[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na terenie kosmodromu mieszkała jedyniezałoga szkieletowa zamknięta w wielkich hangarach, doglądająca miriadów różnych maszyn iczekająca na wzmożony ruch, który rozpocznie się o świcie.Pomiędzy nieruchomą instalacjąprzechadzali się - coraz bardziej nieliczni - żołnierze w Skórach, ci którzy wylosowalinajgorszą wartę; ponurzy, zakuci w swoje niezwyciężone zbroje, zmęczeni rutynowymprzechadzaniem się po pustym placu, znudzeni ciągłym zaglądaniem do załogi pochylonejnad przyrządami diagnostycznymi, sfrustrowani świadomością, że po zakończeniu warty będąjuż zbyt zmęczeni, by cieszyć się dniem (na tyle, na ile można to robić na terytorium wroga).A jednak nie ważyli się stąd ruszyć, wiedząc, że to jedyne miejsce, które bezwzględnie musipozostać bezpieczne, jeśli mają kiedykolwiek opuścić tę przeklętą planetę.O tej porze kosmodrom stanowił małą enklawę nieszczęśliwych, sfrustrowanych ludzi,wypełniających swoje obowiązki w sposób znacznie poniżej wszelkich standardów.O tejgodzinie przypadał także najniższy poziom aktywności w ludzkim cyklu dobowym -klasyczna godzina nocnych ataków i zbrojnych wypadów.Chwila słabości znana każdemudowódcy wojsk, jeszcze przed upadkiem Troi.A mimo to nikomu nie udało się przekonaćswoich podwładnych do większej czujności.A zatem Josep, uzbrojony w swoje pełne b-wpisów ciało i program Prime, oddał hołdstarożytnej tradycji i wyruszył na zwiad pózną nocną porą.Przejście przez ogrodzenieokazało się banalnie proste.Oczywiście, wstępu na teren portu bronił płot, światła,elektroniczne alarmy, których aktywność z pewnością nie spadała w nocy, a także strażnicy wSkórach.Gdyby chciał, mógłby przemknąć pomiędzy nimi niczym komandos, takbezszelestnie, że nie zauważyłyby go nawet nocne stworzenia.Ale z drugiej strony - po co sięmęczyć, skoro tuż obok jest taka wielka brama?O północy podjechał skuterem do bariery zagradzającej główną drogę do portu izaparkował pojazd pomiędzy ciężarówką pełną biochemikaliów i konwojem samochodównależących do personelu pracującego na popołudniową zmianę.Przesunął kartę przezszczelinę w barierce i zdjął kask, by AS mógł dokonać weryfikacji wizualnej.Każdy bitobrazu pasował do profilu, który Prime poprzedniego dnia załadował do sieci kosmodromu.Po chwili biało-czerwona barierka uniosła się, wpuszczając go do środka.Ostrożnie przejechał wąskimi alejkami łączącymi hangary, magazyny i biuraulokowane w północnej części wielkiej, szklano-metalowej rozgwiazdy służącej jakobudynek terminalu.Thallspring nie miało rozwiniętego programu kosmicznego, jednak portbył używany do realizacji szeregu projektów i przedsięwzięć komercyjnych.Wokół równikakrążyło piętnaście standardowych (sześciusetkilometrowych) stacji niskoorbitalnych.Dwanaście stanowiło zakłady produkcyjne wytwarzające cenne kryształy, włókna iegzotyczne chemikalia używane przez największe konsorcja planety.Pozostałe trzy służyłyjako resorty wypoczynkowe, kierujące swą ofertę do bogatych turystów, skłonnych znieśćniewygody podróży na orbitę, by podziwiać widoki, a także rozkoszować się pływaniem iseksem uprawianym w stanie nieważkości (czasem nawet łącząc jedno z drugim).Niewielkaflotylla pojazdów międzyplanetarnych służyła głównie do obsługi ośrodków badawczychzałożonych przez rząd na kilku planetach.A w górze, sto tysięcy kilometrów nad równikiem,unosiła się asteroida Auley, schwytana osiemdziesiąt lat temu i obudowana modułamiprzetwórczymi.Co miesiąc produkowano tam tysiące ton najczystszej stali, którą następnieformowano w wielkie aerodynamiczne bryły, które opuszczano poprzez atmosferę, byzaopatrzyć przemysł metalurgiczny.Z rud asteroidy pozyskiwano ponadto tysiące innych,bardziej złożonych związków, które mogły powstać wyłącznie w stanie nieważkości, iwysyłano je na dół bardziej konwencjonalnymi metodami.Tego rodzaju działalnośćdoprowadziła do sytuacji, gdzie utrzymanie produkcji wymagało utrzymywaniapięćdziesięciu kosmolotów.Krążowniki galaktyczne stanowiły miejscowy wynalazek, a przynajmniej taktwierdziła Narodowa Korporacja Astronautyki na Thallspring, konsorcjum miejscowych firmaeronautycznych zajmujących się budową kosmolotów.Jednak osoba mająca pełen dostęp doziemskiej puli danych natychmiast dostrzegłaby uderzające podobieństwo do StratostaraBoeing-Honda 303, który odbył pierwszy lot w 2120 roku.Osiem sztuk tych pojazdówdostarczono pózniej na Thallspring.Niezależnie od miejsca pochodzenia kosmolotyzaopatrzone w silniki scramjet okazały się wielkim sukcesem.Były w stanie wynieść naorbitę czterdzieści pięć ton ładunku i zwiezć sześćdziesiąt ton na dół.Zantiu-Braun wykorzystała kilka z nich do przewożenia zdobytych aktywów naoczekujące w górze statki.Biorąc pod uwagę, że większość kosmolotów regularnie kursowałana stacje, aby zaopatrzyć zakłady produkujące najbardziej wartościowe produkty, liczbapojazdów, które można było wycofać z harmonogramu, była bardzo ograniczona.Tak czyinaczej, Thallspirng nie posiadało dość kosmolotów pasażerskich, by przewiezć wszystkiesiły najezdzców z powrotem na statki.Z-B przywiozła zatem czterdzieści dwie sztukiwłasnych Xianti 5005 w celu uzupełnienia lokalnej floty.To właśnie te nowe nabytki najbardziej zainteresowały Josepa.Zjadł lunch w stołówcepracowniczej, siedząc przy jednym z panoramicznych okien wychodzących na płytę.Stałytam jedynie dwa towarowe xianti, obsługiwane przez załogę Z-B i roboty, reszta najwyrazniejbyła w trasie.%7łuł powoli, chcąc mieć więcej czasu na przyjrzenie się okolicy i dostrzec, gdzieustawiane są skrzynki, którędy biegnie najkrótsza droga z kosmolotów do budynku i gdzie sądrzwi.Po lunchu zaczął kręcić się po okolicy, chodząc po terminalu albo jeżdżąc na skuterze.Ludzie, którzy wyglądają, jakby wiedzieli, co robią, rzadko zwracają na siebie uwagęochrony.Przez cały czas porównywał fizyczny układ portu z elektronicznym planem, którePrime wytrałował mu z puli.Zaryzykował nawet wysłanie go do AS Z-B zainstalowanego wcentrum sterowania, nadzorującego operacje naziemne w kosmodromie, w tym ochronę.Rozmieszczenie alarmów i czujników natychmiast zainstalowało mu się na wizji; niczymwidmowy diagram kabli i detektorów ciągnących się poprzez budynki i podziemne przewody.Następnie nadeszły rozkłady, harmonogramy i lista personelu.Josep zaczął je przeglądać,powoli redukując kolejne opcje, aż koniec końców namierzył najlepszy kosmolot, najprostszątrasę do niego, optymalny czas i drogi ewakuacyjne.Popołudnie przeszło w wieczór i gdytarcza słoneczna zniknęła za szczytami gór, w kosmodromie zapłonęły światła.O tej godziniewidział już znacznie mniej startów, za to więcej lądowań, gdy wielkie maszyny wracały dodomu na noc.Do pierwszej w nocy wszelki ruch na płycie zamarł.Josep przemknął się na tyłachrozległego hangaru naprawczego.Pod wysokim, łukowatym stropem stało pięć xianti i trzykrążowniki, i wciąż pozostały jeszcze cztery wolne stanowiska.W środku było ciemniej niżna zewnątrz.Stożki świetlne przymocowane do krokwi płonęły jasno, ale wiązki światła byłybardzo skupione, rzucając białe kręgi na betonową podłogę.Z tyłu za nimi reszta hangarutonęła w cieniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]