[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedyś widziała rysunek w księdze z najstarszymi legendami krasnoludów, niestety, wyblakłyi niewyrazny, a na dodatek niezbyt udany.A teraz elfka mogła zobaczyć tę postać na własneoczy, ze wszystkimi wspaniałymi szczegółami.- To król Endrin Kamienny Młot - burknął Nalthur gniewnie.- Uważaj, jakim tonemwymawiasz jego imię, kobieto.Nie na wszystko pozwalamy mieszkańcom powierzchni.Nie czekając na odpowiedz, odwrócił się do wojowników, którzy właśnie przekraczalibramę.Wszyscy zatrzymali się, gdy tylko Nalthur uniósł ramiona.- Przeżyliśmy jeszcze jedną noc, bracia i siostry! - zawołał.- Jeszcze jedną noc zemstyna pomiocie, który ukradł nasze włości! Jeszcze jedną noc przelewaliśmy krew wroga isłuchaliśmy jego krzyków przerażenia!Krasnoludy jak jeden mąż potrząsnęły bronią i ryknęły na potwierdzenie.- To była sto dwunasta noc od naszej śmierci! - wołał przywódca.- I tej nocy pięciu znas odzyskało spokój.Okrzyki umilkły, zastąpione pełną powagi ciszą, gdy krasnoludy podawały sobie nadgłowami otulone ciała poległych, by wreszcie złożyć je u stóp Nalthura na posadzce.- Spoczywajcie w spokoju, przyjaciele.Wytrwaliście sto dwanaście nocy.Dziśnadeszła pora, byście wrócili do Kamienia, pod opiekę Pierwszego Patrona.W ciszy wielu krasnoludów ruszyło na tyły jaskini, skąd wrócili z pikami.Natychmiastzaczęli nimi uderzać w skałę za statuą.Hałas rósł szybko, podobnie jak dół.Zauważywszy, że przybysze spoglądają na to ze zmieszaniem, Nalthur wyjaśnił:- W tej jaskini jest dość miejsca, by pogrzebać większość z nas.Wykujemy grób izłożymy w nim ciała, żeby mroczny pomiot nie mógł się do nich dobrać.- Rzucił im posępnespojrzenie, jakby ostrzegał, że są sprawy, o których nie chce rozmawiać z obcymi.-Większość z nas powróci do Kamienia.- Większość?Krasnolud skinął ponuro głową.- W końcu zostanie nas tylko garstka.Wtedy przyjdą pomioty.- Jego ciemne oczystały się nieobecne.- Nie wrócimy do Kamienia - dokończył beznamiętnie.Aomot kruszonej skały niósł się po jaskini.Krasnoludzcy wojownicy, którzy nie braliudziału w przygotowaniu mogiły, rozeszli się w milczeniu, zdejmując zbroje, by opatrzyćrany.Jeśli się odzywali, to tylko szeptem.A kiedy Nalthur przechodził obok, sprawdzającwojsko, patrzyli na niego z szacunkiem, a potem zerkali podejrzliwie na idących za nimwysokich ludzi i elfa.Krasnolud zaprowadził gości do kilku ziemnych palenisk wykutych przy ścianiekawerny.Trzech krasnoludów i duża, ładna krasnoludzka kobieta pociło się przy wielkichmetalowych kotłach, w których bulgotała potrawka, roztaczając mięsny aromat.Kobietazmierzyła Nalthura niezadowolonym spojrzeniem i wytarła dłonie w fartuch.- Nadal wśród żywych, jak widzę? - zachichotała.- Nadal - wzruszył ramionami Nalthur.Kucharka przeniosła wzrok na Marica i pozostałych.- Ci nie przypominają mrocznego pomiotu.Skąd ich wziąłeś?- Z Głębokiego Szlaku.Byli sami, wyobrażasz sobie? - Zerknął na ludzi i elfkę.-Jesteście głodni?- Nie - odpowiedział natychmiast Loghain.- Tak - przyznał Maric.Popatrzył na przyjaciela.- Tak naprawdę wszyscy jesteśmygłodni.- Jeszcze niegotowe - burknęła krasnoludzka kobieta.- Ale dla was zrobię wyjątek.Wyjęła miski i napełniła je potrawką.Kiedy nikt się nie ruszył, chrząknęła znacząco naMarica.Książę w końcu sięgnął po naczynie.Pozostali poszli w jego ślady, a na koniecNalthur.Krasnolud poprowadził ich do jednego z pomieszczeń w kawernie.Ludzie musielinisko pochylać głowy, by przejść przez drzwi.To pewnie kwatera krasnoludzkiego przywódcy- uznała Katriel, choć przestrzeń wypełniały schludnie spakowane i poukładane skrzynie,futra i broń, przez co można by komnatę tę wziąć za skład.Stało tu także wąskie, alewygodne łóżko.Nalthur usiadł na nim i zabrał się do posiłku.Goście znalezli sobie miejsca irównież zaczęli jeść.Maric jadł bez obaw, Katriel ostrożnie upiła najpierw wywaru.Krasnolud pochłonąłzawartość miski w kilku kęsach i skończył, zanim reszta doszła do połowy, a potem beknąłgłośno i wytarł brodę wierzchem dłoni.- Nie tak głodni, jak się wam wydawało? - zapytał ludzi.- Całkiem niezłe - zapewnił szybko Maric.- Co to jest?- Głębinowiec - uśmiechnął się krasnolud.- Głębi-co? - Loghain przerwał jedzenie.- Spotkalibyście je przed mrocznym pomiotem, ale sporo już wybiliśmy w tej okolicy.Jesteśmy tu ponad dwa miesiące.Parę tygodni temu skończyły się nam zapasy.Co ja bym dałza porządny stek z bryłkowca.- Zerknął na gości z nadzieją.- Nie macie czasem?Rowan spojrzała w swoją miskę, jakby nagłe zrobiło jej się niedobrze.- Stek z bryłkowca?Krasnolud westchnął z rozczarowaniem.- Czyli nie.Odstawił swoje naczynie i ponownie przyjrzał się każdemu z ludzi i elfce z osobna, ażwreszcie zatrzymał spojrzenie na mieczu Marica.- Zacna broń.Mogę obejrzeć?Loghain wyglądał, jakby chciał zaprotestować, ale książę tylko machnął ręką.Wstał,wyjął zza pasa poplamiony krwią miecz i podał krasnoludowi.- To wyrób twojego ludu, jak mi się zdaje.- Nie wiesz?- Znalezliśmy go przy szkielecie, niedaleko ruin, które minęliśmy.Może to broń kogośz twoich? A nawet jeżeli nie, to powinna wrócić do twoich ludzi, skoro wykonały jąkrasnoludy.- Przeszliście przez thaig Ortan? - Ta wieść zrobiła na Nalthurze wrażenie.- To wielewyjaśnia.Nie podchodzimy do thaigu ze względu na splugawione pająki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]