[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Snajper Dwa-Jeden, dzieje się coś? – pytał właśnie Clark, kiedy weszli.–Nic, Tęcza Sześć, tylko cienie w oknach.Nikogo nie wysłali dotąd na dach.Trochę todziwne.Mają zaufanie do kamer, pomyślał Noonan.Rozłożył przed sobą plany zamku.– W porządku, zakładamy, że wszyscy nasi przyjaciele są tutaj… Ale na trzech piętrach jest w sumie kilkanaście różnych pomieszczeń.–Tu Niedźwiedź – rozległo się z głośnika, ustawionego przez Noonana.– Zacząłem krążyć.Co powinienem wiedzieć? Odbiór.–Niedźwiedź, tu Tęcza Sześć – odpowiedział Clark.– Wszyscy osobnicy są w zamku.Na pierwszym piętrze jest centralna dyspozytornia parku.Najprawdopodobniej wszyscy znajdują się właśnie tam.Osobnicy zabili zakładnika, małą dziewczynkę – dodał John.Siedząc za sterami śmigłowca, Malloy nawet nie drgnął, kiedy to usłyszał.– Zrozumiałem, Tęcza Sześć.Będziemy krążyć i meldować.Cały sprzęt mamy na pokładzie.Odbiór.–Bez odbioru.– Clark zdjął palec z przycisku nadajnika.Ludzie z Tęczy zachowywali spokój, ale oczy im płonęły.Byli zbyt wytrawnymi profesjonalistami, żeby okazywać zdenerwowanie.Twarze mieli kamienne.Tylko oczy poruszały się, studiując rozłożone na stole plany, a co jakiś czas zerkając na monitory.Ding pomyślał, że Homer Johnston musi się czuć paskudnie.Miał skurwiela na celowniku, kiedy tamten zastrzelił dziecko.Homer sam był ojcem, a tego drania mógł wysłać na tamten świat jednym ruchem palca… Ale nie, to nie byłoby rozsądne posunięcie, a im płacili za rozsądek.Nie byli wtedy gotowi, a wszystko, co pachniało improwizacją, mogło jedynie zagrozić życiu kolejnych małych zakładników.Zadzwonił telefon.Odebrał go doktor Bellow.–Tak?–Przykro nam z powodu tego dziecka, ale i tak by wkrótce umarło.Kiedy nasiprzyjaciele zostaną uwolnieni?–Paryż jeszcze się z nami nie skontaktował – odpowiedział Bellow.–Cóż, z przykrością muszę zawiadomić, że wkrótce przyjdzie kolej na następne dziecko.–Chwileczkę, panie Jedynka, przecież nie mogę zmusić Paryża do czegokolwiek.Rozmawiamy, negocjujemy z przedstawicielami rządu, ale podjęcie decyzji zabiera im dużo czasu.Rządy nigdy nie działają szybko, prawda?–Więc im pomogę.Powiedz Paryżowi, że jeśli za godzinę nie będzie tu samolotu z naszymi przyjaciółmi, zabijemy następnego zakładnika i będziemy zabijać ich po kolei co godzinę, dopóki nasze żądania nie zostaną spełnione.– W głosie terrorysty nie było śladu emocji.–To nierozsądne.Proszę posłuchać, przecież nawet gdyby w tej chwili wszystkich zabrano z więzień, dostarczenie ich tutaj musiałoby potrwać co najmniej dwie godziny.W końcu samolot leci z określoną prędkością, czy wam się to podoba, czy nie.Zaległa cisza.– Tak, to prawda – odezwał się po chwili terrorysta.– Dobrze, zaczniemy zabijać zakładników za trzy godziny od teraz… Nie, rozpocznę odliczanie od pełnej godziny.To wam da dodatkowe dwanaście minut.Będę hojny.Zrozumiałeś?–Tak, mówi pan, że zabijecie następnego zakładnika o dwudziestej drugiej, a potem następnych, co godzinę.–Zgadza się.Zadbaj, żeby zrozumieli to w Paryżu.– Połączenie zostało przerwane.–I co? – spytał Clark.–John, ja tu nie jestem potrzebny.Jasne jak słońce, że to zrobią.Pierwszego zakładnika zabili, żeby pokazać, kto tu rządzi.Zamierzają zrealizować swój plan, bez względu na cenę.Ustępstwo, na jakie właśnie poszedł, może już być ostatnim.* * *–A to co? – zawołał Esteban podchodząc do okna.– Śmigłowiec!–O? – Renč również poszedł zobaczyć.Okna były tak małe, że musiał odsunąć Baska na bok.– Tak, widzę.To policyjny śmigłowiec.Wielki – dodał, wzruszając ramionami.– Właściwie nie ma się czemu dziwić.– Zastanawiał się przez chwilę.– Josč, pójdziesz na dach.Weź ze sobą radio i informuj nas o wszystkim.Jeden z pozostałych Basków skinął głową i ruszył w kierunku schodów.* * *–Dowództwo, tu snajper Dwa-Jeden – zgłosił się Johnston minutę później.–Snajper Dwa-Jeden, tu Tęcza Sześć.–Mam kogoś na dachu zamku.Jeden mężczyzna z bronią, chyba Uzi, ma ze sobą radio.Jest sam, nikt mu w tej chwili nie towarzyszy.–Zrozumiałem, snajper Dwa-Jeden.–To nie ten, który rozwalił dzieciaka – dodał sierżant.–W porządku, dziękuję.–Snajper Dwa-Dwa też go ma… Właśnie przeszedł na moją stronę.Chodzi dookoła… Spogląda na dół z krawędzi dachu.–John? – odezwał się major Covington.–Tak, Peter?–Dajemy im za mało do oglądania.–Co masz na myśli?–Dajmy im coś, na co mogliby popatrzeć.Policjantów w pobliżu Zamku.Jeśli nic nie będą widzieć, zaczną się zastanawiać, czego nie widzą.–Dobry pomysł – powiedział Noonan.Clarkowi też się podobał.– Pułkowniku?–Tak – odpowiedział Nuncio i pochylił się nad stołem.– Proponuję dwóch ludzitutaj, dwóch następnych tutaj i jeszcze kogoś tutaj.I tutaj.–Dobrze.Niech się pan tym zaraz zajmie.* * *–Renč – zawołał Andrč ze swego miejsca przed monitorem.– Popatrz.Dwóch policjantów z Guardia Civil skradało się powoli Ulicą Hiszpańską.Znajdowali sięw odległości pięćdziesięciu metrów od zamku.Renč skinął głową i sięgnął po radio.– Trójka!–Tak, Jedynka?–Policjanci podchodzą do zamku.Miej ich na oku.–Oczywiście, Jedynka – obiecał Esteban [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire