[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Która to.?- Po kolei, to trzeba zacząć od Małgi Kuzmińskiej.Jedna z tych dwóch zagranicznych,pamiętasz je.? Natalia Sterner, z domu Gomorek.Czym prędzej sięgnęłam na półeczkę pod stołem, gdzie miałam kartkę ze spisemdziewczyn.Znalazłam ją od razu.- Ze Stuttgartu?- Zgadza się, ta ze Stuttgartu.Ryjek-Wagon ją wypytywał, pośrednio, żadnego z tychjego podejrzanych nie znała, ale wtrynił jej zdjęcia i wyobraz sobie, zanim zdążyła siępohamować, wyrwało jej się, że jednego zna.Z tych zdjęć.Od razu jej się strasznie głupiozrobiło, bo to gach, ale już przepadło, musiała się do niego przyznać.I okazało się, że on sięzupełnie inaczej nazywa, to wcale nie Holender tylko Szwed, czekaj, mam zapisane.Gerhard Thorn.- A u Ryjka-Wagona jak się nazywał?- Czekaj, też mam zapisane.Meier van Veen.Przez dwa e.- Coś podobnego! - zainteresowałam się gwałtownie.- Ta sama gęba o dwóchnazwiskach?- I dwóch narodowościach, zwracam ci uwagę.To jeszcze bardziej podejrzane, nie?- Nawet całkiem podejrzane, tylko czy aby pewne? Może zwyczajne, przypadkowepodobieństwo.- Ale coś ty! - oburzyła się Martusia.- Własnego gacha by nie rozpoznała? Chociażowszem, też to biorą pod uwagę i już ją wystraszyli konfrontacją, z tym że, oczywiście, dogachostwa ona się nie przyznała, już taka głupia nie była, ona ma męża i powiedziała, że towspólny znajomy.Ale ukryć się nie dało i teraz się strasznie martwi, że mu narobiła kołopióra, bo ogólnie ona go nawet lubi, ale męża też lubi, zależy jej na nim i chce go mieć bezżadnych głupich komplikacji.Doskonale pojmowałam te zgryzoty uczuciowe.- A mąż o tym wie?- Mąż gówno wie i ona błaga, żeby go nie włączać.Męża, znaczy.Gotowi są iść naustępstwa i męża zostawić na uboczu.W nerwach cała i pluje strasznie na Małgę Kuzmińską,że ją wrąbała w taki pasztet, a Małga się martwi.Bo rozumiesz chyba, że od nas poszło tam, astamtąd przyszło z powrotem tu, tą samą drogą, telefoniczną.- To akurat rozumiem najlepiej.Piękna sprawa, popatrz, zręczniej nam się udało niżholenderskim glinom!- I to na odległość!Zreflektowałam się nagle.- Czekaj, zaraz, fajnie, wrobiłyśmy Meiera i Natalię, tylko co komu z tego? Toprzecież nie on!- Jak to, nie on? - rozczarowała się Martusia.- Co nie on?- Nie on jest mordercą.Nie ten Meier, jakkolwiek by się nazywał.Ja też widziałamjego zdjęcia, nawpatrywałam się w niego do upojenia i nie ma siły.Przy samochodzie znieboszczką był kto inny, inna gęba.Możliwe, że wykryłyśmy nową aferę, ale tamta, niestety,ciągle zostaje.Zdezorientowana jakby Martusia milczała chwilę.- No zaraz, to Meier co? Jakiś zwyczajny hochsztapler? Tam ich tak na kopy lata?- A u nas to nie? Ale nie martw się, może to po prostu bigamista.W Szwecji ma jednążonę, w Holandii drugą, w Stuttgarcie gaszycę, a w Paryżu może ze dwie.- W ogóle to ona go już dawno nie widziała - przerwała mi Martusia wyliczaniepodbojów owego Meiera.- I najbardziej się wścieka, że teraz to wyskoczyło, kiedy prawiecałkiem przestała z nim sypiać.I nawet jej nie zależy, bo jej się trafił następny, znacznielepszy.Meier się ostatnio pogorszył i zniemrawiał, może dlatego, że utył, nie żeby bardzo, aletrochę, i jakoś zmiękł w sobie, a takich zmiękłych ona wcale nie chce.- To czego się w ogóle o niego martwi?- Bo się z nim przyjazni.On jej doradzał różne rzeczy i tak dalej, a teraz on się obrazi iona straci z nim kontakt.No i tak wystawić faceta na strzał.? Głupio, nie?Przyznałam, że głupio.- Ale po pierwsze bezwiednie, a po drugie może on się wyłga - dodałam pocieszająco.- Może wcale się z tymi żonami nie żenił, tylko tak je sobie podrywał, na doskok.Przynajbliższej okazji dowiem się od Górskiego, co z tego wynikło, bo Ryjek-Wagon zewszystkiego mu się zwierza, a Górski mi to powtarza nielegalnie.Nie przejmuj się na razie.* * *- Jednego świadka już kropnął - oznajmił złym głosem Górski, zatrzymując się wprogu mojej kuchni.- Do odstrzału tylko pani została.Przelotnie zastanowiłam się, dlaczego wszyscy ciągle wchodzą w głąb mojego domuprzez kuchnię, skoro kuchnia jest z boku, a do salonu prowadzi prosta droga.Drzwi zamykaćczy jak.? Nie lubię pozamykanych drzwi, wolę otwartą przestrzeń.Sięgnęłam po butelkę z wodą mineralną i dziadkiem do orzechów odkręciłam kapsel.- To jednak nie byłam taka osamotniona? - powiedziałam równocześnie z jadowitąsłodyczą.- Skąd się wziął ten drugi świadek? I skąd wiadomo, że go zabił? Niech pan idziedalej, tam wygodniej, a woda się zaraz zagotuje.Górski posłusznie poszedł dalej, oczywiście przez kuchnię, nie wracając doprzedpokoju.- Widział go wcześniej.To był, ściśle biorąc, pierwszy świadek.Rijkeveegeen dopadłgo w parę godzin po śmierci i musiał sobie dedukować z przesłanek, z ludzkiego gadania i zmikrośladów.Chłopak, technik mechanik, nadział się na spotkanie sprawcy z ofiarą, samegozabójstwa nie widział, ale odgłosy wskazywały, że akurat zostało popełnione.Otwieranie izamykanie bagażnika umiał wyodrębnić, nie przyszło mu jednakże do głowy, że w tymbagażniku znalazły się zwłoki.Ale faceta widział.Usiadłam na kanapie, dając wodzie te parę minut.- I co?- I nic.Słowa o nim nie zdążył powiedzieć, ale przy spotkaniu rozpoznałby go zpewnością.O babie tylko gadał.- Zaraz.Kiedy on to wszystko mówił, za życia czy po śmierci?- Za życia.Niestety, nie do inspektora, tylko do kumpli.No dobrze, podam paniwszystkie szczegóły.Musiał tam być z nią chyba umówiony albo co, bo przyjechałmercedesem Ewy Thompkins, a w parę minut po nim przyjechała ofiara swoim własnympeugeotem.Przez czas, kiedy zapoznawał mnie z najnowszymi odkryciami, woda zdążyła sięzagotować, przyniosłam zatem herbatę.Dedukcje Ryjka-Wagona wciąż jeszcze budziły wemnie wątpliwości.- Po pierwsze, skoro złoczyńca chłopaka nie widział, to skąd wiedział, że go widział? -powiedziałam surowo.- A po drugie, jak stwierdzili zabójstwo? Bo może ten orzechnaprawdę sam się złamał? Mnie takie niebezpieczeństwo nie dotyczy, od paru lat już podrzewach nie łażę.- Istnieje duże prawdopodobieństwo, że usłyszał plotki w tej ich stacji obsługi, czy coto tam jest.Tak jak policjant, policjant też na plotkach się oparł.Holendrzy w zasadzie nie sąprzesadnie gadatliwi, ale rodowity Holender to tam pracował jeden, właśnie ten zabity.Chociaż też pochodzenia belgijskiego.Pozostali jeszcze lepiej, same narodowości zwiększym temperamentem, przy robocie do siebie pokrzykiwali, dowcipkowali.A resztęwyjawiły mikroślady, na ziemi i na konarze.- Wiem, równie dobrze jak pan, że odciski palców na korze drzewa to jest mit, legendai senne marzenie.- Toteż daktyloskopia w grę nie wchodzi.Ale zgniecenia kory widać, ona na starym izmurszałym drzewie jest krucha.Mimo woli rzuciłam okiem w kierunku ogrodu, ale żadnego zmurszałego drzewa niemiałam.-.jak się dobrze ściśnie, ślad zostaje.I inaczej się chwyta, włażąc, a inaczej, jeśli sięłapie i wali kogoś po łbie.To nie był bardzo bystry chłopak, można go było zaskoczyć, tenkonar mógł zostać odłamany odrobinę wcześniej i leżeć, gotowy do użytku, chłopak szukałorzechów na ziemi, schylił głowę, facet rąbnął.Możliwe, że czaił się i trzymał drąg w ręku.- Jeszcze musiałby wiedzieć, że ten chłopak tam będzie.- Z gadania w warsztatach wynikało, że będzie z pewnością.Zastanowiłam się i zrezygnowałam z oporu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]