[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby ocalały, mógłbym przynajmniej je tusprzedać.Wprawdzie były zniszczone i marnej jakości, ale myślę, że wziąłbym za nie conajmniej pięć marek.Nie wspominając już o rynsztunku zwiadowcy, który nosiłemwcześniej, a który sprzedano na przygranicznym targu.Zszedłem do łazni i uprałem ubrania, resztę dobytku rozłożyłem na parapecie okna irozwiesiłem na kołkach wbitych w ścianę.Odłożyłem sobie garść monet, mniej więcej dwaskojce, a pozostałe ułożyłem w równą stertę, zawinąłem w chustkę i schowałem wewnątrzkija szpiega, który wcisnąłem pomiędzy żerdziami łóżka i oplotłem rzemieniami, tak że nieróżnił się specjalnie od innych drągów, na których leżał siennik.Kiedy zakończyłem tę domową krzątaninę, minęło już południe, więc schowałemodłożone pieniądze do sakiewki, którą ukryłem w jednej z kieszeni za pazuchą kurtyzwiadowcy, i poszedłem do miasta.Bez większego celu.Potrzebowałem glinianej taniej lampy i oliwy do niej, jeśli niechciałem obijać się po mojej izdebce po ciemku, poza tym nie miałem po co siedzieć walkierzu.Zapragnąłem poznać okolicę, może kupić kilka warzyw i coś na polewkę,sprawdzić, czy znają tu orzechy na napar, poszukać bakhunu i kłączy mydlnicy.Przysiąśćgdzieś i napić się piwa.Błahe, nieistotne sprawy.Nikt mnie tu już nie ścigał.Nie miałemdalej dokąd dążyć.Nie miałem ważniejszych spraw niż zwykłe czynności pozwalająceprzeżyć dzień.Nie nawykłem do tego i zaczął mnie ogarniać niepokój.Głęboki i bez jasnegopowodu.Przez resztę dnia błąkałem się po mieście, tak jak za młodych lat po ulicachMaranaharu.Leniwie, bez celu, przyglądając się towarom na straganach albo przysiadając wpodcieniach z kubkiem piwa w ręku, żeby obserwować przechodzących ludzi.Tylko że wtedydostawałem pieniądze za nic, za to jedynie, że byłem następcą tronu, a także nigdy nieodstępował mnie mój nauczyciel, przewodnik i przyboczny.Przyjaciel.Brus.Tu, naspokojnych ulicach Lodowego Ogrodu, poczułem, jak bardzo mi go brakuje.Jak bardzo brakuje mi wszystkich innych, którzy odeszli gdzieś w nieznane albo Drogą pod Górę.Przed zmierzchem wróciłem do gospody z lampą, butelką taniego tłuszczu, którytrochę kopcił i zalatywał rybą, a także glinianym garnkiem, kilkoma rzepniakami, płasolą,cebulą i kawałkiem mięsa pochodzącym z nie wiadomo jakiego zwierzęcia.Miałem teższmatkę, a w niej zawiniętą sporą szczyptę soli i trochę przypraw, których zapach mi siępodobał i wydawał znajomy.Usiadłem w halli na dole i uwarzyłem sobie polewkę, a potemsiedziałem i patrzyłem w ogień, pykając fajkę.Nikt nie zwracał na mnie uwagi.Tylko trzech mężczyzn siedzących przy ławie, którzywykładali na stół niewielkie, gładkie deseczki pokryte dziwnymi znakami, jakieś kamiennekrążki i monety, zaprosili mnie do gry.Odmówiłem uprzejmie, tłumacząc, że nie znam tej gryi do tego mam zbyt mało pieniędzy, by trwonić je przy stole.Siedziało tam jeszcze przy innym stole kilka krzykliwie ubranych kobiet, paplającychdo siebie, chichoczących i czeszących sobie nawzajem włosy, a także jeden chudy mąż, którygapił się w płomienie jak ja, tylko po drugiej stronie paleniska, i trącał lekko strunyniewielkiej harfy o dziwnym kształcie, trzymanej na kolanach.Poszedłem wreszcie do swojej izdebki i zamknąłem za sobą własne drzwi na skobel,co nie zdarzyło mi się od bardzo dawna.Pózniej leżałem w ciemności, słuchającdobiegających z ulicy okrzyków, chichotów i śpiewów, tupania na schodach i różnychdzwięków, których nie umiałem rozpoznać.Długo nie mogłem zasnąć, trawiony dziwnymniepokojem.Następnego dnia wstałem jeszcze przed świtem, zjadłem kawałek sera i poszedłem naTarg Solny szukać tych, którzy potrzebowali ludzi do pracy.Okazało się, że trafiłem bezkłopotu.Targ Solny był kolejnym kwadratowym placem wciśniętym pomiędzy domy ipierwszy pierścień murów, patrzącym na niewielką przystań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire