[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Felix przeskoczyÅ‚ potok i zniknÄ…Å‚ miÄ™dzy drzewami, woÅ‚ajÄ…c do nas,żebyÅ›my siÄ™ nie ociÄ…gaÅ‚y.Róża poszÅ‚a w jego Å›lady, pokonujÄ…c potok jednympeÅ‚nym wdziÄ™ku krokiem.Ja natomiast ruszyÅ‚am wzdÅ‚uż brzegu, wybierajÄ…c nawszelki wypadek miejsce, w którym z wody wystawaÅ‚y kamienie.W lesie z pewnoÅ›ciÄ… nie byÅ‚o chrustu na opaÅ‚.GaÅ‚Ä™zie drzew znajdowaÅ‚y siÄ™zbyt wysoko, a te, które spadÅ‚y na ziemiÄ™, porastaÅ‚ mech i pokrywaÅ‚y gnijÄ…ce liÅ›cie.Wkrótce jednak znalezliÅ›my siÄ™ wÅ›ród dÄ™bów.ZrobiÅ‚o siÄ™ jeszcze ciemniej, ale naziemi leżaÅ‚o mnóstwo suchych konarów.Zaczęłam je zbierać. ChÅ‚odno stwierdziÅ‚am, patrzÄ…c na JesiennÄ… Różę, w nadziei narozpoczÄ™cie rozmowy.Nie uzyskaÅ‚am żadnej odpowiedzi, ale nie daÅ‚am zawygranÄ…: WiÄ™c ile masz lat?PochyliÅ‚am siÄ™ i podniosÅ‚am kolejne gaÅ‚Ä…zki.Róża staÅ‚a do mnie tyÅ‚em,kiedy usÅ‚yszaÅ‚am odpowiedz: SzesnaÅ›cie. WyglÄ…dasz na wiÄ™cej skÅ‚amaÅ‚am.OdwróciÅ‚a siÄ™ i spojrzaÅ‚a na mnie uważnie, a potem kiwnęła gÅ‚owÄ…,prawdopodobnie z wdziÄ™cznoÅ›ciÄ….SzÅ‚a dalej w milczeniu z narÄ™czem chrustu. A skÄ…d pochodzisz? Bo sÅ‚yszaÅ‚am, że Å›wiat jest taki sam we wszystkichwymiarach&Kiwnęła gÅ‚owÄ…. WychowaÅ‚am siÄ™ w Londynie, ale jestem z Devon.ZachÄ™cona dÅ‚uższÄ… odpowiedziÄ…, pochwaliÅ‚am siÄ™: Ja też wychowaÅ‚am siÄ™ w Londynie.Tym razem musiaÅ‚am dÅ‚użej czekać na reakcjÄ™, a Róża znów odwróciÅ‚awzrok i zagÅ‚Ä™biÅ‚a siÄ™ w las. Wiem powiedziaÅ‚a po chwili. UrodziÅ‚aÅ› siÄ™ w Chelsea.Przystanęłam zaskoczona. SkÄ…d wiesz?SpojrzaÅ‚a na mnie. Wszyscy to wiedzÄ…. PodtrzymujÄ…c suche gaÅ‚Ä™zie jednÄ… rÄ™kÄ…, siÄ™gnęła drugÄ… po opoÅ„czÄ™ i wyjęłastamtÄ…d jakieÅ› kolorowe czasopismo.PodaÅ‚a mi je.SpojrzaÅ‚am na okÅ‚adkÄ™.Magazyn nazywaÅ‚ siÄ™ Quaintrelle i byÅ‚ zpierwszego tygodnia listopada.WzdÅ‚uż krawÄ™dzi okÅ‚adki widniaÅ‚y tytuÅ‚yartykułów: JAK SPDZISZ AD INFINITUM?; CZOAOWE BYWALCZYNIEPAyDZIERNIKA oraz CO JEST NA TOPIE, CO JEST NOWE, CO BDZIETOPOWE.Pod tym wszystkim znajdowaÅ‚ siÄ™ fotomontaż mÅ‚odych uÅ›miechniÄ™tychMÄ™drców, wampirów i innych, trudnych do nazwania stworzeÅ„, wpatrujÄ…cych siÄ™we mnie, ubranych w sukienki i garnitury.Ale mojÄ… uwagÄ™ zwróciÅ‚ nagłówek na samym dole.Czerwone literyzapowiadaÅ‚y NAJNOWSZE DONIESIENIA O VIOLET LEE, patrz str.5.OtworzyÅ‚am pismo, o maÅ‚o nie wyrywajÄ…c Å›rodka z okÅ‚adki, gdy szukaÅ‚ampiÄ…tej strony.Zaczęłam czytać:Violet Lee uprowadzona i przetrzymywana jako zakÅ‚adniczka od wielumiesiÄ™cy.Jej losy ciekawiÄ… i niepokojÄ… miliony mrocznych istot i ludzi.Czy bÄ™dÄ…miaÅ‚y znaczenie dla drugiego wymiaru i czy ta opowieść skoÅ„czy siÄ™ happy endemz udziaÅ‚em J.K.W.Kaspara Varna?Nie byÅ‚am w stanie czytać dalej, bo poczuÅ‚am, że bardzo siÄ™ rumieniÄ™.PodzajawkÄ… artykuÅ‚u ujrzaÅ‚am swoje zdjÄ™cie na balu Jesiennego Zrównania Dnia zNocÄ….StaÅ‚am w otoczeniu wampirów.PoczuÅ‚am zażenowanie i zamknęłam pismo,oddajÄ…c je Róży. Nie, nie, zatrzymaj ten magazyn.To, co piszÄ…, być może ciÄ™ zaciekawi powiedziaÅ‚a z nieodgadnionym jak zwykle obliczem.PoszÅ‚a dalej, zatrzymujÄ…c siÄ™raz po raz, by podnieść suche gaÅ‚Ä™zie.RuszyÅ‚am za niÄ…, nie wiedzÄ…c, jak powinnamsiÄ™ czuć.JakaÅ› maleÅ„ka część mnie czuÅ‚a siÄ™ mile poÅ‚echtana.ZajmowaÅ‚ siÄ™ mnÄ…kolorowy magazyn w dodatku taki, który sprzedawano we wszystkich wymiarach a moje losy Å›ledziÅ‚o, jak mogÅ‚am przypuszczać, z zaciekawieniem wielkie gronoczytelników.Ale inna, znacznie wiÄ™ksza część mnie, byÅ‚a zdruzgotana i poniżona.Nie musiaÅ‚am czytać artykuÅ‚u, by wiedzieć, o czym mówi.A wszystko to byÅ‚o mojÄ… osobistÄ… sprawÄ….DotyczyÅ‚o tylko mnie i Kaspara.MiaÅ‚am wystarczajÄ…ce przykroÅ›ci, gdy o wszystkim dowiedziaÅ‚ siÄ™ dwór.Westchnęłam.Jeszcze inna, bardziej racjonalna część mnie podpowiadaÅ‚ami, że mogÅ‚am siÄ™ tego spodziewać.Wampiry nie codziennie porywajÄ… ludzi, ajeszcze rzadziej córki ministrów.SzliÅ›my dalej w milczeniu, a ja zastanawiaÅ‚am siÄ™, kiedy zaczniemy wracać.RÄ™ce ciążyÅ‚y mi jak ołów, bardzo bolaÅ‚y mnie nogi.Zcieżka wiodÅ‚a nas ku kÅ‚ujÄ…cejgÄ™stwinie krzaków, a poroÅ›niÄ™ta mchem ziemia znów robiÅ‚a siÄ™ grzÄ…ska.RozejrzaÅ‚am siÄ™ i zadrżaÅ‚am, ale nie z zimna.PrzeżyÅ‚am nagÅ‚e déjà vu, gdy zdaÅ‚amsobie boleÅ›nie sprawÄ™, dokÄ…d przywÄ™drowaliÅ›my.DokÄ…d zmierzamy. PrzedarliÅ›my siÄ™ przez kolczaste zaroÅ›la i oczywiÅ›cie ujrzaÅ‚am przed sobÄ…kamiennÄ…, poroÅ›niÄ™tÄ… bluszczem, zniszczonÄ… budowlÄ™.PÄ™kniÄ™te przez Å›rodekschody wiodÅ‚y ku cokoÅ‚owi i dwóm kamiennym kolumnom strzegÄ…cym wielkiegootwartego wejÅ›cia.Ze Å›rodka wydobywaÅ‚ siÄ™ obrzydliwie mdlÄ…cy zapachrozkÅ‚adajÄ…cych siÄ™ ciaÅ‚ oraz chmury pyÅ‚u, oblepiajÄ…ce ramiona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]