[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ajeśli jest ich tylko trzech, to każdy dostał po dwa milionyczterysta tysięcy złotych.- To ogromna kwota.Mając takie pieniądze w kieszeni,trudno powstrzymać się przed ich wydawaniem.%7łeby chodzićdo pracy codziennie, zarabiać w ciągu miesiąca kilka tysięcyzłotych i odmówić sobie kupowania drogich rzeczy, leżących nawystawach sklepowych w zasięgu ręki.%7łeby nie pokusić się okupno samochodu lub mieszkania.- Na razie, tego jestem pewien, dobrze schowali te łupy.Nieprzypuszczam, aby wydali z nich choć jeden grosz.- Będą tak siedzieć na tych pieniądzach tydzień, dwa.Możemiesiąc, może rok.Ale w końcu nie wytrzymają.- Sądzisz, że tak długo będę prowadził dochodzenie?Dziękuję ci bardzo - oburzył się major.- Nie życzę ci tego, ale ileż to mamy spraw, kiedy przestępcastaje przed sądem po kilku lub dopiero po dziesięciu latach?Albo po jeszcze dłuższym okresie? Jestem absolutnieprzekonany, że i tę sprawę rozszyfrujemy.Termin trudnoprzewidzieć.Sam widzisz, że dotychczas nie mamy żadnegopunktu zaczepienia.Nie mamy ani jednego podejrzanego.- Podejrzanych to mam.Nawet sporo.Ni mniej, ni więcej,tylko ponad trzy tysiące pięćset osób.Tylu, ilu pracuje wZakładach Aparatury Precyzyjnej w Nadarzynie.Wśród nichjest przynajmniej jeden przestępca.Wspólnik tamtych naszosie.On nadał całą sprawę i on też odpowiednio przygotowałsamochód.- Trzy tysiące pięćset osób powiadasz? Niezły tłumek.Wolałbym, aby tych twoich podejrzanych było znacznie mniej,ale za to bardziej skonkretyzowanych.- Będą - w głosie Kaczanowskiego brzmiała niezachwianapewność - bardzo szybko z tego tłumu wyeliminuje się grupkędość nieliczną.Wśród nich będzie ten jeden, jedyny.- Wierzę, że sprostasz zadaniu, ale czy łatwo i szybko?-argumenty majora jakoś dzisiaj nie trafiały do przekonaniajego zwierzchnikowi.- Sam mi opowiadałeś, że Kowalski dośćczęsto za zgodą dyrekcji Zakładów reperował w warsztaciesamochody pracowników fabryki.Skoro na to pozwalanoKowalskiemu, to na pewno także i innym.Zwłaszcza tym,którzy mają własne wozy i sami lubią przy nich dłubać.Każdy znich mógł być autorem przeróbki instalacji elektrycznej wfabrycznym fiacie.- Właśnie na nich zwrócę najbaczniejszą uwagę.- Trudno będzie ich wszystkich znalezć.Wątpię, aby wZakładach prowadzono ewidencję osób, którym pozwolonoskorzystać z pomocy fabrycznego warsztatu naprawczego.- Ustalę, kto ma w Nadarzynie samochód i kto z właścicielitych aut pracuje w Zakładach.- Wśród pracowników fabryki są zapewne i mieszkańcyWarszawy, mający własne wozy.Zarejestrowane naturalnie wstolicy.- I to biorę pod uwagę.W ogóle ustalę, kto z pracownikówZakładów ma samochód lub samochód zarejestrowany na jegonajbliższych.A potem będę się dyskretnie wywiadywał, czy taosoba w ostatnich dniach nie naprawiała swoich czterech kółekna terenie fabryki.To dla nas bardzo pomyślny zbiegokoliczności, że samochód Kowalskiego właśnie na tydzieńprzed porwaniem był w przeglądzie technicznym.- Dlaczego?- To nam zawęża okres, w którym przerobiono instalacjęelektryczną.Mechanicy dokonujący przeglądu wozu, czy nawetsam Kowalski podczas takich czynności, od razu zauważyliby,że do przewodu z akumulatora do rozrusznika jest podłączonyjeszcze jakiś inny kabelek.- Wytłumacz to jaśniej - poprosił pułkownik.Wprawdziemiał on nie tylko prawo jazdy, ale także swój samochód, nie byłjednak zbyt biegłym mechanikiem.- To proste.Rozrusznik nie działał pomimo włączeniakontaktu - odpowiedział Kaczanowski - bo kabel prowadzącyprąd z akumulatora zapewne miał wmontowany jeszcze jakiśinny wyłącznik.Przypuszczam, że ukryty pod deskąrozdzielczą.Fałszywy milicjant siadając za kierownicę właśnieprzesunął dzwigienkę tego wyłącznika i dlatego można byłoobracać kluczykiem w stacyjce bez żadnego skutku.Takiegokabelka, nawet specjalnie ukrytego, nie dałoby się nie zauważyćprzy przeglądzie silnika.- To dlaczego Kowalski nie zauważył go pózniej? Przecieżmusiał zaglądać pod maskę.Choćby dla sprawdzenia poziomuoleju.- Skoro samochód wyszedł przed paroma dniami zwarsztatu, Kowalski nie potrzebował otwierać maski wozu.Olejwymieniono w czasie przeglądu, a w ciągu kilku dni tak dużokilometrów nie przejechał.- Ja tam sprawdzam prawie codziennie.- Bo jezdzisz starym gratem.A i to wystarczy, jeżelisprawdzisz co pięćset kilometrów.Ale wracając do naszejsprawy, sądzę, że nie będę miał trudności w ustaleniu, kto wciągu ostatniego tygodnia korzystał z warsztatu samochodo-wego.To przecież nie będą tłumy.Najwyżej z dziesięć osób.- I jesteś pewien, że wśród tej dziesiątki kryje sięprzestępca?- Absolutnie pewien.- Winszuję optymizmu, ale jakoś nie mogę go podzielać.Obawiam się, że ta sprawa kryje niejedną niespodziankę idobrze sobie nadwerężymy zęby, zanim ją rozgryziemy.- Wierzę w swoją szczęśliwą gwiazdę.Dotychczas mnieprawie nigdy nie zawiodła.Dlaczego teraz miałoby być inaczej?- Sądzę - zauważył Niemiroch - że dobrze byłoby podesłaćdo tych Zakładów jednego czy dwóch naszych ludzi.%7łeby sięrozejrzeli w sytuacji, zebrali wszystkie krążące tam plotki.Tomoże się okazać bardzo pożyteczne.I niech rozpoczną dyskretną inwigilację tych twoichprzyszłych podejrzanych.- To byłoby niezłe - zgodził się major - ja takżepomyślałem o czymś podobnym.Postarałem się o informatoraz Zakładów.Taka osoba może być przydatniejsza od naszych wtyczek , bo pracuje tam od dawna, wszyscy ją znają i ona znawszystkich.Taka budzi zaufanie środowiska.- To dobry pomysł.Janusz Kaczanowski spojrzał na zegarek.Jego wskazówkiustawiły się akurat za kwadrans piąta.- Dochodzi piąta.Alezasiedzieliśmy się.A właśnie umówiłem się z tym moiminformatorem.Muszę go pouczyć o jego nowych obowiązkach.Pozwoli więc pułkownik, że się odmelduję.- Założę się, że ten informator to kobieta.- Zgadł pułkownik.- Przystojna.- Niczego sobie.- Ruda?- Tym razem blondynka.- Bój się Boga, Januszku - pułkownik aż załamał ręce -ciebiete baby zgubią.Stale latasz za inną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]