[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dusze z nich wyszły, a ciał nie mogły rozbudzićani surmy do bitwy, ani brzęk kielichów do uczty.Tymczasem w gwarze żołnierskim coraz bardziej przemagałyokrzyki grozby i wściekłości.Kmicic, który dotąd był jakby nie-przytomny, zerwał się nagle i zakrzyknął:74 Potop t.1- Na koń !.Ruszyło się, co żyło, ku drzwiom.Nie upłynęło i półgodziny,już stu przeszło jezdzców leciało na złamanie karku po szerokiej,śnieżnej drodze, a na ich czele leciał pan Andrzej, jakby go zły duchopętał, bez czapki, z gołą szablą w ręku.W ciszy nocnej rozlegały siędzikie okrzyki:- Bij! morduj!.Księżyc dosięgnął właśnie najwyższej wysokości w swej drodzeniebieskiej, gdy nagle blask jego począł się mieszać i zlewać z różo-wym światłem wychodzącym jakby spod ziemi; stopniowo nieboczerwieniało coraz bardziej, rzekłbyś, od zorzy wstającej, aż wresz-cie krwawa czerwona łuna oblała całą okolicę.Jedno morze ogniaszalało nad olbrzymim zaściankiem Butrymów, a dziki żołnierzKmicicowy, wśród dymu, pożogi i skier buchających słupami dogóry, mordował w pień przerażoną i oślepłą z trwogi ludność.Zerwali się ze snu mieszkańcy pobliskich zaścianków.Większei mniejsze gromady Gościewiczów Dymnych, Stakjanów, Gasztow-tów i Domaszewiczów zbierały się na drogach, przed domami,i poglądając w stronę pożaru podawały sobie z ust do ust trwożliwewieści:  Chyba nieprzyjaciel wtargnął i pali Butrymów.To niezwy-czajny pożar!Huk rusznic dochodzący od czasu do czasu z oddali potwierdzałte przypuszczenia.- Pójdzmy na pomoc! - wołali śmielsi - nie dajmy braciomginąć.A gdy tak mówili starsi, już młodsi, którzy dla omłotów zimo-wych nie poszli do Rosień, siadali na koń.W Krakinowie i w Upiciepoczęto bić w dzwony po kościołach.W Wodoktach ciche pukanie do drzwi zbudziło pannęAleksandrę.- Oleńko! wstawaj! - wołała panna Franciszka Kulwiecówna.- Niech ciotuchna wejdzie! - Co tam się dzieje?- Wołmontowicze się palą!75 Henryk Sienkiewicz- W imię Ojca i Syna, i Ducha Zwiętego!- Strzały aż tu słychać, tam bitwa! Boże, zmiłuj się nad nami!Oleńka krzyknęła strasznie, po czym wyskoczyła z łóżka i po-częła spiesznie szaty narzucać.Ciało jej dygotało jak we febrze.Onajedna domyśliła się od razu, co to za nieprzyjaciel napadł nieszczęs-nych Butrymów.Po chwili wpadły rozbudzone niewiasty z całego domu z pła-czem i szlochaniem.Oleńka rzuciła się na kolana przed obrazem,one poszły za jej przykładem i wszystkie poczęły odmawiać głośnolitanię za konających.Były zaledwie w połowie, gdy gwałtowne kołatanie wstrząsnęłodrzwiami od sieni.Niewiasty zerwały się na równe nogi, okrzyktrwogi wyrwał się im z piersi:- Nie otwierać! nie otwierać!Kołatanie ozwało się z podwójną siłą, rzekłbyś: drzwi wyskoczą z za-wias.Tymczasem między zgromadzone niewiasty wpadł pacholik Kostek.- Panienka ! - wołał - jakiś człek stuka; otwierać czy nie?- Samli jest?- Sam.- Idz, otwórz!Pachołek skoczył, ona zaś chwyciwszy świecę przeszła do izbyjadalnej, za nią panna Franciszka i wszystkie prządki.Zaledwie zdołała postawić świecę na stole, gdy w sieni dał sięsłyszeć szczęk żelaznej zawory, skrzypienie otwieranych drzwii przed oczyma niewiast ukazał się pan Kmicic, straszny, czarny oddymu, krwawy, zadyszany i z obłąkaniem w oczach.- Koń mi pod lasem padł! - krzyknął - ścigają mnie!.Panna Aleksandra utkwiła weń oczy:- Waść spaliłeś Wołmontowicze?- Ja!.Ja!.Chciał coś dalej mówić, gdy wtem od strony drogi i lasu doszedł od-głos okrzyków i tętent koni, który zbliżał się z nadzwyczajną szybkością.76 Potop t.1- Diabli po mą duszę!.dobrze! - krzyknął jakby w gorączceKmicic.Panna Aleksandra w tejże chwili zwróciła się do prządek:- Jeśli będą pytać, powiedzieć, że nie masz tu nikogo, a teraz doczeladnej i ze światłem tu przyjść!.Po czym do Kmicica:- Waść tam! - rzekła ukazując na przyległą izbę.I prawie przemocą wepchnąwszy go przez otwarte drzwi, za-mknęła je natychmiast.Tymczasem zbrojni ludzie zapełnili podwórzec i w mgnieniuoka Butrymi, Gościewicze, Domaszewicze i inni wpadli do domu.Ujrzawszy pannę wstrzymali się w izbie jadalnej - ona zaś stojąc zeświecą w ręku zamykała sobą drogę do dalszych drzwi.- Ludzie ! co się dzieje? czego tu chcecie? - pytała nie mrużącoczu przed groznymi spojrzeniami i złowrogim blaskiem gołychszabel.- Kmicic spalił Wołmontowicze! - krzyknęła chórem szlachta.- Pomordował mężów, niewiasty, dzieci! Kmicic to uczynił!.- My ludzi jego wybili! - rozległ się głos Butryma Józwy - a terazjego głowy chcemy!.- Jego głowy! krwi! Rozsiekać zbójcę!- Gońcie go! - zawołała panna.- Czegóż tu stoicie? gońcie!- Zali nie tu się schronił? My konia pod lasem znalezli.- Nie tu! Dom był zawarty! Szukajcie w stajniach i oborach.- W las uszedł! - zawołał jakiś szlachcic.- Hejże, panowie bracia!- Milczeć! - huknął potężnym głosem Józwa Butrym.Po czymzbliżył się do panny.- Panno! - rzekł.- Nie ukrywaj go!.To człek przeklęty!Oleńka podniosła obie ręce nad głowę.- Przeklinam go wraz z wami!.- Amen! - krzyknęła szlachta.- Do zabudowań i w las! Odnajdziemgo! Hajże na zbója!77 Henryk Sienkiewicz- Hajże! Hajże!Szczęk szabel i stąpanie rozległy się na nowo.Szlachta wypadłaprzed ganek i siadała co prędzej na koń.Część jej szukała jeszczeczas jakiś w zabudowaniach, w stajniach, oborach, w odrynie - po-tem głosy poczęły się oddalać w stronę lasu.Panna Aleksandra nasłuchiwała, dopóki zupełnie nie znikły,po czym zapukała gorączkowo do drzwi komnaty, w której ukryłapana Andrzeja.- Nie ma już nikogo! wychodz waść!Pan Kmicic wytoczył się z izby jak pijany.- Oleńka!.- zaczął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire