać.Wyraz twarzy Huntera stał się jeszcze bardziej ponury.Spojrzał na burzę jasnychwłosów skrywającą twarz Elyssy. Do diabła, Sassy syknął. Co ty tu w ogóle robiłaś? Przecież mogli cię zabić!Elyssa nie odpowiedziała. Tymczasem to właśnie ona załatwiła Culpeppera stwierdził rzeczowo Case.Niezła robota, jak by się kto pytał. Nie pytałem warknął wściekle Hunter.Wielkie ręce sięgnęły i wyłuskały Elyssę z ramion Case'a.Odwrócił jej twarz wswoją stronę i zaczął głaskać włosy jeszcze czulej niż Case.Opierała się przez chwilę.Kojąca delikatność Huntera była tak rozkoszna, że jejuległa.Pragnęła jej tak, jak pragnęła najdrobniejszego choćby znaku, że jednak niepomyliła się tak bardzo co do niego.Mężczyzna, któremu chodzi jedynie ozaspokojenie żądzy, nie zawracałby sobie głowy pocieszaniem strapionejdziewczyny. Wtedy Elyssa podjechała do Indianki ciągnął Case. Wzięła od niej dziecko,drugą ręką wciągnęła dziewczynę na konia.Hunter wstrzymał oddech. A tamci? Pędzili za nimi cały czas. Jezu!Ręka Huntera zanurzona we włosach Elyssy zacisnęła się w pięść. Gaylord miał wyraznie chrapkę na jej skalp.Nagle od strony bagien padł strzał,który zwalił go z siodła.Padł trupem na miejscu. Czyżby nasz duch uratował Sassy życie? spytał Hunter z niedowierzaniem.Dziwne i bez sensu.Przecież wcześniej próbował ją zabić.Case wzruszył ramionami. Może tylko chciał ją przestraszyć, żeby zwinęła manatki i zostawiła ranczo. Może. Ton głosu Huntera wyraznie świadczył o jego wątpliwościach.Dobiegły ich głosy zbliżających się mężczyzn.Case natychmiast wstał i zniknąłwśród trzcin.Hunter zmarszczył brwi, myśląc intensywnie, ale nie przestawał głaskaćElyssy.Pomału drżenie ustępowało. Lepiej ci? spytał z troską.Skinęła głową.Ujął ją pod brodę i zmusił, by spojrzała mu w oczy.Natychmiastzesztywniała.Mimo że okazywał jej tyle troski, był na nią naprawdę wściekły. Jeżeli jeszcze kiedyś wytniesz taki numer powiedział zimno obedrę cię ze skóry.Wiesz doskonale, że nie powinnaś włóczyć się po okolicy!Ostatkiem sił próbowała go odepchnąć.Na moment jego ramiona zacisnęły sięmocniej.Potem, niechętnie, puścił ją. To moja sprawa, co robię, nie twoja powiedziała wyzywająco.Oświadczenie zabrzmiałoby z pewnością bardziej przekonywająco, gdyby głos jej niezawiódł. Nie po ostatniej nocy rzekł ostro.Spłonęła szkarłatem i wstała. Ta noc nie daje ci żadnych praw do mnie wycedziła przez zęby. Tak ci się tylko wydaje.Zerwał się na równe nogi, a ona nagle zapragnęła zastrzelić go na miejscu. Pamiętaj, że możesz być w ciąży. Dżentelmen nigdy. Hunter! Przerwał jej głos Morgana. Gdzie jesteś?Hunter gwizdnął w odpowiedzi. %7ładen ze mnie dżentelmen powiedział przepraszająco. Dowiodłem tegoostatniej nocy, kiedy sprawiłem ci ból.Sassy, przepraszam za to.Sassy. Nienawidzę tego imienia. Dlaczego? Pasuje do ciebie. Tak jak kochaś do ciebie.Hunter zacisnął usta.Elyssa podeszła do Lamparta.Próbowała wsiąść na konia, alenogi nie były w stanie dzwignąć ciężaru ciała.Hunter bez trudu podsadził ją i pomógłusiąść wygodnie w siodle.Chwilę pózniej, wezwany krótkim gwizdnięciem, zjawiłsię Bugle Boy, ukryty dotąd w trzcinach.Hunter podszedł do Indianki i zaczął cośpokazywać znakami.Przyglądała mu się uważnie, przez chwilę się wahała, a potemzgodziła się wsiąść na Bugle Boya.Hunter wskoczył na konia za nią, ujął wodze iwyjechał z moczarów.Obejrzał się i zobaczył, że Elyssa ujmuje wodze niepewnymipalcami.Chciał podjechać do niej, wziąć ją w ramiona i przytulić mocno, aby obojenabrali pewności, że ona żyje.Pamiętał jednak wstyd i nieufność wniebieskozielonych oczach Elyssy.Nie wątpił, że rzuciłaby się na niego z pazuramijak dzika kotka, gdyby tylko spróbował jej dotknąć. Cóż, żołnierzu, masz, czego chciałeś powiedział sobie w duchu gorzko. Niepatrzy już na ciebie z uwielbieniem i pożądaniem.Wygląda na to, że przestałamarzyć o osobie Huntera Maxwella.W końcu sam tego chciał.Może nie?Pytanie dzwięczało echem w jego głowie przez całą drogę powrotną na ranczo. Tak jest lepiej powtarzał sobie nieskończenie wiele razy Nie pasujemy do siebie.Ona jest za młoda.Oczami wyobrazni zobaczył Elyssę galopującą na łeb na szyję na ratunek indiańskiejdziewczynie i jej dziecku.Przypomniał sobie, jak niewiele wiek ma wspólnego zodwagą.Podczas wojny widział całkiem młodych chłopców walczących jakprawdziwi mężczyzni w sytuacjach, w których starzy, doświadczeni żołnierze trzęślisię ze strachu. Szkoda, że Belinda nie miała tyle odwagi, ile Sassy w jednym małym paluszku pomyślał z bólem. Może Ted i Em żyliby dzisiaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]