[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale zawziąłem się i nie uległem słabości, aż w końcuprzyjechali śmieciarze.Zostały mi tylko odręczne szkice i tekst opublikowany wnieistniejącym już miesięczniku.Powiedziałem sobie, że to tylko na pamiątkę pokumplu, którego kiedyś miałem.I że nigdy więcej! Ale wciąż gryzłem się, że możejednak czegoś nie dopatrzyłem, coś ważnego przeoczyłem.Postanowiłem, więc, żejeszcze tylko raz spotkam się z Zuzanną Bliską, Nie po to, żeby znów coś pisać.Tylkodla spokoju sumienia.Umówiła się ze mną w Zakopanem, w kawiarni Kmicic, mieszczącej się władnej drewnianej willi, po której dziś nie został nawet ślad.Wtedy był to jeden znajmodniejszych lokali w mieście; na ścianach wisiały tatrzańskie pejzaże, a jakiśczłowiek grał na fortepianie stare przeboje.Zuzanna Bliska, wówczas już panidobrze po pięćdziesiątce, nie utraciła jeszcze swego blasku.Skromny kostium opinałwciąż zgrabne ciało, a włosy nadal opadały na ramiona, może tylko były lekkorozjaśnione.Na jej twarzy zachował się ten wyraz rozmarzonej, nieco sennej pogody,który tak zdumiewał u osoby z jej życiorysem.Potrafiłem zrozumieć Andrzejabardzo dobrze.Kiedy zamówiłem tokaj, uśmiechnęła się trochę kpiąco.- To miłe, że ktoś jeszcze pamięta, co lubię - powiedziała, jakby chciała mnie wten sposób ośmielić, dać do zrozumienia, iż ma świadomość, że wiem wszystko oniej i Andrzeju Kurniawie.Ale mnie wciąż trudno było zacząć, wypytywać ją, ciągnąć za język.Jakoś niemogłem jej powiedzieć, że robię to z czysto osobistych pobudek.Mogłaby jeszczepomyśleć, że kieruje mną niezdrowa ciekawość.Skłamałem, więc, że chcę od nowanapisać historię Andrzeja i szukam faktów, które mogłyby ją uzupełnić.Trochę sięprzy tym jąkałem i chyba czerwieniłem.Bliska zrozumiała mnie opacznie.- No cóż - powiedziała.- To, że miałam romans z Andrzejem, jest publicznątajemnicą.Nie chwalę się tym specjalnie, ale też nie ukrywam.Było, jak było.Zresztą,to stara historia.Jeśli zgrzeszyliśmy, to już odbyliśmy naszą pokutę.Niech pan pisze,jeśli to panu do czegoś potrzebne.- Pani Zuzanno - powiedziałem cicho.- Ja chciałem zapytać, kto to był StevenSafran.Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.Podniosła kieliszek do ust, wypiła małyłyk, odstawiła, chwilę patrzyła w bok, na pianistę, grającego akurat Tangonotturno.Potem pochyliła się nagle ku mnie i chwyciła mnie za rękę swoją ciepłą,suchą dłonią.Patrzyła mi prosto w oczy.- Miły młody panie - powiedziała.- Steven Safran to był Steven Safran.Niktinny.Andrzej wciąż szukał dowodów na coś, co było tylko jego pragnieniem.Milczałem.Dalsze pytania były bez sensu.Dała mi to wyraznie dozrozumienia, tonem głosu i spojrzeniem.Musiała jednak zrozumieć, jaki byłemzawiedziony.I jakby chciała trochę mi to osłodzić, sama zaczęła opowiadać, conaprawdę wydarzyło się, kiedy srebrny mustang uderzył w drzewo na szosie, doMurzasihla.Powiedziała, że do wypadku doszło wcale nie dlatego, że jechali zbytszybko.Prawdziwy powód był taki, że Amerykanin zasłabł za kierownicą.Musiałzdawać sobie sprawę, co się dzieje, bo zaczął hamować, ale nie zdołał już opanowaćsamochodu, zanim zemdlał.Andrzej rzeczywiście z początku myślał, że Szafran nieżyje.Dopiero, kiedy przyjechało pogotowie, okazało się, że obrażenia nie byłygrozne, a utratę przytomności spowodował atak serca.Szafran, mimo iż udawałniezniszczalnego komandosa, miał kłopoty z krążeniem już od dłuższego czasu.Idoskonale o tym wiedział.Po tygodniowej kuracji w klinice kardiologicznej w Krakowie odleciał doAmeryki.Zuzanna Bliska podążyła za nim jeszcze przed Bożym Narodzeniem.Zmarł dwa lata pózniej, po następnym ataku.Była z nim do końca.- Widzi pan - powiedziała - Stefan po śmierci żony i córki czuł się bardzosamotny.Okazało się, że nie ma, komu zostawić tego, co z takim trudem zdobył.AWawrzek uratował mu kiedyś życie, umożliwił ucieczkę za granicę.Pomyślał, żemoże teraz spłacić dług.I to cała tajemnica.Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym życzliwości, jakby chciała mi pomóc, alenie mogła.- Czytałam pana opowiadanie - powiedziała.- Niech pan się nie przejmuje.Goni pan cień, więc niech pan nie słucha, kiedy mówią, że go pan nie złapał.Ja teżkiedyś chciałam wiedzieć.Przecież ja ich wszystkich znałam nie tylko z opowiadań.Ja jeszcze dziś widzę ich jak żywych.Wawrzka, Jasia Sokolnickiego, Wiktę, JakubkaZuckerberga, wszystkich.Też chciałam wiedzieć, co się stało.Boże, jak bardzochciałam.Ale już się pogodziłam z tym, że nie dowiem się nigdy.Może są tylkosame kłamstwa?- To nie jest dobre zakończenie - mruknąłem.- A, na to już panu nic nie poradzę - powiedziała i uśmiechnęła się.Patrzyłem na nią i nie mogłem się zdecydować, czy mówiła prawdę, czychciała mnie tylko uspokoić albo uprzejmie zbyć.Jej oczy były nieprzeniknione.Prosiła, żebym jej nie odprowadzał.Patrzyłem chwilę za nią, kiedy odchodziła przezprzysypany śniegiem park.Więcej jej nie zobaczyłem.Był początek grudnia 1981roku, tydzień pózniej został ogłoszony stan wojenny.Teraz tym bardziej nie byłosposobu, żeby nawiązać kontakt w Ameryce z Andrzejem Kurniawą.Na jego tematZuzanna Bilska nie powiedziała mi prawie nic.Tylko tyle, że przyjechał do Stanówdopiero po śmierci Szafrana.Ani słowa więcej.Andrzej podobno nie życzył sobietego.Zabronił jej także, by komukolwiek zdradzała jego adres
[ Pobierz całość w formacie PDF ]