[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopak był dobrze ubrany i czysty, miałprzecież rodziców i może forsiastego ojca na posadzie.Co taki wie o przejściach pomiędzyjednym a drugim niemożliwym do życia światem.Pirat zaklął, nienawidził świata, w którymnie było dla niego miejsca.Zanurzył się w betonową klatkę schodową, idąc ze schylonągłową, coraz wolniej, aż doszedł do okutych blachą drzwi, zza których dobiegało wycieuwięzionej kobiety.Otwierał wszystkie zamki bez pośpiechu - wychodząc musiał mieć pewność, że ona nieucieknie.Wycie z łatwością przedostawało się przez okute blachą drzwi, ale już go nieirytowało.Do najgorszego można się przyzwyczaić, tak sobie mówił, lecz coraz wolniejdobierał klucze.Musiał jednak sięgnąć po ostatni.Siedziała na parapecie okna, mając ramiona przewleczone przez kraty i ręce zaciśnięte naprętach tak mocno, że zbielały jej palce.Zachłannie wpatrywała się w świat na zewnątrz,jakby przez oczy tam się przelewała.I wyła.Wszedł na palcach, naprawdę bezszelestnie, lecz usłyszała - nie uchem, lecz zmysłemnieznanym normalnym ludziom.Chciał od razu usiąść przy komputerze i założyć okulary, bysię przenieść w lepszy świat i uciec od tej kobiety.Stał o krok od zbawczego fotela, lecz byłaszybsza, jak zawsze, lepsza od człowieka o instynkt i prędkość.Umilkła.Wciąż mocnotrzymając się krat, obróciła ku niemu ogoloną głowę i spojrzała zmęczonym wzrokiem.- Oglądałam świat - powiedziała gorączkowo.- Już go rozumiem.- Tak? - zapytał, posuwając się w stronę fotela.- Nie rób tego! Nie usiądziesz, póki nie skończę mówić.Wiedział, że będzie gadać bez końca, podniecając się własnymi słowami do szaleństwa ioślinienia się, a potem zapragnie seksu, a jeśli on, zmaltretowany psychicznie i niechętny,odmówi, rozpęta się piekło.Scena powtarzała się regularnie, ta chora psychicznie kobietabyła jego żoną.Dawno temu, kiedy choroba przyćmiła dopiero połowę mózgu, wymogła nanim przyrzeczenie, że nie odeśle jej do rodziców.Przysiągł wtedy, gdyż jeszcze wierzył wmożliwość wyleczenia nie wiedząc, jakim ciężarem będzie dotrzymanie słowa.Stało siężelaznymi kajdanami, lecz obietnicy, mimo to, nie łamał.- Świat jest chaosem - rzekła ze swadą.- Popatrz na te mrówki w dole, na ulicy.Ich życiezostało pozbawione sensu, wykonują zabawne ruchy, drepczą w tę, a potem w tamtą stronę,zaaferowani, muszą załatwić nadzwyczaj ważne sprawy przed końcem świata, który wkrótcenastąpi.Jakie znaczenie ma zakup wózka dla dziecka, czy dostarczenie szefowi na czasrozliczeń, jeżeli jutro wszystko stanie się nieważne?- Ludzie - rzekł, patrząc na komputer - muszą żyć tak, jakby koniec świata nigdy nie miałnastąpić.Ta uwaga zapaliła mu w mózgu światło.W białym blasku zobaczył koszmar własnejsytuacji i wybuchł w nim wściekły i nagły gniew.- Tak! - wrzasnął.- Znowu masz rację! Widzisz inaczej, niż zdrowi ludzie, schizis wtwojej psychice łamie świat na dziwne kawałki i pokazuje odmienny obraz i sens.Jutrokoniec świata! Prawda! Dlaczego mam sobie odmówić ostatniej przyjemności?! Przecieżjutro koniec świata! Mam słuchać twych bredni, schizofreniczna idiotko?!Zwieszała się z kraty coraz niżej, trzymając się prętów z całych sił, myślał, że skoczy muna głowę jak zwierzę, chory mózg nie podpowiedział jej, co by się wówczas wydarzyło, możenic, przecież już dawno przestał ją bić.Wytrzeszczała coraz bardziej swoje wielkie zieloneoczy, czarny kapelusz z oddartą górną częścią zsunął się na brwi.Kiedyś urzekła go ta zieleń iblask, który potem hipnotyzował i zniewalał, więc ją bił, bo nie mógł znieść jej szaleństwa iwłasnej udręki.Próbował w ten sposób odciosać z siebie cierpienie, potem to zrozumiał.Szara sukienka podarta na szmaty podsunęła się do góry, wychudłe ciało, niby szkielet,wzbudzało w nim niechęć, kiedyś to była łania, zupełnie niedawno, lecz odsuwała talerze,posądzając go o chęć otrucia.Pewnie, chciałby to zrobić, myślał o tym, a jej chory inadwrażliwy mózg miał zdolność odczytywania pragnień, które przecież nie były zamiaremczy planami i nigdy by w czyn się nie oblokły.Pamięć o wielkiej miłości, ech, to była cudnadziewczyna, wstrzymywała czyny złe.Uświadomił sobie teraz, że cały czas miała nad nimprzewagę, a litość zamieniła go w niewolnika.Nie, już dosyć.I cóż by osiągnęła, rzucając mu się na głowę, ale miotało nią, więc musi być szybszy,dosyć, jakże wielką czuje odrazę - do niej i do tego wszystkiego naokoło.Wyciągnął ramię wstronę ekranu, drugą ręką nałożył okulary i słuchawki, w pół sekundy system się uruchomił.I już nie ma ani jej, ani tego pokoju, odjazd! Szybciej! Program się otwiera, a w nimwirtualny, piękny świat, który jest trójwymiarowym obrazem ze światła.Szybko podał parametry ulubionej sytuacji i rzeczywistość tworzyła się fragment zafragmentem.Najpierw pojawił się złoty piasek i Pirat stanął na plaży.Gdy spojrzał przedsiebie, tam zarysował się brzeg oceanu i jego kontury wypełniły się zieloną wodą.Kiedy sięodwrócił i spojrzał na ziemię, wyrosły na niej pionowe laski białych hoteli.Dodał jeszczekilka rzeczy dla dopełnienia dekoracji, a więc kawiarnię na tarasie, ocienioną liśćmi palmy,ciepły klimat, lekki wietrzyk i łagodną porę późnego popołudnia.Od pewnego czasu spotykałsię ze swą kochanką zawsze w takim miejscu, będącym rajem pięknych, bogatych ibeztroskich, gdyż tak właśnie tam się czuł.Rozejrzał się wokoło, na plaży leżał złoty piasek, nietknięty stopą, ocean poruszał sięmiarowo i obojętnie, białe punktowce odbijały blaski.Było pusto.- Synergy! - zawołał.- Chodź do mnie!Musiała minąć sekunda, zanim sylwetka jego wirtualnej kochanki wkomponowała się wobraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]