[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poprowadziła go przez plątaninę korytarzy w stronę bramy  powietrznej.Nikt ich niezatrzymywał.Pałac wydawał się opustoszały.Dotarli do wąskiej kładki, długości jakichś stupięćdziesięciu kroków, zawieszonej pomiędzy murem okalającym podjazd i pierwszą wieżąoporową.Annamea kroczyła swobodnie na wysokości jakichś sześćdziesięciu ustawionychjeden na drugim ludzi.Meredith kurczowo trzymał się drgających lin.Usiłował nie patrzeć wdół.Zbierało mu się na wymioty.Dziewczyna musiała go ponaglać.Pierwszy posterunek napotkali przy wejściu do wykuszu obronnego w wieży.Niktjednak nie śmiał zatrzymać dahmeryjskiego kohortnika w towarzystwie czarownika.Odsunięto żelazne kraty, potem umocniono żeliwną zapadnię.Wkroczyli do mrocznego,rozświetlanego jedynie nielicznymi pochodniami wnętrza.Annamea sama pociągnęła za dzwignię rozsuwającą ściany.Wsiedli do windy wodnej.Podest ruszył zaraz, powoli niosącich w górę.Meredith obserwował monstrualne ilości zapasów zgromadzonych na każdympiętrze, patrzył na puste jeszcze szpitale, świetlice, koszary ze śpiącymi żołnierzami.- Gdyby ci obrońcy mieli jaja - powiedziała Annamea.- To tu można się bronić nawetprzez dwadzieścia, trzydzieści.nawet pięćdziesiąt lat!- Hm.za pięćdziesiąt lat żaden z tych staruszków, który cudem dożyje, nieutrzymałby broni w rękach.- Nie.Tu są kobiety.Sale wychowawcze, sale ćwiczeń, poligony.Można chowaćnowe pokolenia żołnierzy i trwać tak prawie w nieskończoność - uśmiechnęła się.-Wyobrażasz sobie? Za pięćdziesiąt lat? Nowe pokolenie w Syrinx.Wnuki i prawnuki tych, cowidzieli upadek stolicy.A wokół ostrzegawcze tablice:  Nie podchodzić za blisko do wieży,bo oni mogą szyć z kusz.Prawie u stóp stanowisk obserwacyjnych - karczmy.Normalneżycie.A tu, za murem, którego nie da się zdobyć, resztki Cesarstwa, które nie istnieje już odpół wieku.O czym oni będą myśleć wtedy? W zasięgu wzroku, przy stołach, na targach,ludzie, którzy już nie będą znać nawet nazw imperialnych dróg.A tu? %7łołnierzezapomnianego imperium.Ciągle wierni.Zamknięci w dwóch monstrualnych przetrwalnikach.Uśmiechnęła się smutno.- Ciekawe czy dotrwają restytucji Cesarstwa? Czy będą normalnymi ludzmi? Azresztą.Może za tysiąc lat jacyś mędrcy będą badać te wieże i pytać sami siebie: Cóż zadziwna cywilizacja wylęgła się tutaj? Skarlałe, blade od braku słońca resztki imperium sprzedmillenniów.- uśmiechnęła się znowu.- Dałabym dużo, żeby to zobaczyć.Tych przyszłychmędrców kołatających do bramy, te ich szkiełka trzymane przy oczach, te ich mądre, naiwnetwarze, tę ich wiedzę, przy pomocy której usiłować będą zrozumieć cywilizację dwóch wieżyoporowych Cesarstwa - zamyśliła się, potem podjęła znowu.- To miejsca ostatnie, którewłaśnie dziś zaczynają swe istnienie, które będą nieść mroczne przesłanie przez wieki.Meredith ukłonił się z szacunkiem dla jej inteligencji.- Ale mamy szczęście - powiedziała.- Zobaczyć to wszystko w momencie, kiedyhistoria się zaczyna - chwyciła go za rękę.- Patrz na tych ludzi - wskazała żołnierzykrzątających się na kolejnych poziomach, które powoli mijali.- Ich potomkowie będą tu żyćprzez setki lat! Własne ujęcia wody, monstrualne zapasy, możliwość uprawy roli na szczyciewieży.Oni.tak już niedługo.zamkną się, spuszczając na wejście tyle skał, ilewystarczyłoby do budowy nowego cesarskiego pałacu.- Nie przetrwają stu lat - wtrącił Meredith.- Nie wystarczy żywności. - Wystarczy - mruknęła.- Zdradzam ci teraz największe tajemnice cesarstwa.Ale.Sąjuż grzyby, które mogą rosnąć bez światła.Mędrzec Gunai wymyślił metodę przechowywaniażywności przez, nie wiem dokładnie, odciągnięcie wody, czy jakoś tak.To może trwać wnieskończoność.Czy wiesz, jak wielka jest wieża oporowa? Czy wiesz, ile pięter jest jeszczepod ziemią?Mijali właśnie salę tronową, urządzoną prawie dokładnie tak samo jak w pałacuSyrinx.- To ostatnie takie miejsce, co?Annamea roześmiała się nagle.Ich podest dotarł do najwyższego miejsca w wieży.Wysiedli, otwierając blokującą kratę.Annamea poprowadziła go wąskimi, krętymi schodamina szczyt.Owionął ich chłodny wiatr przynoszący ulgę.Kiedy jednak czarownik tylko zerknąłw dół na rozświetlone pochodniami ulice, znowu poczuł się zle.Te wszystkie malutkiepostacie, te miniaturowe domki.Bogowie! Miał tylko nadzieję, że nie zwymiotuje wobecności kobiety.- Patrz!Wskazała mu Ciężki Dahmeryjski Korpus Szturmowy wyprowadzany właśnie zkoszar wokół pałacu.Meredith czuł, że odlatuje, zakręciło mu się w głowie.Jak możnawymyślić taką wysokość? Jak można budować tak, by patrzącemu z góry wydawało się, żecały świat wiruje pod stopami?Korpus Szturmowy dzielił się właśnie na dwie części.Ta bliżej wieży ruszyła w stronęnielicznych jeszcze sił Arkach, które byli w stanie dostrzec.Widzieli jakiegoś oficera, którywykrzykiwał niesłyszalne dla nich rozkazy, widzieli przegrupowujące się wojsko na placu,którego nazwy Meredith nie znał.Potem atak.Z marszu.Szturmowcy rozsadzili dosłownieobronę Korpusu Ekspedycyjnego, mordując dziewczyny szybciej, niż te zdążyły choćbyzrobić w tył zwrot.Błyskawicznie zdobyto baterię czterech dział blokującą wylot ulicy.Pierwsza kohorta wpadła między domy, zabijając.Szybko ruszyła wzdłuż traktu.Dziewczynyz Arkach mieszały się z napastnikami tylko po to, by ginąć dobijane przez drugą linię.Alepotem.Potem Dahmeryjczycy wypadli na kolejny plac nad kanałem i.napotkali coś, czegonazwa odtąd będzie kojarzyła się z pierwszą klęską Korpusu Szturmowego.Na placuczekali.grenadierzy.W Armii Arkach były to właściwie jednostki pomocnicze.Ponieważ nie wszystkichżołnierzy zdołano wyposażyć w karabiny, pozostałym rozdano granaty.I tyle.Nikt jednak niemógł przewidzieć, jak straszliwie skuteczne będą te jednostki w walkach ulicznych. Dwa bataliony grenadierów były już uprzedzone klęską swojej czołówki.Kilkakompanii przedostało się na dachy okolicznych domów, rozlokowało wygodnie tuż przyrynnach i.powoli, miarowo, dokładnie zapalając lonty, zaczęło zrzucać swoje granaty.Meredith widział jedną z dziewczyn oświetloną przez płonący dom naprzeciw.Siedziała sobie spokojnie na samej krawędzi dachu, obydwie nogi spuściła w dół, miała wustach wolnotlący lont.Co chwilę sięgała do drewnianej skrzynki na plecach, wyjmowałaciemny, nieforemny kształt, podpalała i zrzucała w dół, wolną ręką dłubiąc sobie spokojnie wnosie.Kiedy zbyt wiele strzał z kusz zaczęło przelatywać wokół niej, cofnęła się, położyła nabrzuchu, składając skrzynkę przed sobą i zaczęła rzucać, kierując się słuchem.Czasemwyjrzała, żeby przekonać się, czy słuch jej nie myli, czasem nie.Ktoś, jedna z koleżanekukryta za kominem, podała jej w pewnej chwili bukłak.Dziewczyna pociągnęła duży łyk,zerknęła na dół i rzucała dalej.Meredith, choć dzieliła ich straszna odległość, przysiągłbyjednak, że dziewczyna ziewa zaspana.Czarownik przetarł załzawione wysiłkiem oczy.Ktoś, pewnie jakiś zdesperowanymieszkaniec domu, zaatakował nagle dziewczynę, wywijając grubym kawałkiem deski.Tawstała lekko, wyszarpnęła swój krótki miecz, ale nie zdążyła niczego przedsięwziąć.Jejkoleżanka ukryta przy świetliku kopnęła napastnika tak, że ten stracił równowagę iposzybował w dół, wprost na głowy niedobitków Szturmowego Korpusu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire