[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siadał chętnie przy nich jasny i wspaniały w otwartejalabastrowej górze, radując się swoim słońcem.A ci, którychstworzył, schodzili się zewsząd do niego, wszyscy; duzi imali, żeby pobłogosławił ich swoją ręką.Kochali go;adorowali go również inaczej; nie byli zazdrośni o niego, ani oszczęście.Do tej ludzkiej krainy pokoju wkradł się ten,któremu zachciało się zdawać egzamin na mistrza.Wziął zesobą oddane mu zastępy i kazał zazdrości rozpętać wokółpiekło.Kiedy później o jutrzence zjawił się Pan, żeby spędzićziemski dzień, wszyscy naskoczyli na niego, żądając, by byłtylko tutaj, przy nich i nigdzie więcej się nie pokazywał, boinni ludzie nie są warci.Pochylił głowę i odszedł zasmucony.Nie błogosławił, nie odzywał się już ani słowem.Za to tendrugi mówił: „Nie wiecie jeszcze, że na Boga można wywrzećnacisk? Co warta jest prośba, jeśli nie ma siły przekonywania!Wykażcie swoją surowość, a będzie musiał zrobić i zrobi to,czego zażądacie.Ja postaram się o prawdziwego Boga dlawas; świat może mieć innych Bogów!” Po tym wysłał zastępyzazdrości, żeby przywlekły to, co przygotowywał.A kiedynadszedł nowy poranek, przybrał postać najwyższego Boga iprzyszedł, żeby zrealizować swój nabożny pozór.Siadł nagórze jasny i wspaniały, uroczo się uśmiechał do ludzi.A gdypowtórzyli swoją prośbę z powagą i z naciskiem, odparł imdobrotliwym, ojcowskim głosem: „Wystawiłem was na próbę,dlatego wczoraj milczałem; dzisiaj jednak powiadam wam:zdaliście egzamin.Potęga nabożności jest większa aniżelimoja.Weźcie mnie jako waszą własność.Od teraz chcęnależeć tylko do was i do nikogo więcej!” Wówczasprzyleciały kamienie ciosowe, kolumny, kamienie, cegły.Skała dała fundament; mur sczepił się mocno i rósł w górę.Diabeł zasiadł w świątyni jak Bóg.Wtedy jednak jego zastępyruszyły się, żeby jak najspieszniej zamurować go tu dla ludu.Budowla sięgała mu coraz wyżej, do brzucha… do piersi… doszyi! A modląc się, legła wtedy modlitwa na kolanach! Głowarównież znikła.Góra była prawie już zamknięta.Wówczas zostatniej szczeliny wzniósł się jeszcze nietoperz i zniknąłgdzieś.I w tym samym momencie zjawił się architekt i stanąłprzed swym dziełem, głośno wyrażając swoje zadowolenie…Co to za budowla? Żaden człowiek nie zdoła tego odgadnąć.Gdzie jest góra? Nie wiem, jednak chciałabym ją znaleźć.Jeślisię nie mylę, jesteś gotów poszukać jej razem ze mną, efendi.— Warto byłoby zadać sobie trud i się tym zająć —odrzekłem.— W każdej baśni i w każdej legendzie tkwiziarno prawdy, z którego wykiełkowała fikcja.W każdymrazie również opowiadanie o „zamurowanym Chodeh”zawiera prawdę, która ujęta w takiej formie, dla każdego jestdostępna.Myślę jednak, że owej boskiej góry z zamurowanymw niej alabastrowym skarbem nie znajdzie się w żadnympunkcie geograficznym i że szukać jej należy wyłącznie wduchowym obszarze.— Ja uważam inaczej.— Jak to? — zapytałem zaskoczony.— Wyobrażasz sobie,że gdzieś naprawdę istnieje ta góra i że mógłbym wejść na niąna własnych nogach?Filuterny uśmiech przemknął po jej pięknej twarzy, a kiedyod — Powiadała, jej głos zabrzmiał niemal tak, jakby płynął znieba:— Efendi, efendi! Chcesz mi wmówić, że kurmangdyjskadziewczyna mogłaby być mądrzejsza od uczonego z Zachodu?Co masz na myśli, mówiąc o „rzeczywistościach”? Czy tylkoto, co widzę, słyszę, czuję, jest rzeczywiste? A to, conazywasz „duchowym obszarem”, miałoby być nie odbieranenaszymi zmysłami? Czy nasze ludzkie zdolności nie różnią sięnieskończenie między sobą? Ktoś potrafi dostrzec, usłyszeć,wywąchać, wyczuć czy posmakować coś, do czego ktoś innynie ma nawet jednego, jedynego nerwu czuciowego.Temuinnemu za to ujawniają się rzeczy dużo głębsze i bardziejukryte, które pierwszy uważa za niepojęte.Ja nie jestem takajak ty, ty zaś nie jesteś taki jak ja.Kiedy jednak sobie zaufamyi będziemy się uzupełniać, połączymy się w jedną osobowość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]