[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Służący, który zaniósł posłuszny kartę wizytową, spostrzegł, iż pani, pomimopanowania nad sobą, zadrżała, bilet w jej ręku zadygotał dziwnie, namyślała się,nie wiedząc, co począć, zawahała, nie chcąc zrazu przyjąć, a potem,namyśliwszy się, wpuścić kazała do salonu.Książę wszedł tu z obojętną pewnością siebie, jakby z góry wiedział, iżwpuszczony być musi, obejrzał się dokoła i usiadł, swobodnie rozpierając się wnajwygodniejszym fotelu.Księżna weszła nierychło, blada bardzo i zmieszana; na widok jej przybyłypowstał powoli, z uśmiechem sardonicznym na ustach, a że nic z początku niemogła powiedzieć, sam ją powitał. Wasza książęca mość, jak widzę, nawet bardzo starego znajomego iprzyjaciela nie poznałaś.Jąkała się jakiś czas gospodyni, nim zdołała odpowiedzieć: W istocie.przepraszam, ale. Ale to nic dziwnego, mówił śmiało Filipesco, i, zamiast czekać, aby mumiejsce wskazała gospodyni, siadł sam, ręką dając znak jej, aby na kanapie sięusadowiła. Nie ma nic dziwnego.Czasu upłynęło wiele od naszego rozstania,a ja mocno zestarzałem, nieprawdaż? O pani tego nie powiem.Owszem, dodał z uśmiechem świetnie, młodo pani wyglądasz.Winszuję.Księżna miała czas zebrać myśli i odzyskać odwagę. Choćbym i poznała was, rzekła myśmy się dziś znać ani powinni, animożemy.Pan to zrozumieć możesz. Doskonale, rzekł Filipesco ani myślę zaprzeczać temu.Nie doszedłemjeszcze do tego szczebla, z którego się jedną rękę wyciąga po jałmużnę, a drugąrewolwerem grozi.Ja nie grożę niczym i nie żądam nic od waszej książęcejmości, ale byłem ciekawy, a po dawnych stosunkach naszych może to być iwytłumaczonym i przebaczonym.Nieprawdaż?Księżna milczała, spuszczone trzymając oczy i nie śmiejąc ich podnieść namówiącego, który się w nią z cyniczną zuchwałością wpatrywał. Bardzo jestem szczęśliwy, ciągnął dalej iż waszą książęcą mośćspotykam teraz i z pięknym tytułem, i, jak widzę, w dostatkach opływającą.Fama głosi tu w Nizzy, że księżna jesteś bogatą, a ja, jak widzisz, zszedłemprawie na łachmany, ale dziś to mi wszystko jedno.Z życia spiłem iwycisnąłem, co tylko było można; smaku tak dalece do dalszycheksperymentów nie mam i nawet męczenie drugich, które czasem wyżytym,jak ja, ludziom czyni przyjemność, mnie nie bawi.Zmiał się, poufale oburącz podparłszy na stole, na którym zrudziały ipognieciony kapelusz położył bez ceremonii. Hę? dodał po małym przestanku. Cóż to za jeden ten książę Nikopulo?Grek i książę?.Kto to taki? %7łyje czy pogrzebiony? %7łyje, cichym głosem odezwała się gospodyni, siedząca widocznie, jak nażarzących węglach. %7łyje? podchwycił Filipesco. Więc cóż? jak zwykle, musieliście jużmieć siebie dosyć po kilku miesiącach i rozstaliście się zgodnie, a waszaksiążęca mość otrzymałaś wyposażenie.To rozumnie i wygodnie.Mąż niezawadza, nazwisko zostaje, a wolność się odzyskuje.Po namyśle, z niecierpliwością, gospodyni odezwała się: Przepraszam, mąż mój.chory. A! a! odparł, śmiejąc się, Filipesco. Jeśli zwariował, to mu się niedziwię.Księżna sobie wybrałaś, widzę, Nizzę? Hm.miejsce pobytuprzyjemne, ani słowa, ale, jeżeli się nie mylę, naraża księżnę na nie bardzoprzyjemne spotkania! Nie licząc mnie, który, choćby nastraszył, zbyt sięnaprzykrzać nie będę, ale księżna tu jesteś en pays de connaissance; wszak ipapa Simon gości zawsze czasu sezonu w Nizzy?.Na zapytanie to nie dała księżna odpowiedzi, a Filipesco nie zdawał sięrachować na nią, bo podchwycił zaraz: Proszę być pewną, że ja dokuczliwym nie będę, ale małej przysługi muszęsię domagać.Księżna z obawą oczy podniosła. Proszę sobie wyobrazić, mówił dalej, że mnie tu do klubu nawetprzyjąć się wahają i zdają się wymagać, aby ktoś zaświadczył, iż Filipesco niejest ani Nikopulo, ani żaden rzezimieszek spod szubienicy urwany!! Ho, ho!otóż księżna mnie znasz, nieprawdaż? i będzie łaskawą tylko gdzieś, tak przyludziach, w rozmowie, głośno poświadczyć, że Filipesco jest nie kim innym, jaksobą samym.Z wolna, jakby nieco uspokojona, gospodyni podniosła oczy spuszczone iośmieliła się spojrzeć na mówiącego, który siedział rozparty na stole i,szydersko uśmiechając się, napawał wrażeniem przykrym, jakie na księżnejczynić musiał. No, cóż? dodał, zawsze szydersko, wszak mogę się spodziewać, że mitej małej przysługi nie odmówicie? Jestem pewny, że widząc mnie tuprzychodzącego w tak załojonym i pomiętym stroju, z tak zaniedbanąpowierzchownością, księżna musiałaś się ulęknąć o kieszeń swoją! No,przyznać muszę, iż domysły o mojej ruinie są trafne; w istocie straciłemwszystko, nawet nadzieję odegrania się.W Monaco ostatkami próbowałemszczęścia, w rozmaity sposób, los mi dał do zrozumienia, że z tego nic niebędzie.Nie wyrzekam się jeszcze rulety, bo to przynajmniej czas zabija, ale.dokończył niewyraznym mruczeniem.W czasie, gdy to mówił, księżna się namyślała niespokojna i widać było zwyrazu jej twarzy, z ruchów mimowolnych, z drgania ust, że się gotowała cośpowiedzieć, do czego jej brakło odwagi. Przy pierwszej więc sposobności, gdy księżna zobaczysz moją odartą postać, wynajdz sobie sposób głośnego wypowiedzenia, że widywałaś mnie wlepszym bycie, noszącego nazwisko Filipesco, z tytułem, który mu jestnależnym.Cichuteńko księżna pośpieszyła powiedzieć: Dobrze, dobrze.Filipesco nie wstawał i nie uważał rozmowy za skończoną, oglądał się poapartamencie i jego urządzeniu.Tymczasem gospodyni cicho zrazu, potem zwymuszoną odwagą zapytała: Nawzajem.proszę.Co się z nią stało? coś z nią zrobił?Filipesco z początku nie zdawał się rozumieć. Z nią? odparł. Ach! tak! wiem, wiem już.Poruszył ramionami. Znudziła mnie w końcu, był to ciężar tylko.Przyszłości jej dać nie mogłem.Lepiej się stało.wzięła ją jedna z moich przyjaciółek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]