[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wróciłyśmy do samochodu i w pośpiechu odjechałyśmy.Niebo byłorozjaśnione.Po bardzo długim uścisku, który mówił o wiele więcej, niż mogłyby to wyrazićjakiekolwiek słowa, opuściłam Rim i odleciałam do Rijadu.Nadszedł czas wyjazdu.Spakowane kontenery czekały na filipińskich mężczyzn, którzy mieli je zabrać.Sudański weterynarz przyjechał po Suhę, żeby przetransportować ją do mojego kolejnegodomu.W mieszkaniu panowała cisza.Ze wszystkimi się już pożegnałam.Wyjrzałam napodświetlone korty tenisowe; gdy tu przyjechałam, był to pierwszy widok, jaki ujrzałam,widok jałowej ziemi, która zdążyła do tego czasu wydać tak olbrzymi plon.Włożyłamfrancuski kostium i szybko ukryłam go pod dożywającą końca swoich dni abają.Zadzwoniłam po raz ostatni do Imrana, żeby potwierdzić, że jestem gotowa.- Tak żałuję, że nie zobaczę już dzisiaj Imada - powiedziałam w końcu żałosnymtonem.- Zadzwoń do niego, Qanta.Po prostu wybierz numer.On przecież do ciebie niezadzwoni, bo nie masz komórki.Może już wrócił ze spotkania?Spojrzałam na zegarek.Były trzy godziny do odlotu.- Okej, rzeczywiście spróbuję.- Wybrawszy znany mi numer, czekałam, spodziewającsię, że za chwilę włączy się automatyczna sekretarka.- Halo? - usłyszałam głos Imada.- To ja.Nie sądziłam, że odbierzesz - zaczęłam.- Właśnie za chwilę wylatuję z Dżuddy i lecę do Rijadu.- Ooo! O której lądujesz?- O pierwszej.- A ja wylatuję o drugiej.Spotkajmy się zatem na lotnisku króla Chalida -powiedziałam podekscytowana.- Tak, Qanta, tak się umawiamy.Będę niedługo.Znajdę cię i będziemy mogliporozmawiać.Muszę teraz kończyć.- Rozłączył się.Podniecona perspektywą romantycznego pożegnania na lotnisku zadzwoniłam posamochód, który miał mnie zabrać z kompleksu i zawiezć w stronę nowego życia.Gdy dotarłam na lotnisko całe w marmurach, rozpierała mnie radość.Owszem, byłomi żal, że zostawiam tutejszą egzotykę.Zastanawiałam się, kiedy znów będę mogła wdychaćtę mieszankę gorąca i kurzu, kiedy znów usłyszę to codzienne staccato nadżdyjskiejarabszczyzny, kiedy ponownie będę pomykać w abai, pić herbatę z miętą na werandzieschowanej za wysokimi murami czy jezdzić konno pod tym samym rozgwieżdżonym niebem,które tak oczarowało Lawrence a niemal sto lat wcześniej.Tak, zastanawiałam się, kiedyznów będę miała w kieszeni bilety do mojego Stwórcy.Wiedziałam jednak, że tu wrócę i żenastępnym razem będę się czuła jak u siebie.Szłam spokojnie, niczego się nie obawiając.Nigdzie jednak nie widziałam Imada.Czekałam, ale w końcu musiałam udać się w stronę kontroli paszportowej.Przeszukałamwzrokiem lotnisko z wyżej położonego poziomu, na którym znajdowała się hala odlotów, alenigdzie nie wypatrzyłam samotnego Saudyjczyka w spodniach khaki.Czułam sięzawiedziona.Kilka godzin pózniej, kiedy przesiadałam się w Londynie, dowiedziałam sięz e-maila, że on także mnie szukał.Weszłam na pokład samolotu i usiadłam na swoim miejscu.Podobnie jak inne kobietyzrzuciłam abaję i bezceremonialnie wepchnęłam ją do schowka nad głową.W końcu kilkagodzin pózniej i kilka kontynentów dalej wylądowałam na lotnisku Kennedy ego.Zebrałamrzeczy i przygotowałam się, by wysiąść w swoim ukochanym mieście, które było moimkulturowym domem.Postanowiłam zostawić abaję w samolocie.Nigdy więcej już jej niezałożę.Gdy tylko przekroczyłam podniesiony próg, usłyszałam komunikat płynącyz głośników:- Pasażerka z miejsca trzydzieści dwa zostawiła abaję.Proszę się po nią zgłosić.Czekana panią na pokładzie.Rozprostowałam rękawy granatowej kurtki i ukradkiem rozejrzałam się, żebysprawdzić, czy ktoś zauważył, że to ja dopuściłam się tego wykroczenia.Po chwiliwystawiłam przez próg stopę w pończosze i bucie na wysokim obcasie po czym ruszyłamprzed siebie zamaszystym krokiem.Stewardesa wciąż ponawiała komunikat skierowany dowłaścicielki abai.Nie mogłam się powstrzymać - głośno się zaśmiałam.W końcu byłam wolna. POSAOWIESurowa chwałaJane właśnie obudziła się po poważnej operacji, kiedy zabrzmiał alarm sygnalizującyjakieś nieszczęście.W ciągu kolejnych godzin ci sami mężczyzni, którzy dawali mireprymendy z powodu smutku, jaki odczuwałam w związku z wydarzeniami z 11 września,zajmowali się 178 rannymi osobami, które pojawiły się w Szpitalu Gwardii Narodowej.Natym samym oddziale intensywnej opieki medycznej teraz i oni byli załamani, spokornialii skuleni z przerażenia.Nie musiałam nic mówić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]