[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.BórniechÄ™tnie jakby usuwajÄ…c siÄ™ w gÅ‚Ä…b widnokrÄ™gu, zostawiaÅ‚ za sobÄ… szerokie pasy karÅ‚o-watych, kolczastych, biaÅ‚oÅ›ciÄ… piasku przeÅ›wiecajÄ…cych zaroÅ›li i za nimi dopiero powoliwzb3aÅ‚ siÄ™ znowu w wysokÄ…, ciemnÄ… Å›cianÄ™.U stóp zaroÅ›li różowate wrzosy rozciÄ…ga-Å‚y daleko swe suche, smÄ™tne girlandy, a potem już od kraÅ„ca do kraÅ„ca tej pustki niebyÅ‚o nic prócz pomarszczonych, gÅ‚Ä™bokich piasków i maÅ‚ych tumanów, które tu i ów-óie wzb3aÅ‚y siÄ™ na pÅ‚aszczyznie lub na ksztaÅ‚t znikomych dymów wytryskiwaÅ‚y i nikÅ‚ynad okrÄ…gÅ‚ymi, nagimi czoÅ‚ami pagórków.Ani drzewa, ani kwiatu, ani najdrobniejsze-go ziółka.%7Å‚adnego też dzwiÄ™ku oprócz krakania wrony, która ciężko i wysoko wyleciaÅ‚aznad rzeki i w borze przepadÅ‚a; żadnej barwy oprócz biaÅ‚oÅ›ci piasku i szarawej różowoÅ›ciwrzosów, żadnego ruchu oprócz sunÄ…cych po niebie ciężkich, dÅ‚ugich, mÄ™tnÄ… szaroÅ›ciÄ…nabrzmiaÅ‚ych obÅ‚oków; żadnej woni oprócz suchego i krztuszÄ…cego pyÅ‚u, który wydawaÅ‚siÄ™ oddechem tego miejsca.Stopy Justyny pogrążaÅ‚y siÄ™ caÅ‚kiem w miaÅ‚kiej, suchej, gorÄ…cej topieli, a wzrok jej zezóiwieniem przesuwaÅ‚ siÄ™ po tej pustyni, której nie wióiaÅ‚a nigdy, na którÄ… też prawienigdy nie patrzaÅ‚o żadne luókie oko, bo żadna praca, żaden plon i żadna dokÄ…dkolwiekprowaóąca droga nie przywoóiÅ‚a tu luókich kroków i zamiarów.Ale gdy spojrzaÅ‚ana towarzysza swego, wiÄ™ksze jeszcze uczuÅ‚a zóiwienie.Jan zdjÄ…Å‚ czapkÄ™ i zamyÅ›lonymioczami woóiÅ‚ po nagich szczytach pagórków.MiaÅ‚ postawÄ™ czÅ‚owieka, który stanÄ…Å‚ naprogu koÅ›cioÅ‚a i wpatruje siÄ™ w oÅ‚tarz.Można by myÅ›leć, że nigóie tyle, ile w tymmiejscu, nie czuÅ‚ siÄ™ czÅ‚owiekiem i nigóie tyle nie doznawaÅ‚ luókich, wyższych, odcoóiennego życia dalekich uczuć i myÅ›li.²³³ rozlegÅ‚y obszar.Nad Niemnem 138 Dawno tu nie byÅ‚em zaczÄ…Å‚ też takim gÅ‚osem, jakim czÅ‚owiek w progu Å›wiÄ…tyniprzemawia. Może pięć, może sześć lat nie byÅ‚em& Stryj woli na MogiÅ‚Ä™ tamtÄ… drogÄ…choóić, bo raz, jak przez te piaski szedÅ‚, twarzÄ… wprost na ziemiÄ™ upadÅ‚ i z goóinÄ™ odpÅ‚aczu ryczaÅ‚& Czegóż tak pÅ‚akaÅ‚? ze wzruszeniem, z którego przyczyn jeszcze sobie jasnosprawy nie zdawaÅ‚a, spytaÅ‚a Justyna. Bo dÅ‚ugo chorym bÄ™dÄ…c, z chaty prawie nie wychoóiÅ‚ i pierwszy raz wtedy poswoim wskrzeszeniu te miejsce zobaczyÅ‚, przez które kiedyÅ›ciÅ› z wielkÄ… kompaniÄ… jechaÅ‚&ZrozumiaÅ‚a i wiÄ™cej nie zapytaÅ‚a o nic.Jan ciÄ…gle na wzgórza patrzÄ…c, sam mówiÅ‚ dalej: Dla mojej pamiÄ™ci to miejsce jest baróo ważne, bo ja tu, z tego pagórka, ostatniraz ojca swego wióiaÅ‚em&WskazujÄ…cy palec ku jednemu z pagórków wyciÄ…gnÄ…Å‚. Wiói pani, tam, ten trzeci od boru pagórek& Dniem i nocÄ…, latem i zimÄ… pustyon stoi i żadne nawet ziółko uczepić siÄ™ go nie chce.A jednakowoż byÅ‚ kiedyÅ› taki wieczór,że od góry do doÅ‚u zdeptaÅ‚y go luókie i koÅ„skie nogi i Å‚ez niemaÅ‚o na niego spadÅ‚o& Pan to wszystko dobrze pamiÄ™ta? A jakże! Pani i wiary dać nie może, jak pamiÄ™tam.Siedem lat podtenczas skoÅ„-czyÅ‚em, ósmy mi szedÅ‚, to może i nie óiwno, że pamiÄ™tam.Uszli już byli kilkaóiesiÄ…t kroków naprzód; Jan znowu twarzÄ… zwróciÅ‚ siÄ™ ku pagór-kowi i stanÄ…Å‚. StÄ…d Niemna nie widać zaczÄ…Å‚ ale my wtedy z tego pagórka dwie goói-ny albo może i trzy patrzali na rzekÄ™, którÄ… przepÅ‚ywaÅ‚y czółna i Å‚oóie, z jednej stronyi z drugiej luói przywożąc.Od brzegu do brzegu zaÅ› szedÅ‚ i powracaÅ‚ promek na Å‚oóiach,nieduży& Wszyscy przez te piaski przeszli, przejechali, i już ich widać nie byÅ‚o.WieczórzrobiÅ‚ siÄ™ majowy.Jak óiÅ› pamiÄ™tam, że księżyc dobrze już posunÄ…Å‚ siÄ™ do Å›rodka niebai tkwiÅ‚ nad samymi piaskami.Cichość panowaÅ‚a na rzece, na brzegach, tylko w borzesÅ‚owik Å›piewaÅ‚& Wtenczas ojciec pocaÅ‚owaÅ‚ matkÄ™, coÅ›ciÅ› jej poszeptaÅ‚, a potem mniez ziemi na rÄ™kach swoich podniósÅ‚ i caÅ‚ować zaczÄ…Å‚.Wprzódy nigdy mnie tak nie caÅ‚owaÅ‚,bo czÅ‚owiekiem byÅ‚ wiÄ™cej pochmurnym niżeli wesoÅ‚ym i częściej w milczÄ…cym zamyÅ›le-niu pogrążaÅ‚ siÄ™, niż okazywaÅ‚ to, co miaÅ‚ w sobie.CaÅ‚kiem inaczej jak stryj Anzelm, którywesoÅ‚y byÅ‚, gadatliwy i caÅ‚y na wierzchu.Podobno też za tÄ™ pochmurność i za te utapianiesiÄ™ w myÅ›lach tak nadmiar ojca mego polubiÅ‚ pan Andrzej.Ale wtenczas ociec óieckoswe żegnajÄ…cy w zamkniÄ™toÅ›ci swej nie wytrzymaÅ‚, cisnÄ…Å‚ mnie do siebie tak mocno, żeaż bolaÅ‚o i maÅ‚o nie tysiÄ…c razy mnie pocaÅ‚owaÅ‚.W tej samej minucie pan Andrzej żegnaÅ‚siÄ™ ze swojÄ… żonÄ… i ze swoim synkiem; staÅ‚a też tam panna Marta, która w tÄ™ porÄ™ mÅ‚odajeszcze byÅ‚a, i kiedy troszkÄ™ wprzódy stryja żegnaÅ‚a, Å›wiÄ™cony medalik jakiÅ› na szyi mupowiesiÅ‚a; staÅ‚o i wiÄ™cej luói różnych ze dworu i z okolicy, może wszystkich osób zedwaóieÅ›cia.Nikt tam baróo gÅ‚oÅ›no nie mówiÅ‚, ale wszyscy rozmawiali, i zrobiÅ‚ siÄ™ z te-go taki gwar, jak kiedy wiele razem rojów pszczół brzÄ™czy.Do tego dwa konie osiodÅ‚anei pod pagórkiem tym stojÄ…ce z niecierpliwoÅ›ci prychaÅ‚y, kopytami piasek grzebiÄ…c.Kiedymnie ociec caÅ‚ować przestaÅ‚ i z rÄ…k na ziemiÄ™ wypuÅ›ciÅ‚, tego momentu już nie pamiÄ™tam,to tylko pamiÄ™tam, że zobaczyÅ‚em go jeszcze, jak obok pana Andrzeja przez te piaskijechaÅ‚.Widać baróo pÅ‚akaÅ‚em i za Å‚zami wprzódy zobaczyć go nie mogÅ‚em, bo wten-czas dopiero zobaczyÅ‚em, kiedy już znajdowaÅ‚ siÄ™ na poÅ‚owie drogi pomięóy pagórkamia borem.Księżyc tkwiÅ‚ wprost nad piaskami, a w jego Å›wiatÅ‚oÅ›ci ociec i pan Andrzej je-den przy drugim na koniach równej piÄ™knoÅ›ci jechali.Jechali oni ani baróo prÄ™dko, anibaróo powoli, czapki ich karmazynowym kolorem Å›wieciÅ‚y, a konie pod nimi podnosiÅ‚ysiÄ™ równo, równo, jak przy muzyce& Nie obejrzawszy siÄ™ ani razu, piaski na ukos tÄ™dyprzejechali i tam& wiói pani to miejsce, góie jodÅ‚y mieszajÄ… siÄ™ z sosnami, tam, w tymmiejscu z oczu naszych znikli& SÅ‚owik w borze Å›piewaÅ‚&WyciÄ…gniÄ™tym ramieniem wskazywaÅ‚ punkt boru, ku któremu wÅ‚aÅ›nie zbliżali siÄ™powoli.W miarÄ™ zbliżania siÄ™ do lasu piasek twardniaÅ‚ pod ich stopami; szli teraz poszeroko rozpoÅ›cierajÄ…cych siÄ™ różowatych girlandach wrzosów.Milczeli chwilÄ™. I wiÄ™cej nigdy już pan ojca swego nie wióiaÅ‚? Zmierć, Walka Raz już tylko po tym ostatnim rozstaniu o nim usÅ‚yszaÅ‚em.Pewno dobrze poÅ›wiÄ™tym Janie, a może i okoÅ‚o Å›wiÄ™tej Anny, bo zboże już na polu prawie dojrzewaÅ‚oi góieniegóie żąć je zaczynali, stali my w okolicy, nad samym brzegiem, w tym miejscu,Nad Niemnem 139góie, pani wie, na naszym podwórku lipy rzÄ™dem rosnÄ…
[ Pobierz całość w formacie PDF ]