[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludovic zawsze był chłopcem rozsądnym, inteligentnym, o spójnej osobowości, choć nieco nadwrażliwym.Zwątpienie otworzyło tylko furtkę, przez którą wślizgnęła się Bestia.– Nie próbował się ojciec dowiedzieć, kim był ten człowiek?– Jeżeli to naprawdę diabeł, w końcu sam do mnie przyjdzie.Byłem jego przeciwnikiem w pojedynku o posłuch Ludovica przez wiele miesięcy, więc z pewnością wie o moim istnieniu.Przyjdzie, ponieważ diabeł niczego nie lubi tak bardzo, jak mierzyć się z człowiekiem, pokazywać mu jego ograniczenia, podważać przekonania, wiarę.Pobił mnie w potyczce o wpływ na Ludovica, zapragnie pełnego triumfu nade mną.Jestem gotów – powiedział Vatec, pokazując kościół, zataczając krąg ręką.– I nie próbował ojciec przekonać Ludovica, że się myli, że nie powinien się pogrążać?– Kiedy zło wykiełkuje w człowieku, jest jak trucizna, która się rozlewa.Wkrótce nie da się jej już usunąć.Jedyne, co można uczynić, to jak najszybciej odsunąć od tej osoby innych, zanim zarażą się jadem, który ją przeżera.Tak, moja droga, zło jest zaraźliwe, a my jesteśmy jego nosicielami.– Ojcze, Ludovic nie żyje.Zabrał ze sobą sześć osób, wiele innych poważnie zranił.A nie jest jedyny! Jestem przekonana, że istnieje związek między nim a tymi nastolatkami, którzy strzelali w TGV, i zapewne z człowiekiem z centrum handlowego.Vatec nagle przesunął się po ławce i niemal przywarł do Ludivine – jego twarz znalazła się o kilka centymetrów od jej twarzy, czuła na policzku jego ciepły oddech.– Ta wojna dopiero się zaczyna.Nie rozumie pani tego? Wojna, która pochłonie wiele niewinnych ofiar.Ale Pan czeka, by przyjąć je w zaświatach.Co do reszty, to nasza walka, sami musimy pokonać Złego, udowodnić wierność wobec Boga.Ludivine odparła szeptem, ale w jej głosie słychać było determinację:– Bóg nic mnie nie obchodzi, ojcze.Służę sprawiedliwości, to ona mnie prowadzi i dlatego potrzebne mi nazwiska, ludzie, winni o ludzkiej twarzy.– Znajdzie ich pani.Bo demon jest na ziemi, żeby zebrać swe wojska.A to, czego jest pani świadkiem, to pierwsze walki, jakie wydaje nam jego armia.Będzie ich wielu, będą legionem.Dłoń Vateca chwyciła ramię Ludivine.– Być może nie ma pani wiary w Boga, ale widzę ją w pani i może pani być Jego mieczem.Młoda damo, bądź bezlitosna, bo demony, z którymi się zmierzysz, nie zawahają się.Tym razem wiatr zdołał się wedrzeć do kościoła.Świstał między ławkami, wprawił w drgania płomienie świec.Jakby diabeł chichotał za plecami Ludivine.29Prowadzenie śledztwa przypomina układanie puzzli.Najpierw trzeba odszukać narożniki, potem obrzeża, żeby wytyczyć ramę, zanim rozpozna się główne motywy i posegreguje puzzle, kładąc osobno elementy poszczególnych figur.Potem, kawałek po kawałku, uważnie oglądając i porównując, ustala się pozycję każdego z nich w całym układzie.I w końcu, fragmentami, układa się puzzle.Obraz jest początkowo mało czytelny, ale kształty zaczynają się wyłaniać i próbując na chybił trafił, dopasowuje się do siebie wszystkie kawałki.We wtorek, 13 maja rano, wiele elementów puzzli idealnie do siebie pasowało w wizerunku oprawcy.Kiedy Ludivine przyszła około dziesiątej do koszar, z włosami jeszcze wilgotnymi po szybkim prysznicu, który brała, z trudem się obudziwszy, Segnon wyjmował z drukarki ciepłą kartkę.– To potwierdzenie zgodności DNA z laboratorium.Fragmenty skóry znalezione u dealerów należą do trzech osób – powiedział Segnon.– Ale to nie wszystko.Dziś rano dostałem mail.Guilhem odebrał właśnie dwie identyfikacje.Ludivine nie mogła zrozumieć, co wprawiło jej kolegów w taki dobry humor.Jakby to wszystko po nich spływało, jakby cały ten horror nie zrobił na nich żadnego wrażenia.Ale przecież doskonale pamiętała, jak Segnon wyszedł z wozu kempingowego i o mało nie zwymiotował.Teraz dobrze sobie z tym radził.Lepiej niż ona.To dlatego, że on potrafi oddzielać od siebie pracę i resztę życia.I dlatego, że nie bierze sobie wszystkiego do serca i nie traktuje osobiście.Dlatego, że może skupić się na najważniejszym – własnym życiu i rodzinie.Wciąż ta sama śpiewka.– Właśnie! – rzucił dumny jak paw Guilhem.– Jedna z ofiar była notowana za oszustwo i kradzież.To niejaki Éric Yahia.Te tatuaże na kawałku skóry są ponoć jego.Przejrzałem jego kartotekę, był drobnym cwaniakiem, gotowym na wszystko, byle łatwo zdobyć pieniądze.Ale nie był ani brutalny, ani groźny.Zaginął dwudziestego szóstego kwietnia po wyjściu z dyskoteki.Brak świadków.Ci, którzy go widzieli ostatni, utrzymują, że był lekko podchmielony.W pobliżu dyskoteki jest kanał, więc wielu podejrzewało, że mógł wpaść do wody, to się czasem komuś zdarzało, ale nie odnaleziono ciała.– Wiemy już, gdzie skończył – mruknął Segnon.Guilhem skrzywił się z odrazą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]