[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejno, wśród chaotycznych lamentów, wyrzucono ich za burtę.I tak fala wyniosła ich na ocean.Olbrzymia szerokość rzeki uchroniła ich przed atakiem gigantycznych wodorostów, które porastały wybrzeża.W gruncie rzeczy ich przejście z rzeki w deltę i z delty w morze odbyło się niepostrzeżenie: potężny brunatny wał słodkiej wody wtaczał się głęboko w słone fale.Stopniowo brąz rozpłynął się w zielonobłękitnych toniach, wiatr przybrał na sile i pognał ich w innym kierunku, równolegle do wybrzeża.Potężny las nie wyglądał na większy od liścia.Jeden z Rybiarzy, ponaglany przez swoich towarzyszy, podszedł z szacunkiem do Grena odpoczywającego z Yattmur wśród liści.–O, wielcy Pasterze, usłyszcie nasze słowa, kiedy mówimy, jeśli pozwolicie mi, bym zaczął mówić – rzekł.Ton Grena był ostry:–Nie zrobimy wam żadnej krzywdy, grubasie.Jesteśmy w tarapatach tak samo jak wy Nie możecie tego zrozumieć? Chcieliśmy wam pomóc i zrobimy to, kiedy świat stanie się znów suchy.Spróbuj więc zebrać myśli i mów z sensem.Czego chcesz?Mężczyzna pokłonił się nisko.Za nim pokłonili się jego towarzysze w pełnym rozpaczy naśladownictwie.–Wielki Pasterzu, patrzymy na ciebie od twojego przyjścia.My spryciarze brzunio – drzewiarze poznaliśmy twoją wielkość.Wiemy, że niebawem zapragniesz nas pozabijać, kiedy oderwiesz się od zabaw w przekładańca w liściach ze swoją panią.My spryciury nie jesteśmy głupcy; a niegłupcy są dość sprytni, aby z przyjemnością umrzeć dla ciebie.Mimo wszystko smutek nie czyni nas sprytnymi, aby umierać bez jedzenia.Wszyscy my biedni smutni sprytni brzunio – ludzie nie mamy co jeść i błagamy: daj nam jeść, bo nie mamy brzunio – mamy…Gren wykonał gest zniecierpliwienia.–My też nie mamy – powiedział.– Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wy.My też sami musimy się o siebie martwić.–Niestety, my nie śmieliśmy żywić nadziei, że podzielisz się z nami swoim jedzeniem, bo twoje jedzenie jest uświęcone, a poza tym pragniesz patrzeć, jak głodujemy.Jesteś bardzo sprytny, chowając przed nami mięso zaskącza, które, jak wiemy, zawsze przy sobie nosisz.Miło nam, wielki Pasterzu, że nas zagłodzisz, jeśli z tego powodu się zaśmiejesz, zaśpiewasz wesoło i zabawisz znowu w przekładaniec.Ponieważ jesteśmy pokorni, nie potrzebujemy jedzenia, by umrzeć najedzeni…–Ja naprawdę zamorduję te stworzenia – powiedział z wściekłością Gren i usiadł, puszczając Yattmur.– Grzybie, co z nimi zrobimy? Nawarzyłeś tego piwa, pomóż je teraz wypić.–Niech wyrzucą swą sieć za burtę i nałapią ryb – zabrzęczał smardz.–Świetnie! – zawołał Gren.Zerwał się, pociągając za sobą Yattmur, i począł wykrzykiwać rozkazy Rybiarzom.Niemrawo, niefachowo i bojaźliwie przygotowali swoją sieć i wyrzucili ją za burtę łodzi.Morze kipiało tu życiem.Jeszcze sieć nie opadła, a już szarpnęło nią coś dużego – szarpnęło i zaczęło miarowo piąć się w górę.Łódź przechyliła się na jedną stronę.Rybiarze odskoczyli z wrzaskiem, kiedy para ogromnych szczypców zgrzytnęła o górną krawędź nadburcia.Gren stał akurat pod nią.Bez zastanowienia wyciągnął nóż i uderzył.Uniosła się nad nim głowa homara, większa od jego własnej.Jeden po drugim ściął obydwa słupki oczne.Morski potwór puścił się bezdźwięcznie i spadł z powrotem w głębiny, zostawiając przerażoną bandę Rybiarzy jęczących w luki odpływowe.Gren rzucił się na nich, kopiąc i pokrzykując, równie jak oni przerażony, ponieważ w swym umyśle wyczuwał strach smardza.–Wstawać, obwisłe brzucho – brzuchacze! Chcecie tak leżeć, aż zdechniecie?! Ale ja wam nie dam.Wstawać i wyciągać sieć z powrotem, zanim będziemy mieli więcej potworów na karku.Dalej, ruszać się! Sieć do środka! No, do sieci, wy rozlazłe bydlęta!–O wielki Pasterzu, możesz rzucić nas dziwom mokrego świata, a my nie będziemy się skarżyć! Widzisz, że my cię sławimy, nawet kiedy sprowadzasz na nas potwory z mokrego świata, a my jesteśmy zbyt mali, by się skarżyć, miej więc litość…–Litość! Ja was poobdzieram żywcem ze skóry, jeżeli w tej chwili nie wyciągniecie sieci.Jazda! – wrzasnął.Ruszyli się do roboty, tylko włosy porastające im boki trzepotały na wietrze.Wciągnęli przez burtę sieć obładowaną stworzeniami, które chlapały i plaskały ludziom wokół kostek.–Cudownie! – zawołała Yattmur i uściskała Grena.– Jestem taka głodna, kochany! Teraz będziemy żyć! Mówię ci, że niebawem nastąpi kres Długiej Wody.Łódź dryfowała jednak niezmiennie.Zapadli ponownie w sen, po czym jeszcze raz, a tymczasem nie ociepliło się ani trochę, aż wreszcie obudzili się i odkryli, że pokład pod nimi jest nieruchomy.Gren otworzył oczy, jego spojrzenie napotkało płachetek piasku i chaszcze.W łodzi znajdowali się tylko on i Yattmur.–Grzybie! – zawołał, skacząc na równe nogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]