[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwukrotniewyższe od człowieka, osłonięte czymś, co przypominałopierzasty płaszcz, wyglądały majestatycznie i ponadczasowojak sfinks.Ogromne małpy oczywiście były wizerunkami Tota.Jadąc skrajem pustyni, mijaliśmy setki wiosek pobu-dowanych z cegieł wyrabianych z wypalanego na słońcu mułu.Przemykaliśmy wśród gajów palmowych, jakby zielone ogrodybyły morzem atakującym plażę.Minęliśmy kilkanaściepiramid, których wcześniej nie zauważyłem - niektóre sięzapadły, tworząc nikłe pagórki, inne jednak wciąż zachowałypierwotną formę.Wokół nich widać było zatopione w piaskachfragmenty świątyń.Wzdłuż zielonego dna doliny Nilu ciągnęłysię zniszczone już trakty podróżne.W powietrze wznosiły siękolumny, które już niczego nie podtrzymywały.Astiza i japodróżowaliśmy otoczeni jakby własnym małym intymnymświatem, świadomi naszej misji i możliwego pościgu, aleszczęśliwi.Nasz sojusz był ucieczką przed brzemieniem iniepokojami.Oboje staliśmy się jednością, dwuznacz-441ność zastąpiło poświęcenie i oddanie, podążający bez celuwędrowcy znalezli sens wędrówki.Jak sugerował mi Enoch,znalazłem coś godnego wiary.Nie były to imperia, medaliony,magia ani elektryczność, ale partnerstwo z jadącą obok mniekobietą.Mogło to być początkiem wszystkiego.Trójca będących naszym celem piramid wyrosła na kra-wędzi pustyni jak wyspy z morza.Jechaliśmy ostro, żebyzdążyć na 21 pazdziernika - odgadywałem, że ta data ma jakieśmistyczne znaczenie.Ochłodziło się, niebo zawisło nad namijak idealna kopuła, a słońce w niezawodnym boskim rydwaniecodziennie tę kopułę przemierzało.Przez listowieporastających brzegi rzeki drzew widoczne były wezbranewody Nilu.Gdy popołudniowe cienie zaczęły się wydłużać,piramidy nadęły się jak jeden z balonów Conte'go, wielkie,grozne i wyzywające.Wznosiły się nad ziemią, a ich korzeniewyrastały ze świata podziemnego.Ta wizja podsunęła mi pewną myśl.- Pozwól, że zobaczę medalion - poprosiłem Astizę.Wyjęła go i błysnął w słońcu złotem.Spojrzałem naskrzyżowane ramiona liter V - jedna była skierowanawierzchołkiem ku górze, a druga w dół.- To wygląda jak dwie piramidy, prawda? Połączonepodstawami, ale ich wierzchołki wskazują przeciwne kierunki.- No, można by to uznać za odbicie jednej w zwierciadlewody.- Tak jakby pod powierzchnią było tyle samo masy, ile nadnią, jak korzenie drzewa.- Myślisz, że coś jest pod piramidą?- Było pod świątynią Izydy, prawda? A jeżeli medalion niewskazuje niczego na zewnątrz, ale wewnątrz? Kiedy badaliśmywnętrze z Bonapartem, szyby opadały i wznosiły się jakściany.Kąty były różne, ale słyszało się echo.442A może to nie jest symbol piramidy, ale plan jej wewnętrznychszybów?- Masz na myśli wznoszące się i opadające korytarze?-Tak.W ładowni statku, którym przypłynąłem doEgiptu, była tablica.- Przypomniałem sobie nagle srebr-no-czarną Tablicę Izydy kardynała Bembo, którą pokazywał miMonge na L Oriencie.- Były na niej poziomy i figurki, jakbyprzedstawiała mapkę lub diagram jakiegoś podziemnegomiejsca mającego różne poziomy.- Są opowieści, że starożytni mieli księgi, które instruowały zmarłych, jak mają pokonywać niebezpieczeństwai potwory świata podziemnego - stwierdziła Astiza.- Totważył ich serca, a potem ich księga miała ich przeprowadzić pomiędzy kobrami i krokodylami.Jeżeli księga byładobrze napisana, przechodzili na drugą stronę do raju.Być może jest w tym jakaś prawda.Może ciała zamykanew piramidzie tak naprawdę podejmowały fizyczną wędrówkę przez jakieś podziemne korytarze?-To mogłoby tłumaczyć nieobecność mumii - przyznałem.-Ale gdy badaliśmy piramidę, stwierdziliśmy, że jej opadającyw dół korytarz kończy się ślepo.Nie ma podziemnego V.- To prawda, jeżeli chodzi o korytarze, które znamy -odezwała się Astiza w nagłym przypływie podniecenia.-Ale poktórej stronie piramidy jest wejście?- Od północy.- A jaką konstelację pokazuje medalion?- Alfa Draconis, gwiazdę biegunową z czasu budowypiramid.I co z tego?- Podnieś medalion tak, jakby ta konstelacja była na niebie.Uniosłem okrągły dysk ku północnej stronie nieba, aświatło, prześwitując przez maleńkie otworki, ukazało zarysDraco, smoka.Kiedy to uczyniłem, ramiona medalionuustawiły się prostopadle do kierunku północ-południe.443- Gdyby medalion był mapą, z jakich stron piramidybyłyby te dolne szyby?- Od wschodniej i zachodniej!-Więc być może są jeszcze nieodkryte wejścia powschodniej lub zachodniej stronie piramidy - stwierdziłaAstiza.-Ale dlaczego ich nie odkryto? Ludzie wielokrotniewspinali się po zboczach piramidy!Astiza zmarszczyła brwi.- Nie wiem.-1 jaki to ma związek z Wodnikiem, przyborem Nilu i tąporą roku?- O, tego też nie wiem.I wtedy zobaczyliśmy biel na pustyni, niby spłachetekśniegu.Widok był bardzo interesujący.Francuscy oficerowie,adiutanci, uczeni i słudzy rozsiedli się na pustyni jak na piknik- konie i osły uwiązano do wbitych w piasek pali z tyłu.Całagrupa usadowiła się twarzami do piramid.Rozstawiono polowestoły, które poprzykrywano białymi obrusami.Nad nimiporozpinano żagle feluk jako osłony przed słońcem,wykorzystując włócznie pojmanych ma-meluków jako masztynamiotów, a kawaleryjskie szable jako kołki mocujące.Nastołach pyszniły się francuskie kryształy obok złotychpucharów egipskich, europejskiego srebra i chińskiejporcelany.Na tym wszystkim piętrzyły się stosy owoców,chleba, sera i mięsa.Poustawiano też gotowe do zapaleniaświece.Na składanych stołkach rozsiedli się Bonaparte i kilkuz jego generałów i naukowców, rozmawiających beztrosko ispokojnie.Wśród nich spostrzegłem mojego przyjaciela,matematyka Monge'a.Ponieważ mieliśmy na sobie arabskie burnusy, podszedł donas jeden z adiutantów zamierzający nas przepędzić jakojeszcze jednych natrętnych Beduinów.Potem444dostrzegł moją cerę i urodę Astizy, widoczne i spod jej mi-zernej szaty, choć usiłowała je okryć kapturem.Wytrzeszczyłna nią oczy i gapił się oczywiście znacznie dłużej niż na mnie,tak że zdążyłem go zagadnąć po francusku.-Jestem Ethan Gage, amerykański uczony.Przyszedłem,żeby powiadomić generała, że prawie ukończyłem badania ijestem u celu.- Jakie badania?- Sekretów piramidy.Poszedł i szepnął coś do ucha Bonapartemu, który wstał,łypiąc na mnie tygrysim wzrokiem.- To Gage - mruknął do innych.- Niech mnie diabli!A to jego kobieta.Wezwał nas do siebie skinieniem dłoni.%7łołnierze obrzuciliAstizę pożądliwymi spojrzeniami, ona jednak kroczyłapomiędzy nimi tak skromnie, jak na to pozwalała jej szata, idumnie patrzyła w pustkę ponad ich głowami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]