[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co?- Moja Percy, moja droga, słodka dziewczyna.Wybiegła na burzę.Wpokrwawionej koszuli.Miała gorączkę, trzęsły nią dreszcze.Upadła podmoim oknem.Wołała mnie.Patrzyłem na burzę.- Boże.- Rebecco, czuję, że ona odchodzi.Zcigają ją straszne siły i czuję, że jejżarliwa, niewinna dusza odpływa ode mnie.Nie wiem, co mam robić!Obiecałem ją chronić i nie wiem, czy mogę! - Jęknął, łzy popłynęły mu zoczu.- Przeklęte serce! Wyrwij je! Wyrwij mi je, Rebecco, proszę.!Było to zdarzenie niespotykane, ale Alexi Rychman zaczął szlochać.- Och, Alexi! - Rebecca przycisnęła dłoń do ust.Podbiegła i chwyciła gow objęcia.- Obiecałem, że wszystko jej wyjaśnię.Powiedziałem, że będę jej strzegł,a zamiast tego być może ją zabiłem! A jeśli ona umrze, Rebecco, i nigdysię nie dowie? Do diabła z przepowiednią, ja kocham tę dziewczynę!Całkiem utracił ducha walki.Bezsilnie osunął się w ramiona przyjaciółki,zalewając się łzami jak mały chłopiec.A ona płakała razem z nim.Kręciło jej się w głowie od mieszaninywspółczucia, piekącego bólu na wspomnienie miłosnego wyznania isłodko-gorzkiego uczucia, że wreszcie trzyma go w objęciach.- Dobry Boże, Alexi, czego my od ciebie żądamy?Percy leżała pod dużym oknem jak martwa, Królewna Znieżka bezszklanej trumny.Tylko blade niebieskawe cienie odróżniały jej ciało odnieskazitelnie białych prześcieradeł.- Och, Percy! - Marianna podbiegła do przypominającej zwłoki postaci.Uklękła, ujęła dłoń przyjaciółki i zauważyła, że jest niezwykle gorąca, aramię pokrywają małe opatrunki.- Co za okropne szaleństwodoprowadziło cię do tego?Połyskliwy pot pokrywał półprzezroczystą skórę Percy.Oczy drgały podbiałymi powiekami, zagubione w pełnej majaków nieświadomości.Zaciekawiona pielęgniarka, która kręciła się po infirmerii, przystanęła wnogach łóżka i przyjrzała się Mariannie.Niemka zagadnęła ją:- Chciałabym zapytać, od jak dawna ona tu jest?- Od ostatniej nocy.Czy to panienka jest tą jej najlepszą przyjaciółką? Wmalignie wołała jakąś Mariannę?Oczy dziewczyny napełniły się łzami.- Tak, to ja.Wszędzie jej szukałam.Studentki z mojego korytarzapowiedziały, że słyszały, jakoby zwariowała i wybiegła na tę burzę.Ktoją tutaj przyniósł?- Osobiście nie widziałam, panienko, ale mówiono mi, że znalazł jąprofesor Rychman.Och, Boże, panienko, jak ona majaczyła, mamrotała!- Pielęgniarka opowiadała z wyraznym zakłopotaniem.- Jakieśrozpaczliwe błagania, ale wszystko w obcych językach.Nie zrozumiałamani słowa.-Potem, ukłoniwszy się z lekka, pospiesznie odeszła.Marianna sięgnęła do wezgłowia łóżka po małą ścierecz-kę, żeby zetrzećwilgoć z rozpalonego czoła.- Percy, moja kochana, wiesz, jaki mit omawialiśmy wczoraj nazajęciach? Teraz już znam twoją imienniczkę.Uczyliśmysię o biednej Persefonie, porwanej i zawleczonej siłą pod ziemię.Proszę,nie pozwól, żeby kraina cieni zabrała nam ciebie, Percy.Nie zniosłabymtego!Chora niespodziewanie otworzyła oczy.Marianna krzyknęła cicho, kiedyna jej ręce zacisnęły się mocno białe dłonie.Ze słabym, zawstydzonymśmiechem Percy pozwoliła, by głowa opadła jej bezwładnie na bok.Popatrzyła na przyjaciółkę.- Witaj, kochanie.Przepraszam.myślałam, że jesteś demonem, który pomnie przyszedł.- Kto ci to zrobił? - zapytała Marianna.Percy ponuro pokręciła głową i po długiej chwili zdecydowała sięodpowiedzieć poetyckim wersem:- Nikt, ja sama!"7Marianna spojrzała na nią z niedowierzaniem.- Nie, nie, moja Desdemono.Nie przyjmuję Szekspira za odpowiedz.JakiOtello doprowadził cię do tego stanu?- Odkąd mnie odesłał, wszystko się rozpada!- Kto? Kto cię odesłał?- Jestem szalona, droga Marianno! Czy człowiek może przeżywać swojąprywatną apokalipsę, przeznaczoną tylko dla niego? Mój świat dobiegakresu i widzę to wszystko.jak przepo.- Zakrztusiła się.- Nie dobiegasz kresu, Percy - zdenerwowała się Marianna.- Co to jest,to, co widzisz?- Psy.konie i psy, zbliżają się coraz bardziej, kłapią setkami paszcz,bliżej i bliżej, pali mnie gorączka, tutaj pióro, tam wrota, płonący ptak,węże i sfora psów.jeden czy setki.- Co cię wygnało na burzę, Percy? I skąd te opatrunki?- Rany roztrzaskanego serca.Marianna wzdrygnęła się, słysząc, jak przyjaciółce rzęzi w płucach.- Roztrzaskanego przez kogo? Percy zacisnęła usta.7 W.Szekspir Otello, akt V, scena II, tłum.J.Paszkowski.- Sama mam zgadnąć? - Marianna pokręciła głową.- To nie ma znaczenia.- Och, wcale, oczywiście! Zalana krwią, doprowadzona do szaleństwa,biegasz po burzy, szukając śmierci, ale oczywiście to nie ma znaczenia -odparła kąśliwie Niemka.Pochyliła się niżej nad przyjaciółką.- Jeśli tentwój profesor.Percy usiadła, jak dzgnięta nożem, i zasłoniła jej dłonią usta.- Proszę!- Rozumiem.- Marianna zazgrzytała zębami.- Będziesz kryć i bronić dasSchwein do samej śmierci.Percy znowu opadła na poduszki.Wywróciła oczami podpółprzymkniętymi powiekami i wybełkotała:- Płonę.Marianna złapała ściereczkę, zanurzyła w umywalce i położyła narozpalonym czole.Chora odwróciła głowę na bok.- Mdli mnie od swądu przypalonych piór.- Piór?- Coś potwornego z innych czasów - szepnęła Percy, nie mogąc sięskupić.- Coś mnie szuka i nic z tego, co myślimy.- Co to? Percy, zostań.spójrz na mnie.- Piekło nie jest na dole.Jest obok - wymamrotała chora.Powieki jejopadły.- Percy! - Odpowiedzi nie było.Przerażona Marianna złapała nadgarstekprzyjaciółki.Wyczuła galopujące tętno.-Dobry Boże, Persefono Parker,co się z tobą dzieje?Rozdział 27Jranno Linden - uprzejmie powitał ją Alexi i się ukłonił.Luciłle wkroczyła do jego gabinetu w idealnie skrojonej, mieniącej sięsrebrem sukni.- Profesorze Rychman.- W odpowiedzi na ukłon dygnęła.- Przejdziemy się po dziedzińcu? - zaproponował.- Pogoda się zmieniła.Może tylko na chwilę, ale myślę, że trzeba skorzystać z okazji.Rubinowe wargi panny Linden ułożyły się w śliczny uśmiech.- Zwietny pomysł.Ostatnio doświadczamy dość szczególnej pogody, nieuważa pan?- To znak - odparł Alexi.- Ach, oczywiście.Schodząc po frontowych stopniach Gmachu Apollina, obydwoje głębokoodetchnęli powietrzem pełnym wilgoci i zapachu butwiejących liści.Stado ptaków zatoczyło łuk wokół narożnika.Uciekały w wieczniezielone strony, żeby uchronić się przed kolejnym atakiem burzy.Percy otworzyła oczy.Usłyszała odrażające hałasy jakichś nieopisanychistot.Jej umysł właśnie wpatrywał się w zwęglone szczątki niegdyśpięknego mężczyzny.Coś po niej pełzło.Odrzuciwszy przykrycie, wyskoczyła z krzykiem złóżka.Ale jedyną dziwną rzeczą wiercącą się w pościeli było jej własneciało.Pozrywane opatrunki odsłaniały małe, czerwone ślady cięć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]