[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A pani: Masz rację.Oni są tacy.prowincjonalni.Przyprawiają mnie o mdłości.Jeśli samao siebie nie zadbasz, to umrzesz z nudów".A panna Betty zapytała: Czy Joe ją widział?", a pani odpowiedziała: Oczywiście że tak".Apanna Betty na to: Ale nie na tobie.Nie drażnij go, Elaine".Wtedypani się roześmiała i powiedziała: Moje piersi miałyby go drażnić? Coty o tym możesz wiedzieć, Betty?" Musiałam szybko uciekać, bo pannaBetty wyszła z pokoju.- Nie zabierają jej ze sobą?- Nie.Przecież ona nigdy z nimi nie wychodzi.- To prawda.Ale to Wigilia i przyjęcie.- Ma nową sukienkę.- Panna Betty?- Tak, wełnianą, w jasnoróżowym kolorze.Aadnie jej w niej.no, na tyle, na ile to możliwe.Trudno uwierzyć, że są siostrami, co?- To prawda.Jedna wygląda jak lalka, a druga jak szkapa.Alewiem, którą bym wolała, gdybym miała wybierać.- Ja też.Pokiwały głowami, niczym konspiratorki i wymknęły sięostrożnie z pokoju.Była dziewiąta wieczór.W domu panowała cisza.UpłynęłaSRponad godzina, odkąd Joe i Elaine wyszli, weseli i roześmiani.Naodchodnym Joe powiedział: Szkoda, że z nami nie idziesz".Nie uwierzyła mu, ale też i nie uświadomiła, że nikt jej niezapraszał.Mimo to była mu wdzięczna za te słowa.Poczciwy z niegoczłowiek.Choć miał wybuchowy charakter i czasami dziwnie sięzachowywał, troszczył się jednak o ludzi.Właśnie to współczucie dladrugiego człowieka tak ją zaskakiwało.Mary, Jane i Nellie pojechałyodwiedzić swoich krewnych.David podwiózł je nawet samochodem,kiedy wrócił od Eganów, gdzie zostawił Hazel.W domu byli więctylko Duffy, Mike i dziecko.Nagle zrobiło się dziwnie pusto.Wzięła z kuchni tacę z kolacją, lecz zamiast zanieść ją do jadalni,poszła do salonu i usiadła przy płonącym kominku.Jadła, przyglądającsię choince.W przyszłym roku Martin będzie już biegał wokół drzewka,bawił się na podłodze pociągami i samochodami i budował domy zklocków.Już go sobie wyobrażała.Kochała to dziecko.Czasaminachodziła ją refleksja, że jest bardziej jej niż Elaine.Jeślimacierzyństwo rozumieć jako troskę i opiekę nad dzieckiem, to zpewnością Martin należał do niej.Nie miała jednak wątpliwości, żeElaine też go kocha, zwłaszcza kiedy był szczęśliwy i uśmiechnięty.Skończyła jeść, wyciągnęła się w fotelu i rozejrzała po salonie.Ile już świąt spędziła sama? A ile w domach innych ludzi? Ile razymusiała walczyć z ogarniającym ją uczuciem samotności? Mikepowiedział, że nie można kochać wszystkich.Miał rację.Naprawdęmożna kochać tylko jedną osobę.Istniały różne odmiany miłości, leczSRtę, której pragnęła i której potrzebowała, mogła jej dać tylko jednaosoba.Przypomniała sobie przedostatnie Boże Narodzenie, którespędzała u kuzynki Kathryn.Czuła wtedy głęboką tęsknotę za kimś,komu byłaby potrzebna.Nie myślała jednak o miłości, bo to byłobyniebezpieczne.Ale nadeszła kolejna Wigilia, a jej sytuacja się niezmieniła.Wstała z fotela, wolno zbliżyła się do kraty kominka i spojrzała wwiszące z boku owalne lustro w złoconej ramie.Trzeba przyznać, żewłosy miała ładne: kasztanowe i gęste, i jak wszystkie gęste włosymiękko się układały.Oczy, brązowe i okrągłe, nie były bardzo duże.Nos prosty, lecz niestety wydatny.Uwagę przyciągały piękne usta opełnych kształtnych wargach.Twarz miała szeroką, lecz dośćproporcjonalną w stosunku do całej potężnej sylwetki.Już jest zle,kiedy się ma pięć stóp i dziewięć cali wzrostu, a kiedy dochodzi dotego wielkie ciało, to stanowczo zbyt wiele.Mimo to nie była gruba.Nie.Dawno postanowiła, że do tego nie dopuści.Uważała, co je, ibardzo rzadko piła alkohol.I jeszcze jej imię: Beatrice.Też było ciężkie i pasowało do jejciężkiej sylwetki.Ale skrócono je do Betty, a Betty brzmiałodziewczęco, a ona nigdy nie była dziewczęca.Zamknęła oczy, odwróciła się od lustra, zabrała tacę i wyszła zpokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]