[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Trudna to z nim sprawa dodała Greta. Słyszałam, że ów dumny panek właski urósł u księcia, szczególniej teraz, gdy mu pono z Małym Nałęczem pomógłdo odebrania Poznania. Z panem on może być jako chce rzekł Marcik a ze mną inna sprawa.Ponoi u was on w łaskach? U mnie? śmiejąc się podchwyciła Greta. Nie trafiliście, bo go nie cierpię!Suła uszom nie wierzył. A tak mówiła dalej gdybym mężczyzną była, nie wiem, czyby żyw został. Ho! ho! Tak was pokrzywdził?! zawołał Marcik. Nie! Nie dałabym się ani jemu, ale zuchwałym był i uchodzić od niegomusiałam, a tego mu darować nie mogę.Kto mi się pomścić pomoże, wdzięcznąbędę.Spojrzała na Marcika, który zrozumiał, że do niego piła, ale z odpowiedzią niespieszył. Juści odezwał się poczekawszy. Wasza wdzięczność smakowałabyniemało, choćby i mnie, ale ja już próbował, że przyjazń wasza na pstrym koniujezdzi.Piękna wdowa zarumieniła się i ramiona jej drgnęły. Czy wy, czy kto inny zemstę mi nad nim sprawi, a upokorzy go, zawsze sobiekogoś znajdę.Wyście też nie ten, co dawniej.Tym go w serce ubodła.Milczącydotąd wylał się Suła z żalami. Tak ci było mówił miłowałem was jak szalony, życie bym był dał, ale pocóż ono wam, gdy ja u was tyle znaczę, co wióry na śmietnisku. Nie, ale tyle, co i drudzy.Zamilkli trochę, Marcik wzdychał ciężko i popijał mało, bo mu kanonik napojuzabronił.Po chwili Greta poczęła sobie żartować z niego dopytując, jak mu się dziewczętana Pomorzu podobały, czy Wielkopolanki wolał, czy szląskie i czy żenić się niemyślał, aby było komu w Wieruszycach gospodarzyć. Dajcie wy mi pokój ofuknął Marcik żenić się ja nie myślę, chyba gdy jużna koń nie będę mógł siąść, wezmę babę, aby ojcu i matce pomagała.Greta śmiała się z tego ożenku na starość, a Marcik też jej oddawał tym, że i onachyba do siwego włosa czekać będzie ze ślubem.Pożartowawszy trochę, gdyzaczęło zmierzchać, Marcik wstał, pożegnał ją i do Hinczy powrócił.Ten,zobaczywszy go bez czapki od Grety wracającego, witając śmiał się i szydził, żeznowu popadł w niewolę, na co Marcik ramionami trząsł.Przy pilnym staraniu księdza Racława rana prędko się bardzo goić zaczęła i Marciknie miał już co robić w Krakowie, ale do Grety chodzić począwszy, gdy nałógsobie z tego zrobił, ruszać mu się w pole nie chciało.Wstyd dopiero poczuł, gdymu doktor powiedział, że rany nie ma co dłużej pielęgnować, a byle chustę miękkąpodkładać, już i zbroję wdziać na nią można.Ruszyło sumienie, że powinien był doWieruszyc pojechać, do starych rodziców, a swoje też dziedzictwo na pustkowiu pokilku leciech zobaczyć, co się z niego stało.Wiele się tam znalezć nie spodziewał,byle swoich starych zobaczył i pozdrowił.Wiózł też dla nich i do domu trochę łupuna wyprawach zdobytego.I tak dnia jednego, jakby się uląkł, ażeby do Krakowa nie przyrósł, kazał naglekonie sposobić, Hinczę żegnał, do Bochni mu spieszyło6.Przez bramę otwartą wdziedzińcu konie już posiodłane widać było i Greta zobaczyć je musiała, adomyśliła się, że jej miał zbiec, więc oknem do Hinczy zawołała, żeby Marcika jejna pożegnanie przysłał.W innych sprawach twardy chłop, Suła dla tej niewiasty był jak z wosku.Czyniła znim, co się jej zamarzyło.Nie opierając się, poszedł posłuszny. Cóż to? spytała od progu. Ja nic o wyjezdzie nie wiem, a wy uciekacie? Dokąd? Do Wieruszyc jadę rzekł Suła. Od czasu, jak mi je dano, nie widziałemich.Zakręciła główką. A potem? Pewnie książę mnie zawoła, bom służby się nie wyrzekł. Z mojej to się uwolnić chcecie rzekła szydersko. Przeciem dostał odprawę westchnął Marcik. Tyle tylko uczynić mogę, abywam usłużyć, iż panka z Szamotuł dumę i rogi przytrę.Greta głowy ruchem podziękowała. Do strzemienia odezwała się kazałam wam zagrzać wina.Napijcie się.Sama z policy pozłacany kubek zdjąwszy, otarła go, nalała i podała z uśmieszkiem. Gdy wino wypijecie dodała becherek7 do kieszeni wezcie, aby wam wpodróży i w domu przypominał Gretę&Marcik chciał ją wpół chwycić, aby podziękować, ale mu się wyrwała zręcznie.Piłwięc, pocałował kubek i za pazuchę go włożył.Już szedł do progu, patrząc na nią,gdy wdowa, obejrzawszy się, pochyliła ku niemu i szepnęła z cicha: Długo w tych Wieruszycach nie bawcie.Ja wam i panu waszemu dobrze życzę,stryj Paweł też.Więcej powiedzieć nie mogę, tylko że tu w Krakowie będzie comoże do czynienia.Suła niespokojny chciał pytać, gdy dodała: Nas w mieście różnych ludzi dużo jest, nie wszyscy myślą jednako.Książę waszma i druhów, i wrogów.Dziś mówić więcej nie pora.Jedzcie, a wracajcie.StryjPaweł wam dobrze życzy, rozmówcie się z nim.Więcej z niej dobyć nie mogąc, Marcik niespokojny trochę odjechać musiał.Gdymimo Grety domu przejeżdżał, wdowa wychyliła się z okna i chustką białą, choćludzie w ulicy stojący patrzali, żegnała go długo.Sule znowu i głowa się zawróciła, i serce zakołatało. Moją musi być! powtórzył po staremu.IIZ tego, co ojciec przez ludzi doń nakazywał, Marcik domyślać się nie mógł wcale,jak sobie radę dawał na nowym gospodarstwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]