[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spuściłeś wodę z wanny?Aspirant, unikając wzroku inspektora, pokiwał głową.- Woda była brunatna, więc pewnie zakrwawiona?Kiwnięcie.- Nie pobrałeś próbek?To samo.- Denatka nie miała ran, więc prawdopodobnie wylałeś krew mordercy, czyli najważ-niejszy dowód rzeczowy? Pozacierałeś wszystkie odciski palców?- Nie wszystkie.- Aspirant choć raz mógł zaprzeczyć.Inspektor zawył.- A okno? Po jaką cholerę ruszałeś to okno? Mógł przecież wejść przez balkon! Cojeszcze spieprzyłeś?- Ale mam zdjęcia.Wszystko sfotografowałem.Wszyściutko, tak jak było.- Nie wiem, czy uda się tym razem uratować nasze dupy.Ty jeszcze tutaj? Biegaj z tymizdjęciami, już!Inspektor odprawił Dziubińskiego, machając ręką, tak jakby chciał odpędzić muchę, iruszył do lekarza pochylonego nad ciałem Moniki ułożonym na podłodze łazienki.- Jak zginęła?- Prawdopodobnie najpierw dostała czymś w głowę - mamy pęknięcie podstawy cza-szki, a potem woda dostała się do płuc.Ale mogło też być odwrotnie - najpierw utonęła, apotem ktoś jej na wszelki wypadek przyłożył w głowę.- Wyniki sekcji potrzebuję na wczoraj.Inspektor chciał już odejść, ale coś sobie przypomniał i wrócił do lekarza.- O której umarła?- W piątek w nocy.- O której, pytam! - ryknął inspektor.- Nie rzucaj się.- Lekarz wzruszył ramionami.- Powiem ci po sekcji.Ciało mogło byćzanurzone w gorącej wodzie.- Jak tylko coś będziesz wiedział, daj znać.Aspirant Dziubiński wywołał inspektora z przesłuchania Jacka w dobrym momencie, boHuhro właśnie tracił wątek, zastanawiając się intensywnie, jaką strategię dochodzenia obrać.- No? - Inspektor popatrzył na aspiranta z nadzieją.- Panie inspektorze - Dziubiński minę miał dziwnie niepewną - ja mam te zdjęcia, tyl-ko.- Co?- Niech pan lepiej sam zobaczy.Inspektor wziął zdjęcia do ręki.Jak na każdym filmie, wiele klatek było prześwietlo-nych, parę zupełnie nieczytelnych, a tych kilka, które wydawały się w porządku, też wygląda-ło jakoś dziwnie.Widać na nich było wyraznie roześmianą dziewczynę w bikini na słonecznejplaży, na jej sylwetkę zaś nakładały się widoki zupełnie nieadekwatne do miejsca, w którymdziewczyna się znajdowała: meble, wanna, damska torebka, czyli niewątpliwie wszystko, costarał się uwiecznić dla dobra śledztwa aspirant Dziubiński na miejscu zbrodni.- O Jezu.- Inspektor domyślił się od razu, że klisza została dwa razy naświetlona.-Skąd miałeś ten film?- Znalazłem.to znaczy dostałem.w mieszkaniu denatki.- Jezu! - Huhro już nawet nie miał siły wrzeszczeć.- To ja tu czekam, gadam głupoty irobię z siebie durnia, a ty mi przynosisz takie dowody? Synu, potrafisz się modlić?ROZDZIAA 29Wernisaż Józefa odbywał się w Bibliotece , jednak nazwa nie znaczyła wcale, żemożna tu było wypożyczać książki.Modna warszawska restauracja rzeczywiście mieściła sięw nowym gmachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego i żeby nikt nie miał żadnych wąt-pliwości, nazwana została Biblioteką.Nie było to jednak miejsce ulubione przez studentów,którzy omijali je szerokim łukiem, aby przez nieopatrzne wkroczenie w tutejsze progi niespowodować katastrofy w swoich budżetach.Wystrój lokalu nie porywał, za to wyczyny szwajcarskiego kucharza, proponującego ato przepiórki w winie na ostro, a to móżdżek cielęcy w sosie truflowym, skutecznie rekom-pensowały niedostatek wrażeń estetycznych.Zapewne w celu poprawy tych ostatnich właści-ciel restauracji - dawny znajomy Józefa, zdecydował się ozdobić swój lokal jego pracami.Niewątpliwie chodziło też o zdobycie dodatkowych klientów, którzy przyjdą tu przedewszystkim z ciekawości, chcąc zobaczyć obrazy malarza, który zdobył uznanie na Zachodzie,a jednak powrócił na ojczyzny łono.Józef i Małgorzata witali gości zaraz przy wejściu do głównej sali.- Robię to tylko dla ciebie.- Małgorzata pochyliła się nad uchem Józefa, korzystając zchwilowej przerwy w napływie gości.- Gdybym wiedziała, że to takie typy.Chyba nie tyich zapraszałeś?- Cii.to klienci.Jakby w odpowiedzi na jej słowa do sali weszło monstrum płci żeńskiej, ubrane wbłyszczące, powiewne szaty, nieudolnie skrywające obfite kształty właścicielki.Monstrumobwieszone było kilogramami złota w postaci bransolet, kolczyków, naszyjnika i czego tamjeszcze.Zjawisku temu towarzyszył mały, niepozorny mężczyzna w garniturze.Kobieta za-trzymała się tuż przed Małgorzatą, a jej towarzysz dwa kroki dalej, co - biorąc pod uwagęilości wody toaletowej Samsara , które jego małżonka na siebie wylała - było posunięciembardzo roztropnym.Kobieta powiodła wzrokiem po sali, zupełnie ignorując Małgorzatę.- A gdzie nasz uroczy gospodarz? - zapytała w końcu, nie odnajdując widać poszukiwa-nego obiektu.- Tutaj.- Małgorzata wskazała Józefa, mimo wszystko pełna dobrych chęci.- Nie - kobieta nawet na niego nie spojrzała - mam na myśli właściciela lokalu.- To chyba pani pomyliła daty - Małgorzata bez żadnych skrupułów pozwoliła sobie nazłośliwość - bo dzisiaj akurat ten pan jest gospodarzem wieczoru.Kobieta zignorowała jej słowa, bo w głębi sali dostrzegła wreszcie kogoś znajomego.Pomachała ręką i nie zwracając uwagi na gospodarza wieczoru, ruszyła w tamtym kierunku.Jej mąż uśmiechnął się do Józefa przepraszająco, ukłonił grzecznie Małgorzacie i potulniepodreptał za żoną.- Miło mi było państwa poznać - Józef nie zapomniał o kurtuazji.Tymczasem w holu pojawił się nowy gość.Małgorzata dostrzegła go, gdy zdejmowałpłaszcz, i zesztywniała, jakby zobaczyła ducha.- O nie! - powiedziała do Józefa z wyrzutem.- Tego już nie musiałeś mi robić.Zjawisko w szatni nie było duchem, tylko człowiekiem z krwi i kości.Minister Woliń-ski właśnie odbierał od szatniarza numerek, Małgorzacie pozostało więc niewiele czasu, byuniknąć niepożądanego spotkania.- Uciekam.- Cmoknęła Józefa w policzek.- Reszta niech się sama wita.- Nie przejmuj się, spróbuję go szybko spławić, dzięki za wytrwałość.Małgorzata szybko wmieszała się w tłum krążący w okolicy bufetu i odnalazła Karola,pilnującego strategicznego miejsca w pobliżu ogromnego talerza pełnego krewetek w rozmia-rze jumbo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]