[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Talia postanowiła dowiedzieć sięz jakiego powodu.— Tantris mówi.— zaczął Kris.— Nadchodzą ludzie! — dokończyła za niego podekscytowana Talia.— Kri-sie, to drużyna kopaczy!— Jest wśród nich także Herold.Tantris sądzi, że dotrą do nas po południu.— Czy odnaleźli któryś z naszych znaków?— Tak.Herold, znalazłszy je, polecił swemu Towarzyszowi wysłać myślza-wołanie do Rolana i Tantrisa.Spotkałbym się z nimi jeszcze wczoraj, gdyby nieto, że, głupi, obrałem niewłaściwy kierunek.— A skąd mogłeś wiedzieć, który jest właściwy? Ilu ich jest?— Dziesięciu, nie licząc Herolda.— Czy nie powinniśmy wyjść im na spotkanie i posunąć naprzód prace przywykopie?— Nie — powiedział stanowczo Kris.— Tyle, ile jesteśmy w stanie zrobić,nie pomoże im wiele, a ja wciąż jeszcze czuję w kościach zmęczenie.Spakujemysię, zrobimy porządek i wyjdziemy im na spotkanie, gdzie ścieżka wybiega nadrogę.Izba Stanicy opróżniona z ich rzeczy przedstawiała dziwny dla obojga widok.O tym, że spędzili tutaj miniony miesiąc, świadczyły jedynie puste naczynia pozapasach.Talia nie spodziewała się, że na pakowaniu strawią aż tyle czasu, ale udało im się zamknąć za sobą drzwi dopiero tuż przed południem.Kiedy dotarli do drogi, w oddali było już widać zbliżających się przybyszów.Machali rękami i nawoływali głośno, i wkrótce, sądząc po podnieconych ruchachczłonków drużyny, zostali zauważeni.Kopacze zdwoili wysiłki i nie minęło dużoczasu — choć Talii i Krisowi dłużył się on okropnie — a drogi spotkały się zesobą.— Heroldowie Talia i Kris?Postać w Bieli, która pierwsza przecisnęła się przez przesmyk nie była im zna-178na, choć jej nienaganne odzienie boleśnie uświadomiło im opłakany stan, w jakim się znajdowali.— Tak, Heroldzie — odparł Kris w ich imieniu.— Pani niech będą dzięki! Kiedy Strażnicy dowiedzieli się, iż nie zatrzymali-ście się w Wymeet i nie dotarliście do Jagodowego Zakątka, oraz że wyruszyliście w drogę tuż przed zawieruchą, obawialiśmy się najgorszego.Gdybyście utknęliw śnieżnej burzy, wątpię, czy byście przetrwali noc.To był najgorszy huraganw tej części kraju od rozpoczęcia historycznych zapisków.Och, na imię mam Te-dric.Jak, u licha, wyszliście z tego obronną ręką?— W samą porę ostrzegły nas nasze chirra i zdołaliśmy dotrzeć do Stanicy,lecz mam wątpliwości, czy bylibyśmy was w stanie powitać, gdyby jakiś niezna-jomy nie wyręczył drużyny Zaopatrzeniowej — odparł Kris.— Kimkolwiek był,wydawał się kierować jakimś niesamowitym przeczuciem oceniając, ile i jakichzapasów będziemy potrzebować.— To robota Pogodowej Wiedźmy — rzucił krzepko wyglądający rolnik spo-śród drużyny kopaczy.— Gdy nadeszła jesień, tak długo się nam naprzykrzała,aż zaopatrzyliśmy Stanicę we wszystko, co chciała.Zmusiła nas nawet, byśmyzaglądnęli tu po pierwszych śniegach i przynieśli do spiżarni trochę niezwyczajnych rzeczy: miód, oliwę, solone mięso i ryby.Było ci tego u nas pod dostatkiem, Kernosowi niech będą dzięki.Jej nos nigdy jeszcze nie zawiódł, to i my poszliśmy za nim.Szczęśliwie się złożyło.— Istotnie, Kernosowi niech będą dzięki! Widzę, że zabraliście już swojerzeczy.Chodźcie za mną, a ja ogrzeję was, wysuszę i nakarmię do syta, zanimnoc zapadnie.Stacjonuję w Stanicy Zaopatrzeniowej blisko Jagodowego Zakątka.Znajdzie się tam mnóstwo miejsca dla was, jeśli nie macie nic przeciw wspólnemu łożu.— Nic a nic — zapewnił go Kris czując, że Talia z wysiłkiem radzi sobiez podtrzymaniem kruchych osłon, pod naciskiem piętnastu umysłów.— Spaliśmydo tej pory na podłodze wyściełanej słomą, tuż obok ciepłego kominka.W tejchwili obozowa prycza będzie dla mnie królewskim łożem, nawet jeślibym miałdzielić ją z Tantrisem!— Dobrze.Cudownie! — wykrzyknął Tedric.— Poprowadzę was zatem, cipoczciwcy wiedzą, co robią.Teraz nie jestem im już tak potrzebny, skoro udałonam się was odnaleźć.W drużynie kopaczy rozległ się uprzejmy szmer, lecz najwyraźniej zgadzalisię z nim.— A prawda wygląda tak, Heroldzie — szepnął Krisowi na ucho gospodarzo czerwonych policzkach — że stary Tedric to poczciwina, ale tutaj nie jest jego miejsce.Jest za stary i wielce miękkiego serca.Posada w Stanicy miała mu zapewnić zajęcie w jesieni życia, jeśli rozumiecie, co mam na myśli.Nie z tych on, co usiedzą bezczynnie, choć niedostatek zdrowia nie pozwala mu wyruszyć na179patrol.Naszym zadaniem jest mieć go na oku, by za bardzo nie przeszarżował, by miał co do roboty i czuł się potrzebny, lecz żeby się nie przemęczał.Strażnicy ma-ją wszystko za niego podnosić i przenosić.Tyle że przez tę burzę Strażnicy mają pełne ręce roboty przy przecieraniu dróg, niesieniu pomocy i kiedy dowiedzieli-my się, że zaginęliście oboje, nijak go nie można było powstrzymać.Dwakroć nas wystraszył — zasłabł i zsiniał.To wtedy, kiedyśmy już myśleli, że odgrzebiemyze dwa martwe ciała.Dobrze się stało, żeście okazali się żywi, bośmy już myśleli, że to z trzema nieboszczykami na rękach przyjdzie nam wracać.Słowa nieznajomego przedstawiły Tedrika w zupełnie odmiennym świetle.Kris poczuł nagły przypływ szacunku do z pozoru gadatliwego i niedołężnegoHerolda.Przyjrzawszy mu się uważniej, zobaczył, że Tedric jest dużo starszy niż na pierwszy rzut oka.Mylące wrażenie powstawało być może dlatego, że Herold był łysy jak kolano i miał pulchną, dziecięcą twarz, z rodzaju tych, których wraz z wiekiem nie znaczą zmarszczki.Jego Towarzysz zachowywał się wobecniego pieszczotliwie, jednak stanowczo odmówił puszczenia się drogą galopemna złamanie karku, tak by jego Herold mógł przybyć do swej Stanicy zawczasui przygotować ją na przyjęcie gości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]