[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli będę się go trzymała, nie zabłądzę.Lucas jest mój, pomyślałam.Mój.Nikt nie może mi go odebrać.Do Nowego Jorku dotarliśmy nocą.Widok Manhattanu na tle ciemnego niebapowitaliśmy radosnymi okrzykami.Wyglądał naprawdę imponująco.Dla mnie Nowy Jorkbył miejscem bardziej mitycznym niż rzeczywistym.To właśnie tam rozgrywała się akcjawszystkich filmów i seriali, a nazwy ulic, które mijaliśmy w drodze, miały magicznebrzmienie: Czterdziesta Druga, Broadway.Wtedy zdałam sobie sprawę, że Manhattan jest wyspą i ciarki przeszły mi po plecachna myśl o jeszcze jednej przeprawie przez rzekę.Wjechaliśmy jednak do tunelu, co niebudziło mojego niepokoju.Z jakiegoś powodu przejazd pod rzeką jest czymś zupełnie innymniż przeprawa nad nią.%7łałowałam, że nie mogę zapytać rodziców, dlaczego tak jest.Wyjechaliśmy z tunelu niemal dokładnie na Times Square, który świecił i błyszczałtak, że poczułam się oszołomiona.Pozostali śmiali się ze mnie, ale widziałam, że im takżeudzieliło się podniecenie.Okazało się jednak, że kilkanaście przecznic dalej Broadway wcale nie jest już takielegancki.Jaskrawe światła przygasły i teraz mijaliśmy jeden za drugim bloki wznoszące siępo obu stronach ulicy niczym potężne mury.Zamiast butików z drogimi kosmetykami irodzinnych restauracji pojawiły się fast foody i sklepy ze wszystkim po dolarze.Wreszcie konwój skręcił do zabudowanego parkingu.Ceny za użytkowaniewywieszono na zewnątrz i wydawały mi się niewiarygodnie wysokie.Pracownik dał namznak ręką, żebyśmy wjechali, Nie musieliśmy płacić.Parking był brudny, zaniedbany ipołożony na uboczu, więc przy wysokich opłatach nie zdziwiło nas, że nikt tu nie parkuje.Spojrzałam pytająco na Lucasa.Uśmiechnął się do mnie.- Witamy w nowojorskiej kwaterze.Ludzie wysiadali z samochodów dość powoli - w drodze praktycznie się niezatrzymywaliśmy, żeby rozprostować nogi.Wszyscy stłoczyli się w wielkiej przemysłowejwindzie, która ruszyła w dół.Metalowe ściany windy były brudne i odrapane, a światło nadnaszymi głowami żałośnie migotało i przygasało.Zdenerwowana wzięłam Lucasa za rękę.Zcisnął moje palce.- Teraz już będzie dobrze - powiedział.- Obiecuję.To nie będzie trwało wiecznie,powiedziałam sobie.Tylko do czasu, kiedy będziemy mogli coś zaplanować.Odejdziemy stąd i wszystkobędzie dobrze.Drzwi windy otworzyły się i zobaczyliśmy jaskinię.Widok zapierał dech w piersiach.Wysokie sklepienie oświetlały rzędy lamp w plastikowych obudowach, jakich używa się wfabrykach.Głosy odbijały się echem od ścian ogromnego pomieszczenia.Zmrużyłam oczy,starając się dostrzec wyrazniej sylwetki ludzi w głębi.Wydawało się, że wszyscy znajdują sięw czymś w rodzaju rowu biegnącego przez całą długość groty.Kiedy moje oczy przywykły do ciemności, zrozumiałam, że to wcale nie była jaskinia.Weszliśmy do tunelu metra.Musiał być już od dłuższego czasu opuszczony.Tam, gdzie kiedyś znajdowały siętory, teraz leżała podłoga z desek i betonowych płyt.Zauważyłam też kilka mostkówłączących perony po obu stronach tunelu.Na ścianie widniał napis na popękanychceramicznych płytkach: Sherman Ave.W pierwszej chwili byłam tak zdumiona tym widokiem, że nie zauważyłam, jakdziwnie zachowuje się reszta grupy.Wszyscy stali nieruchomo, nie mówiąc ani słowa.Najwyrazniej nie tylko ja nie byłam pewna, jak zostaniemy przyjęci.Podeszła do nas niewysoka Azjatka, może o kilka lat starsza od Dany.Towarzyszylijej dwaj muskularni faceci, pewnie ochroniarze.Lekko siwiejące włosy miała zaplecione wdługi warkocz; widać było, że wszystkie mięśnie ma napięte.- Kate, Eduardo.Widzę, że się wam udało.- Przynajmniej jakieś powitanie - odezwał się Eduardo.- Pozostali są zbyt zajęci, żebysię przywitać?- Są zbyt zajęci, by wysłuchiwać waszych usprawiedliwień za ten idiotyczny najazd naWieczną Noc - warknęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]