[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Książę ruszyłszybkim truchtem, a nieprzytomne ciało obijało się mu o plecy.Gdy bezceremonialnie wkroczył do wielkiego obozowiska, którepochłonęło spokojną wioskę Ocelota, zapanowała cisza.Siedzącykręgami przy ogniskach odprowadzali wzrokiem księcia zzakrwawionym karłem na ramieniu.W końcu Balam dotarł do obozuKaana i położył Jednookiego na ziemi.- Znalazłem go przy swoim obozie - powiedział.- Chyba go napadłwielki kot, widać ślady pazurów.Podbiegła H'meen ze swoimi przyborami.- Na to wygląda - potwierdziła.- Pazury jaguara.- Da się go uratować? - zapytał Kaan.Podniosła ku niebu oczy pełne łez.- Jeśli bogowie dozwolą - wyszeptała.Rozdział Czterdziesty.Niebo zaciągnęło się ponuro.W porze suchej takie pochmurne dnito rzadkość.Było chłodno, wiało z północnego wschodu, deszcz wisiałw powietrzu.Trzcinowa chata nie zapewniała schronienia przedkaprysami żywiołów.Ludzie kulili się przy ogniu, zawijali w płaszcze, aH'meen tymczasem prowadziła astronomiczne obliczenia.Przeszły dwa miesiące księżycowe, czerwonego kwiatu w okolicachzrujnowanego miasta Copan nie znaleziono.Tonina postanowiłaskierować się na północ i tam szukać kwiatu.Do pory sztormów zostałyjuż tylko dwa miesiące.Oznajmiła Kaanowi, że z jej punktu widzeniawypełnił swoje zobowiązanie, więc ich więz uległa już zerwaniu.Przystał na to, choć niechętnie, bo nie mógł dłużej zwlekać zzawróceniem ku Teotihuacan.Wszyscy utkwili wzrok w H'meen, która pilnie studiowała swojeksięgi.Jednooki owinął ciasno opończę wokół szyi, co przypomniało mupoprzednią okazję, gdy miał zaciśniętą na gardle opończę - a Balampodniósł go za kark i rzucił o drzewo.H'meen otoczyła go wtedy troskliwą opieką i przywróciła dozdrowia.Nastawiła złamane kończyny, opatrzyła rany, czuwała przy nimdzień i noc, malując na jego poturbowanym ciele uzdrawiające symbole,kładąc czarodziejskie amulety, śpiewając modlitwy, szepcąc zaklęcia,łagodnie, ale stanowczo wypraszając z jego ciała złe duchy bólu izakażenia.Spała przy nim, ogrzewała go, płakała nad nim i błagała, byodzyskał siły.Nikt nie poznał, że rany na twarzy i piersi nie zostałyzadane kocimi pazurami.Nikt nie znał straszliwego sekretu, któryzatruwał mu duszę - że podróż do dalekiego Copan była bezcelowa.Dusza Jednookiego, niegdyś jasna i pogodna, stała się zimna i ciemnajak te złowieszcze chmury wiszące nad głowami.Wiedział, że czerwonego kwiatu w tej okolicy nie ma i nigdy niebyło - ale nie mógł o tym nikomu powiedzieć.Codziennie ranowyruszały w cztery strony świata drużyny poszukiwaczy i codzienniewieczorem wracały z pustymi rękami.Jednooki wiedział, że nic nieznajdą, ale nie mógł się tą wiedzą z nikim podzielić.Gdyby zdradził,Balam dopadnie i zamęczy Toninę.Jednooki co prawda zastanawiał się, po co Balamowi odwodzenieKaana od Teotihuacan, po co zadawał sobie trud, ponosił kosztyopłacenia kłamliwej relacji doręczyciela wieści o czerwonym kwiecie.Ale po chwili, z bólem serca, postanowił w ogóle się tym nieprzejmować.%7łałował, że Balam go nie zabił owego dnia dwa miesiące temu;przeklinał własne tchórzostwo; brzydził się sobą; wstydził się, że niepotrafi sam ze sobą skończyć.Tkwił tak w pożałowania godnym stanie,wiedząc, że marzenia tej masy ludzi nigdy się nie spełnią.A w obozieduch upadł.Chorzy i kaleki, wszyscy, których sprowadziła tu nadziejaodmiany losu, czekali teraz na wyrok królewskiej zielarki: nadszedł jużczy nie dzień rozpoczęcia podróży powrotnej.Postarzała piętnastolatka ukończyła skomplikowane obliczenia.Tonina przyglądała się jej z podziwem.Wyspiarze stosowali w życiubardzo prosty kalendarz: trzysta sześćdziesiąt pięć dni od jednej poryburz do drugiej.Majowie również taki słoneczny kalendarz stosowali,ale mieli też lata liczone inaczej.Tonina nie rozumiała, jak rok może liczyć tylko dwieściesześćdziesiąt dni.Jednooki tłumaczył jej kiedyś, że jest on oparty nacyklu Gwiazdy Zarannej - i taki kalendarz Majowie stosowalinajczęściej.Były jeszcze dwa dodatkowe cykle roczne, a także miesiące,które miały tylko dwadzieścia dni i nie były powiązane z fazamiKsiężyca.W sumie majańska rachuba czasu mogła wywołać zawrótgłowy.Mimo to H'meen bez kłopotu sobie z tym radziła.Zasięgała opiniiswoich ksiąg i tablic, notowała zjawiska astronomiczne i w końcuokreśliła precyzyjnie datę, kiedy Kaan powinien zawrócić, aby zdążyć naczas do Teotihuacan.- Masz jeszcze sto i trzynaście dni na dotarcie do Boskiego Miasta.- A jaką drogą najlepiej mi iść? - zapytał Kaan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]