[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obydwojezaliczali się do \arliwych katolików, a niedzielna msza w kościelegarnizonowym była jedną z niewielu czynności, w której pospołuuczestniczyli.Zaniepokoiła go więc nagła zjadliwość w jej głosie.Niewiedział, czy było to wymierzone pod jego adresem, czy RichardaMadera.Ponownie wstał z krzesła.- Chodzmy ju\ - powiedział lodowatym tonem sędziego,przyprawiającym wielu skazanych o dreszcz strachu.- Wolę być zawcześnie ni\ za pózno.Poza tym muszę jutro wstać o świcie, \ebypojechać do Linzu na posiedzenie komisji.Niech to diabli!Umyślnie nie powiedział jej, \e podró\ dotyczy sprawy Madera.Znów miałaby okazję, by wrócić do rozmowy o zmarłym kapitanie ijego impotencji.Linz spowijała gęsta jesienna mgła.Temperatura spadła dotrzech stopni poni\ej zera i robiło się coraz zimniej.Nagie drzewa ikrzewy chwiały się niczym szkielety na wietrze, zbyt apatycznym, byrozpędzić opary.Dunaj jeszcze nie zamarzł, a jego ziemistoszara tońbyła odbiciem smutnego nieba.W taki dzień lato wydaje się wytworemfantazji pijanego poety.Bo czy\ słońce mo\e kiedykolwiek wychynąćspod grubej warstwy chmur ścielących się jak okiem sięgnąć niczymrozpostarty baldachim?Mimo wszystkich środków ostro\ności podró\ komisji niepozostała długo tajemnicą.Z pociągu, którym przyjechali do Linzu,wysypała się te\ gromada reporterów.Gnali za fiakrami wiozącymiczłonków komisji od stacji do miasta, jak głodne wróble polujące nakońskie łajno.Pułkownik von Instadt, który powitał komisję w swej kancelariiw dowództwie pułku, zareagował na oskar\enie wysunięte pod adresemporucznika Dorfrichtera tak samo, jak wtedy, gdy się o tym dowiedział,to znaczy nie dawał temu wiary.- Nie, panowie - powiedział.- Po pierwsze, nie mogę uwierzyć,by którykolwiek oficer tej armii mógł popełnić tak potworną zbrodnię.Po drugie, to nieprawdopodobne, by Peter Dorfrichter był w to wmie-szany.Mówicie o ura\onej ambicji, zawiści i psychopatii.Ale\ toabsolutnie sprzeczne z charakterem Dorfrichtera! Tak się właśnieskłada, \e znam tego człowieka bardzo dobrze.Kiedy pułk mój brałudział w aneksji Bośni i Hercegowiny, Dorfrichtera przydzielono naoficera łącznikowego do 15 brygady.Byłem wówczas, z powoduincydentu, nad którym nie chcę się teraz rozwodzić, czasowo zwolnionyz dowodzenia.Wielu mych kolegów oficerów uznało, \e padłem ofiarąniepomyślnego zbiegu okoliczności, ale tylko jeden Dorfrichter miałodwagę wysłać raport do Ministerstwa Wojny w tej sprawie.Postąpiłwbrew regulaminowi i, o czym dobrze wiedział, ryzykował całą swąkarierę.Gdyby był psychopatą, jak wy to utrzymujecie, nie walczyłbyw mej sprawie ściągając na siebie niechęć ministerstwa.Po trzecie, jestwyjątkowo utalentowanym człowiekiem i mógłby sobie z łatwościąznalezć miejsce w świecie cywilów, ale on woli zawód wojskowego.Jest oficerem najbardziej oczytanym i wykształconym wśród mychpodwładnych.Mówi i pisze w sześciu językach: niemieckim,francuskim, angielskim, włoskim, węgierskim i czeskim.Moim zda-niem to wielki błąd i strata dla armii, \e go nie wcielono do KorpusuSztabu Generalnego.- Ufam całym sercem, \e słuszność jest po pana stronie, drogipułkowniku - odrzekł generał Wencel.- Musimy jednak kontynuowaćśledztwo.Ale będziemy postępować z największym, jak tylko mo\na,taktem i ostro\nością, by nikt, nawet sam Dorfrichter, nie domyślił się,\e go podejrzewamy.Nie chcemy bowiem naznaczać piętnemniewinnego człowieka.Przesłuchanie powinno przebiegać bezurzędowej celebry, w duchu kole\eńskiej atmosfery, a wezwani ofi-cerowie mają zgłaszać się na przesłuchanie w porządku alfabetycznym.Inspektor Weinberger poszedł na obiad z szefem miejscowejpolicji, generał Wencel wraz z kapitanem Kunze zostali zaproszeniprzez pułkownika von Instadta do oficerskiej kantyny, ale Kunzewymówił się od wspólnego obiadu pod pretekstem czekającej go pracy.Chciał bowiem przed odjazdem do Wiednia rozejrzeć się po mieście.Postanowił zjeść obiad w hotelu Herrenhaus, co nie było złymwyborem, gdy\ karmiono tu o wiele lepiej ni\ w kantynie.Wzniesiony w drugiej połowie osiemnastego stulecia, zapanowania cesarzowej Marii Teresy, budynek ten był niegdyś prywatnąrezydencją, tote\ hotel cechowały urok i zaciszna atmosfera dworku.Posiadał on obszerną wozownię, wyło\oną drewnem sień, jadalnię oniskim suficie, z szerokimi krzesłami odpowiednimi dla krynolin orazpokryty kamiennymi płytami dziedziniec ocieniony koronąrozło\ystego starego dębu.Starsi i pełni godności kelnerzy byli jakbyspecjalnie dobrani do wnętrza.Obsługiwali gości powoli, ale to niewadziło nikomu.Widać uwa\ali, \e ucztowanie, podobnie jak miłosneigraszki, powinno odbywać się w skupieniu, niespiesznie i zcałkowitym oddaniem.Kapitan Kunze mógł nawet wybrać sobie miejsce, gdy\ w tenlistopadowy ponury dzień gości było niewielu.Zajął stolik w wykuszu idość długo studiował menu, bo nie mógł się zdecydować, czy zamówićzająca, czy pieczeń po wiedeńsku.W końcu poradził się głównegokelnera, który polecił mu gotowaną wołowinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]