[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko odbędzie się szybko i sprawnie.DeSante nie nosi broni.Gardzi takimi metodami.Nigdyjednak nie został przyłapany, więc trudno powiedzieć,co zrobi.Dlatego musisz zniknąć jak najszybciej.Poprostu wyjść i nie oglądać się za siebie.- Nie oglądać się za siebie - powtórzyła jak echo,unosząc rękę, by odgarnąć włosy.- A jeśli de Sante nie zrobi niczego podejrzanego?- wypytywał dalej Nick, wbrew zakazowi napawającsię zmysłowym ruchem jej piersi, wychylających sięspod skąpego stanika sukni.- Wtedy dotrwam do końca wieczoru i powiemmu, że się zle poczułam.- Uśmiechnęła się chytrze.- Nie martw się, ładnie to odegram.Mam wprawęjeszcze z czasów szkolnych.Uśmiechnął się krótko i natychmiast spoważniał.- Pod żadnym pozorem nie idz z nim do hotelu- ostrzegł.Tak naprawdę nie musiał się o to martwić.Jakkol-wiek FBI miało ochotę wykorzystać Hayley do końcapomimo jej braku doświadczenia, Kozlow natychmiaststorpedował ten pomysł.Intensywne spojrzenie Nicka przyspieszało bicie jejserca.- Wiem - mruknęła gardłowo.- Nie pójdę.- Jeśli będzie nalegał, zrób scenę.Znów zapadła cisza.Hayley przeciągnęła dłońmi pogładkim materiale sukni.- Wiesz, czym się najbardziej denerwuję? - zapytałapo chwili.- Swoją matką - odparł bez wahania.Był świad-kiem, kiedy dzwoniła do Philippe de Sante'a i widział,jak zmienił się wyraz jej twarzy, kiedy dowiedziałasię, że ów proponowany przez Francuza interesującywieczór" okazał się tą samą galą, na którą zaproszenibyli Pamela i Elliot.- Skąd wiesz?- Bo znam cię, kochanie - stwierdził z prostotą.- Ale nie martw się, wszystko będzie dobrze.Elliotzostał poinstruowany.Zajmie się twoją matką.- A jazajmę się tobą, dodał w myślach.- Mam nadzieję - wyszeptała.- Nie obawiaj się.- Aatwo ci mówić.Powolnym, delikatnym gestem wyciągnął rękę imusnął palcami policzek Hayley.Zadrżała.Na jednouderzenie serca poddała się tej czułej pieszczocie.W kilka minut pózniej Nick wdrapał się dowyładowanego aparaturą podsłuchową wozu obser-wacyjnego.W środku siedziało już trzech mężczyzn- Al Kozlow i dwaj agenci specjalni, O1iver i Leahy.- Jaki macie odbiór? - zapytał.Bierne uczestnictwow tej akcji okazało się jedną z najtrudniejszych rzeczy,jakie robił w życiu.Rozważano możliwość, by wystąpiłna wencie dobroczynnej jako Neil James, jednak samostatecznie uznał, że wypadłby z roli i raczej spłoszyłFrancuza, niż ochronił Hayley.- Czyściutki - odparł Oliver, wznosząc w górę kciuk.- Dobra - rzucił krótko Nick i sięgnął po pistolet,który zostawił w wozie przed pożegnaniem z Hayley.Drugi miał już w kaburze pod pachą.- Odjeżdżaj tą budą - nakazał Kozlow.Wóz ruszył i włączył się w ruch uliczny.- Szampan dla pani? - zapytał kelner, podsuwającHayley srebrną tacę.- Dziękuję - odparła, biorąc smukły kieliszek.- A dla pana?Philippe de Sante potrząsnął odmownie głową.Kelner ukłonił się i zniknął.Hayley pociągnęła drobny łyk złocistego płynu.- Nie lubisz szampana, Philippe?- Cenię sobie dobrego szampana - odparł, sięgającdo wewnętrznej kieszeni wieczorowej marynarki iwyjmując papierośnicę oraz zapalniczkę.Bawił sięnimi obracając w rękach, jakby nie miał zamiaru palić.Wzniosła swój kieliszek.- Czyżby ten nie spełniał twoich wymagań?- Jest nieodpowiedni na okazję, o której myślę.Zamówiłem butelkę Cristal".Będzie czekać na nas wmoim apartamencie.Zapalił papierosa, zaciągnął się głęboko, wypuściłdym przez nozdrza i rozejrzał się wokoło.Trudnojednak było zgadnąć, kogo - lub czego - wypatruje.Hayley pociągnęła kolejny łyk i również rozejrzałasię wokół.Kilka setek gości zebrało się w nowowybudowanym skrzydle jednego z nowojorskichmuzeów sztuki, przemianowanym tymczasowo naelegancką salę balową.Wystrój uświetniały wielkie,barwne kompozycje kwiatowe, a w rogu usadowił siękwartet muzyczny.Wybór potraw na bogato przy-branych stołach mógł zadowolić nawet najbardziejwybredne podniebienie.- Dobrze się bawisz? - zapytał wreszcie Philippe.Hayley szybko odwróciła ku niemu wzrok i w tymmomencie kątem oka dostrzegła starszą kobietę otwarzy ostrej jak siekiera, z czarnymi, gładkouczesanymi włosami pokrywającymi jej głowę jakkask.Owa niezbyt atrakcyjnie wyglądająca damagapiła się na Hayley tak, jak gdyby dostrzegłakaralucha na półmisku z kawiorem.- Jak mogłabym nie bawić się dobrze w twoimtowarzystwie? - odparła, starając się wyrzucić z pamięciobraz czarnowłosej kobiety.Inna bowiem kobietazaprzątnęła w tym momencie jej myśli: ta w błękitnej,szyfonowej sukni, z burzą srebrzystoblond loczkówna głowie.Hayley dwa razy zdążyła już dostrzecmatkę i była pewna, że na szczęście tamta jej nie widzi.Kąciki cienkich ust Philippe de Sante'a uniosły sięku górze, a ciężkie powieki opadły.- Czy byłaś równie kokieteryjna wobec mojegoprzyjaciela, Neila Jamesa?Już chyba po raz trzeci albo czwarty wspomniał toimię, i za każdym razem zręcznie udawało jej sięskierować rozmowę na inne tory.Tym razem jednakuznała, że Michelle Becker, dla której uległość wobecmężczyzn należy niejako do zawodu, powinna ująć sięhonorem.- To, co robię z twoim przyjacielem O'Neillem, niepowinno cię interesować, Philippe - stwierdziłachłodno.- Tak samo zresztą, jak jego nie powinnointeresować, co robię z tobą.- Jezu, co ona mówi?! - W wozie obserwacyjnymagent specjalny Leahy zachłysnął się z wrażenia.- Nic takiego - natychmiast odpowiedział Nick.Ażwzdrygnął się, słysząc, jak Hayley osadziła Francuza.Nawet szum rozmów w tle i przydzwięk wzmacniaczynie zdołały zniekształcić klasycznego tonu LodowejKsiężniczki.- Bardzo dobrze zagrała.Nie uważasz chyba, żeMichelle Becker powinna być słodką idiotką? Pozatym w jej zawodzie są ścisłe zasady, a jedną z nich jestdyskrecja.- Czyżby? - de Sante uniósł brew.Hayley wyprostowała się, nagle uświadamiając sobieobecność mikrofonu.Uważaj, tylko nie daj sięwciągnąć w grę - ostrzegła się w myśli, pomna naprzestrogi Nicka.- Tak.Zresztą kobieta lubi mieć swoje tajemnice.De Sante przyglądał się jej uważnie przez kilkasekund, po czym przytaknął z wolna.- To prawda - przyznał.- Pomimo to monsieurJames nadal mnie intryguje.- Ty jego też - mruknął Nick.- Naprawdę zrobiłeś wrażenie na tym łajdaku,O'Neill - skomentował agent Oliver
[ Pobierz całość w formacie PDF ]