[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy znalazła się niespełna dziesięć kroków od tylnej ściany, wreszcie godostrzegła.Siedział wsparty plecami o kamień.Zauwa\yła błysk hełmu i łuskowejzbroi na piersi. Powinniśmy zaczekać, a\ zapadnie noc odezwała się Felisin, podchodzącbli\ej. I dopiero wtedy pójść do namiotu Widmoworękiego.Nadszedł czas.Niemo\e się ju\ dłu\ej ukrywać.Jak masz na imię?Nieznajomy nie odpowiedział.Coś czarnego i dławiącego zatkało usta dziewczyny.Mę\czyzna uniósł ją z ziemi.Ciemność oplotła się wokół niej niczym wą\, unieruchamiając jej ręce i krępującwierzgające nogi.Zawisła na chwilę w bezruchu tu\ nad piaszczystym podło\em.Koniuszek sękatego palca musnął jej policzek.Wybałuszyła oczy, gdy w jej uchurozległ się szept. Najsłodsze dziecko.Niestety, dzielny wojownik Mathoka poczuł przed chwiląpieszczotę Rashan.Teraz jestem tu tylko ja.Tylko pokorny Bidithal, który czekał tuna ciebie.Po to, by wysączyć z twego drogocennego ciała wszelką przyjemność,zostawiając jedynie gorycz i martwe miejsca.Rozumiesz, to konieczne. Głaskał ją,szarpał, szczypał i obmacywał pomarszczonymi dłońmi. Nie czerpię niezdrowejprzyjemności z tego, co muszę zrobić.Dzieci Tornada winny być jałowe, dziewczyno,by stały się zwierciadlanymi odbiciami samej bogini.Och, nie wiedziałaś o tym, tak?Bogini nie potrafi tworzyć.Tylko niszczyć.Z pewnością stąd właśnie bierze się jejfuria.Z jej dziećmi musi być tak samo.To mój obowiązek.Moje zadanie.Niepozostało ci nic poza kapitulacją.Kapitulacja.Minęło wiele czasu, odkąd ostatnio zmuszono ją do kapitulacji, dowyrzeczenia się wszystkiego, co miała w sobie.Odkąd pozwoliła, by ciemnośćpo\arła wszystko, kim była.Przed laty nie zdawała sobie sprawy, jak wiele straciła,poniewa\ nie znała nic, co stworzyłoby kontrast z nędzą, głodem i maltretowaniem.To się jednak zmieniło.Pod opiekuńczymi skrzydłami sha ik zaznała poczuciabezpieczeństwa.I tego poczucia pozbawił ją teraz Bidithal.*Le\ące na pomoście u góry schodów stworzenie, które ongiś, na Genabackis, byłohandlarzem niewolników, uśmiechnęło się na słowa Bidithala.Potem uśmiechnęło sięjeszcze szerzej, słysząc stłumione krzyki dziewczyny.Ulubione dziecko Karsy Orlonga wpadło w ręce zboczonego starucha.Krzywdy,którą wyrządzi on dziewczynie, nie da się ju\ odwrócić.Zboczony staruch był hojny w ofertach darów.Obiecał mu nie tylko przywróceniedłoni i stóp, lecz równie\ zemstę na Teblorze.Kaleka wiedział te\, \e przypomnisobie swe imię.A gdy to się stanie, opuści go dezorientacja, godziny ślepegoprzera\enia ju\ się nie powtórzą i przestaną go te\ bić inni mieszkańcy placu.Będąmusieli przestać, bo stanie się ich panem.Zapłacą za to, co mu uczynili.Wszyscy zapłacą.Gdy tylko przypomni sobie, jakma na imię.Rozległ się płacz.Spazmatyczne łkanie, będące śmiechem rozpaczy.Dziewczyna nie będzie ju\ spoglądać na niego z niesmakiem.Jak mogłaby torobić? Stanie się taka sama jak on.To będzie dla niej dobrą nauczką.Udzieloną wokrutny sposób nawet handlarz niewolników to rozumiał, a przynajmniej potrafiłsobie wyobrazić, i krzywił się na widok rodzących się w jego głowie obrazów.Niemniej jednak dobrą.Pora odejść.Z dołu dobiegł go odgłos zbli\ających się kroków.Poczołgał się zpowrotem w blask słońca.Dzwięk, jaki wywoływał, posuwając się po \wirze,ceramicznych skorupach i piasku, dziwnie przypominał grzechot łańcuchów.Wydawało się, \e handlarz niewolników wlecze je za sobą.*Choć nikt tego nie dostrzegł, wkrótce po południu namiot L orica wypełniładziwna łuna.Trwało to zaledwie chwilę, po czym wszystko wróciło do normy.Teraz, gdy wreszcie nadszedł zmierzch, światło rozbłysło po raz drugi i wkrótcezgasło.Tym razem równie\ nikt tego nie zauwa\ył.Wielki mag wypadł na chwiejnych nogach z prowizorycznej, ulotnej bramy groty.Cały był zbroczony krwią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]